wtorek, 10 grudnia 2013

Szkoła to piekło...

Przepraszam, że taki post pojawia się tak późno. Już około tygodnia nic nie dodałam, ponieważ nie mam czasu, żeby pisać. Mam kilka sprawdzianów tygodniowo, jeszcze konkrs i nie wyrabiam ze szkołą, a co dopiero z innymi rzeczami. Łudziłam sie, ze dam radę napisać cokolwiek w ten weekend, ale wyjeżdżam na biwak harcerski...
Raczej nie wierzę w to, że przed przerwą świąteczną uda mi sie dodać nowy rozdział. Nawet jeżeli tak, to będzie on krótki i raczej wiele nie wniesie. Pisze to, zebyście nie myśleli, ze przestałam dodawać posty. Nadal jestem z wami :) 

środa, 27 listopada 2013

~ 19 ~

~C.~
Wdech, wydech.
Zmieniam taktykę, powiedziałam sobie. Koniec z byciem tą małą dziewczynką, którą na wszystko trzeba naprowadzać i która sama sobie nie umie poradzić. Musze pokazać, ze znam swoją sytuację, nieważne, jak wielkim miałoby to byc kłamstwem,  i sama poczekam, aż sie otworzą, zanim zdąże sama zadać pytania.
Z takim oto przekonaniem zadzowniłam do drzwi domu Noela. Nie bałam się, jak wczoraj. Stwierdziłam, ze otwartosć tego chłopaka nie przeraża mnie tak, jak tajemniczość Nathaniela. Czułam się przy nim wyluzowana. Miało to swoje plusy i minusy, bo bałam sie, że mogę powiedzieć mu za wiele.
Drzwi otworzyły się, skrzypiąc i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Noela. 
- Hej, dobrze cię widzieć. 
- Ciebie też. - odwzajemniłam uśmiech.
- Wejdź. - ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
Było tam tak... normalnie. Wręcz staroświecko. Drewniana podłoga przyktyta miękkim dywanem, wieszak na ścianie, tapeta w róże, mały stolik, który kiedyś był maszyną do szycia. O ile dom Nathaniela wywoływał u mnie zachwyt i niedowierzanie, tak tutaj... sama nie wiem co, było tak, jakbym odwiedziła normalnego kumpla, a nie... no właśnie, kogo?
Noel zabrał ode mnie kurtkę i zaprowadził po schodach. Gdy przechodziłam obok kuchni poczułam zapach pieczonego mięsa i zobaczyłam stojącą przy blacie kobietę. Nie odwróciła sie jednak, więc ruszyłam dalej. Dom miał tylko jedno piętro, i to tam mieścił sie pokój Noela. Choć mały, wcale nie był skromny - na biurku stał nowoczesny komputer, nad łóżkiem wisiał telewizor, ale poza tym był bardzo przytulny. Wszystkie meble były z tego samego rodzaju drewna, które kolorem przypominało mi miód. Ściany pomalowano na jasnoniebieski kolor, a łóżko przykrywała kapa, najprawdopodobniej ręcznie robiona, w tych samych barwach. Do wszystkiego dochodził także włochaty dywan.
- Masz bardzo ładny pokój. - powiedziałam, siadając na łóżku. 
- Eee, nic specjalnego. - machnął ręką, ale cicho sie zaśmiał. - Chcesz coś do picia? Do jedzenia? 
- Dzięki, jadłam w domu. - choć pokusa była wielka, musiałam odmówić. To była część mojej nowej taktyki - nie dać się skusić.
- Ok, to co? Do roboty? - klasnął w dłonie z entuzjaznem. Patrzyłam, jak włącza komputer, a następnie przynosi dla mnie dodatkowe krzesło.
Tym razem zaangażowałam sie w pracę, i musze przyznać, była ona naprawdę przyjemna. Noel nie zadawał żadnych podejrzanych pytań, nie wspominał o żadnych dziwnych rzeczach, takich jak impreza u DJ-a. Wykazał sie za to niemałą wiedzą na niemal każdy temat, czasem aż czułam się onieśmielona. Poza tym często żartował, raz nawet rozbawił mnie tak, ze straciłam oddech. W końcu jednak prezentacja została zrobiona, i nadszedł czas, bym wróciła do domu. Nie powiem, chciałam jeszcze zostać.
- Chyba już muszę iść. - powiedziałam, gdy Noel zamknął program.
- Szkoda. Było miło. - chłopak wyrażnie posmutniał.
- A jakże. - podniosłam torbę i ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Czekaj! - obróciłam się. - Może poszłabyś ze mną na kolację?
- Na kolację? - byłam totalnie zaskoczona tą propozcyją. Przecież skoro był taki jak ja, to nie mógł jeść normalnego jedzenia... znaczy mógł, ale nie miało to zwyczajnie żadnego sensu. Wyraźnie zależało my na wyjściu ze mną. Tylko czy ja na pewno powinnam sie zgodzić? - Myślałam, ze masz kolację w domu, przecież wszędzie pachnie jedzeniem.
- Niby moja mama coś tam robi, no ale będzie chciała zjeść z tatą, a ten zapewne wróci po północy, kiedy ja już będę spał. I cokolwiek ona robi, bedzie jutro na obiad.
- Oh. - nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. - Ale dokąd?
- McDonald jest za rogiem. - uśmiechnął sie szeroko. Zaśmiałam się.
- Serio mówisz?
- Czemu nie? Przepraszam, ale mój budżet jest za mały, żeby zabrać cie do normalnej restauracji.
- Mój też. - uśmiechęłam się ze zrozumieniem. Dziwne, chodził do szkoły dla arystokratów, a nie miał kasy na kolację? Coś było serio nie tak z jego rodziną. - Poza tym, mój wygląd raczej sie nie nadaje nigdzie indziej jak do fastfooda. McDonald jest ok.
Na twarzy Noela pojawił sie szeroki uśmiech.
- A propos wyglądu, dasz mi chwilę, żebym się przebrał?
- Jasne, poczekam.
Noel wziął ze swojej szafy kilka rzeczy i poszedł do łazienki, a przynajmniej tak myślę. Ja tymczasem studiowałam każdy fragment jego pokoju, nieświadomie szukając czegokolwiek podejrzanego. Jednak nic nie znalazłam, no może poza najnowszym wydaniem Seventeen. Wyszłam więc na korytarz i tam rozpoczęłam poszukiwania. We wszystkich(dwóch) pozostałych pokojach światło było zgaszone, jednak lekka poświata z przedpokoju wystarczyła mi by zobaczyć, że nie ma tam nic godnego uwagi. Zaglądałam właśnie do jakiejś sypialni, gdy usyłyszałam za sobą szelest materiału. Odwróciłam się i mój wzrok trafił prosto na szparę w drzwiach do łazienki, których Noel nie zamknął dokładnie. Rozum kazał mi natychmiast odwrócić wzrok, ale coś sprawiło, że tego nie zrobiłam, za to wytrzeszczałam oczy, gdy Noel zdjął koszulkę i odsłonił umięśniony tors. Można było policzyć każdy mięsień. Przesunęłam wzrok wyżej, na rozbudowane ramiona niczym na malunkach przedstawiających greckich bogów. Wstrzymałam oddech, gdy się obrócił, sięgając po koszulę i wtedy go ujrzałam...
Zamrugałam oczami, nie mogąc uwierzyć. Niby wiedziałam, ze Noel jest podobny do mnie, ale teraz miałam dowód, gdyż na jego ramieniu zobaczyłam tatuaż. Każda inna osoba nie zwróciłaby na niego szczególnej uwagi. Ot, zwykłe koło ozdobione nieokreślonymi rysunkami, tyle że identyczny wzór pojawił sie także na mojej ręce, tam, gdzie wcześniej była paskudna rana. Odruchowo dotknęłam tego miejsca i przeszedł mnie dreszcz.
Odwróciłam wzrok od idealnego ciała Noela i wróciłam do jego pokoju. Nie pokaż mu, że cokolwiek widziałaś - powtarzałam sobie w myślach. Doszło do mnie - a może on specjalnie nie zamknął tych drzwi? Chciał, żebym to zobaczyła? Nie to absurd... a może jednak?
- Gotowy. - z zamyślenia wybudził mnie sam rozradowany Noel. Wymusiłam uśmiech. - Możemy iść?
Pokiwałam jedynie głową, bo bałam sie, że zadrży mi głos.
Wyjście było naprawdę miłe. Noel zachowywał sie jak... Noel, był zabawny, rozgadany, i mimo wczesniejszego stresu znowu się rozluźniłam, ale kilkakrotnie przyłapałam samą siebie na gapienie sie na jego rękę. Miałam tylko nadzieję, ze on tego nie zauważył, ale nie sprawiał takiego wrażenia. 
Zjedzenie skromnych porcji nie zajęło nam długo, ale gadaliśmy conajmniej godzinę dziubiąc puste opakowania. Dopiero gdy Noel wyjał telefon, by mi coś pokazać, a ja zobaczyłam godzinę, szybko wstałam.
- Mój Boże, już prawie jedenasta! - nie zdawałam sobie sprawy z upływającego czasu, gdy z nim byłam. - Tata musi umierać ze strachu! Do zobaczenia!
Już szłam w kierunku drzwi, gdy usłyszałam wołanie.
- Czekaj! - po chwili Noel stanął obok mnie. - Odprowadzę cię.
- Zwariowaleś? - mimowolnie sie zaśmiałam, ale bardziej z zaskoczenia niż z rozbawienia. - To ponad pół godziny jazdy metro!
- Nie szkodzi. O tej porze jest niebezpiecznie, nie ma mowy żebym puścił cie samą. - ton jego głosu był jak najbardziej poważny.
- Ale przecież ty jeszcze musisz wrócić, a jutro szkoła...
- Nie przekonasz mnie. - uśmiechnął sie trumfalnie.
- Jesteś szalony. - zaśmiałam sie, wychodząc razem z nim z restauracji.
Gdy jechaliśmy, byłam już naprawdę zmęczona. On chyba też. Nasze rozmowy były dużo spokojniejsze. Chodź nie powiedziałam tego na głos, cieszyłam sie, ze jest ze mną, bo cały pociąg był wypełniony podejrzanie wyglądajcymi ludźmi. Z nim czułam sie względnie bezpieczna, choć nie miałam ku temu żadnych podstaw.
Odprowadził mnie pod sam dom. Gdy stanęliśmy przy furtce, powiedział.
- Wiesz, świetnie sie z tobą dzisiaj bawiłem. - uśmiechnął się, ale wyczuwałamw nim smutek.
- Ja też. - odwajemniłam uśmiech, badając wyraźnie wyraz jego twarzy.
- To... do zobaczenia w szkole? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Chyba tak. - byłam w kropce, nie wiedziałam co zrobić. Podać mu rękę, czy po prostu wejść do domu? Nagle stało sie coś, czego kompletnie sie nie spodziewałam. Noel zrobił krok do przodu, nasze twarze dzieliły centymetry. Myślałam, że mnie zaraz pocałuje. Bałam sie tego. Nie do końca tego chciałam. Nigdy nie chciałam chłopaka, nawet nie myślałam, ze któremuś mogę sie spodobać. W myślach powtarzałam sobie: nie rób tego, nie rób, proszę.
Nagle pochylił sie bliżej, czułam jego ciepły oddech na skórze, gdy... pocałował mnie w policzek. Zrobił to tak delikatnie, że nawet tego nie poczułam. Zamarłam, mimowolnie otworzyłam usta. Gdy sie odsunąl, spojrzałam prosto w jego oczy. Czaiły się w nich dziwne iskierki.
- Dobranoc, Claribel. - szepnął mi do ucha, po czym odwrócił sie i poszedł.

-------------------------
Dzisiaj miałam coś w rodzaju natchnienia :) cały wieczór to pisałam, i jestem ciekawa, czy wam sie podobało :) 

poniedziałek, 25 listopada 2013

~ 18 ~

~C.~
Zastygłam, wstrzmałam oddech. 
Najpierw pojawiło się zaskoczenie. Potem strach. Na końcu zrobiło mi się niedobrze, w moim żołądku za długo nie było jedzenia. Walczyłam z własnym ciałem, by nie musieć lecieć do łazienki. Powloli zmieniłam pozycję. A Nathaniel obserwował mnie ostrożnie, jakby obawiał się mojej reakcji. Wzięłam następny kęs.
Nie mogłam uwierzyć. Tyle czasu w męczarniach, dzień w dzień, i to wszystko nagle zniknęło. Tak ot, po prostu, za sprawą magicznej kanapki. Smak nie różnił się niczym od tych, którymi bezskutecznie próbowałam zaspokoić głód w domu. I choć było mi niedobrze, to tym razem czułam się inaczej. Pełna, nasycona. Poczułam przypływ siły, a w moim umyśle pojawiły się setki wniosków.
Nathaniel wiedział o mnie, o tym, co sie ze mną ostatnio działo. Znał odpowiedzi na moje pytania. Nie było innej opcji. Specjalnie podał mi jedzenie. Czy to znaczy, ze on ma tak samo? Inaczej skąd miałby jedznie? Wzięłam głęboki wdech. Być może wystarczy kilka słów i być może powie mi wszystko. Ale wtedy on wygra, nie mogłam tak po prostu się poddać. Musiałam nieco dowiedzieć się sama. Byłam rozdarta, chciałam, by ten koszmar sie skończył, ale nie ufałam Nathanielowi. Sposób w jaki sie zachowywał, raz tajemniczy, raz przyjazny, a w stosunku do Noela wręcz wrogi, napawał mnie lękiem. Poza tym, gdyby chcial mi pomóc, zrobiłby to już dawno. Więc może jest przeciwko mnie? Może uczucie nasycenia to tylko złudzenie? Coś we mnie krzyczało, gdy sięgałam po następną kanapkę. Pogrążasz się!
Przez kilka niemych minut oczy chłopaka śledziły tylko ruch moich ust, ale potem potrząsnął głową, jakby chciał coś z siebie zrzucić i powiedział:
- To jak, zaczynamy?
Byłam u niego do nocy. Nie zapytał sie ani razu, czy mi smakowało, nie zachęcał więcej. Ja zaś przez cały ten czas dyskretnie zjadałam kanapki tak, by nie widział i nie zobaczył żadnej zmiany. Jednak czułam, że widzi. Raz nawet przyłapałam go na dziwacznym uśmiechu, gdy wpatrywał się w ekran komputera, ale nie skomentowałam tego, robiłam dalej swoje. Chociaż już dawno czułam sie pełna, nie przestawałam jeść, bo takiej przyjemności nie czułam od dawna. Konkretniej od pobytu w szpitalu. Na moment w moim umysle pojawił sie Noel, ale kolejny kęs zbawiennego jedzenia uciszył myśli skutecznie.
Tak naprawdę to on zrobił wszytsko, ale chyba nie miał mi tego za złe, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Ja byłam w takim szoku, że nie potrafiłam jasno myśleć. Przyzwyczaiłam sie do tego strasznego uczucia głodu, a teraz, gdy zniknęło, czułam się lekka, wolna, ale także, jakby ktoś coś mi zabrał, ogołocona. Czasem czułam, jak jedzenie przesuwa mi sie spowrotem do gardła, ale nie zwymiotowałam, nie mogłam, przynajmniej nie teraz. Zmarnowanie jedzenia nie wchodziło w grę. Od razu, jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, pomyślałam, że brzmi to conajmniej idiotycznie, ale dla osoby, która od kilku tygodniu nie jadła było to jak najbardziej poważne.
O godzinie 22.00 przyjechał po mnie mój tata. Dopiero wtedy, gdy zakładałam buty w przygotowaniu do wyjścia, usłyszałam pytanie:
- Smakowały ci kanapki?
Zamurowało mnie na moment, ale szybko odzyskałam trzeźwość umysłu. Czy jest w tym jakiś podstęp? Chyba nie. Szkody sobie nie wyrządzę odpowiadając
- Tak, przekaż temu, kto robił, gratulacje. - uśmiechęłam sie nieśmiało.
- Jeżeli chcesz, mogę przynieść ci kilka jutro do szkoły.
I tu mnie ma. Boże, co za kusząca propozycja. Nie wiedziałam, ile będzie trwało, zanim znowu będę głodna. Tydzień, dzień, godzina? Kilka kanapek, nawet gdyby wyschły po pewnym czasie, byłoby zbawieniem. Ale to zbyt prosta opcja. Nie mogę pokazać Nathanielowi, co czułam. Najpierw muszę przekonać się, że mogę mu zaufać, zanim zrobię krok w przód. Przyjecie propozycji byłoby właśnie takim krokiem. Zjadłam zwykłe kanapki - powtarzałam sobie w myślach, odpowiadając.
- Nie, nie trzeba. - pokręciłam głową z bólem, który starałam się ukryć. Robisz dobrze, Claribel.
- Jesteś pewna? To nie jest żaden problem. - wydawał sie zaskoczony, ale także lekko urażony. Przez jeden krótki moment chciałam mu powiedzieć, czego naprawdę chce moje ciało, a czego umysł zabronił.
- Jestem pewna. 
Usłyszałam klakson samochodu. Tata najwyraźniej się niecierpliwił. Szybko zmierzyłam Nathaniela wzrokiem, po czym powiedziałam:
- Do zobaczenia w szkole?
- Jasne. - uśmiechnął się, ale inaczej niż zwykle. Jakby osiągnął sukces.
Myślisz, że wygrałeś? Prychnęłam w myślach. Że teraz mnie masz? Zdaje się, ze jesteś w błędzie. Wygrałeś bitwę, nie wojnę, którą własnie rozpętałeś.
Wtedy zaprzysięgłam sobie, ze koniec z byciem tą słabą, niepoinformowaną. Muszę pokazać mu, ze sobie radzę bez jego pomocy. Także Noelowi, bo on zapewne też jest w to zamieszany. I muszę przekonać się, że mogę im zaufać. Bo nieważne jak bardzo chcę odpowiedzi...

-------------------------
Długo nie było, ale każdy, kto ktokolwiek chodził do szkoły domyśla się, dlaczego :) już w następnym rozdziale projket z Noelem :)

czwartek, 14 listopada 2013

~ 17 ~

~C.~
Tik, tak, tik, tak...
Czas płynął, a ja nadal byłam tak samo przerażona. Przed sobą miałam ogromny dom Nathaniela, tymczasem ja stałam po drugiej stronie ulicy, bojąc sie zrobić w jego stronę chociażby krok. Głupi umysł mówił mi, że jak tam wejdę, to już nie będzie odwrotu. Tylko pytanie było: od czego? Nie chodziło zapewne o to, że Nathaniel, tak samo jak Noel, był pierwszym chłopakiem, którego uznałam za przystojnego i przebywanie w jego obecności powodowało szybsze bicie mojego serca. Akurat jeżeli chodzi o chłopaków zawsze byłam opanowana, nie ulegałam emocjom.
Płynęły kolejne minuty. Torba na moim ramieniu zaczęła mocno ciążyć. Słońce powoli wędrowało w kierunku horyzontu. Westchnełam i powiedziałam sobie, że jeżeli teraz się nie ruszę, to zapewne nigdy tego nie zrobię. Przeszłam pewnie na drugą stronę ulicy i drżącą ręką zadzwoniłam do drzwi. Nerwowo zaczełąm stukać w nogę, gdy po paru minutach nikt nie otworzył. Znów zadzwoniłam. Brak odpowiedzi sprawił, że się poważnie zezłościłam. Super, sterczę jak głupia pół godziny przed twoim domem ze strachu, a ty nawet nie otwierasz tak? Nie zdołałam się powstrzymać i kopnęłam w drzwi, które w tym momencie się otworzyły. Siła impetu sprawiła, że poleciałam do przodu, prosto w ramiona Nathaniela.
Chwilę tak staliśmy, on w szoku, nieruchomo, patrząc na mnie, a ja nienaturalnie nachylona, opierająca się na jego rękach. Nagle szybko wstałam, ale - osłabiona głodówką - poleciałam do przodu i zahaczyłam o stojacy obok drzwi kwiat. 
- Ale ze mnie niezdara... - chciałam w jakiś sposób zachować resztki dumy, więc wstałam tak, by znowu się nie wywrócić. 
- Wcale nie, każdemu sie zdarza. - Nathaniel zaśmiał się i podał mi rękę. Zapomniałam o wszystkim i skorzystałam z pomocy. - Zapraszam do środka. - nie puszczając mojej dłoni zaprowadził mnie od środka. 
Wnętrze było urządzone bardzo nowocześnie. Podłoga była w całości pokryta jasnymi kafelkami w kolorze morskiej zieleni, ściany były białe, a całe pomieszczenie oświetlały designerskie lampy zawieszone na całej długości sufitu. Jednym meblem była biała komoda o bardzo ciekawym, kanciatym kształcie. Na końcu pokoju znajdowały się spiralne schody ze szklanymi stopniami. Zuważyłam także dwa przejścia do innych pomieszczeń - jedno po prawej, drugie po lewej stronie, ozdobione kamieniami w kolorze posadzki. 
Wszystko to było tak cudowne, że mimowolnie otworzyłam usta. Zamknęłam je dopiero, gdy poczułam, ze Nathaniel puszcza moją dłoń. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że nadal ją trzymał.
- Widzę, że chyba podoba ci się w moim domu. - zaśmiał się, ale sprawiał wrażenie zmieszanego.
- Jest niesamowity. Taki... nowoczesny. - z zachwytem zrobiłam kilka kroków do przodu. Dotknęłam deliktatnie powierzchni komody, która była przyjemnie matowa i chłodna. - Kto to projektował?
- Mój ojciec, lata temu. Ale budowa trwała tak długo, że dopiero w wakacje się wprowadziliśmy. Chodź na górę. - ruszył w stronę schodów, a ja za nim.
Pomieszczenie na pierwszym piętrze wyglądało jak odwrócona kopia tego poniżej, jedynie kolory zmieniono z morskiej zieleni na łososiowy. Ale Nathaniel nie zatrzymał się tutaj, ale wszedł jeszcze wyżej.
Na samej górze nie było kolejnego przedpokoju, lecz duże pomieszczenie, które wygladało na połączenie sypialni, gabinetu i salonu. Po prawej stronie znajdowało się dwuosobowe łóżko, nad którym wisiał baldachim. Nie sprawiało to jednak, że wyglądało to jak sypialnia księżniczki. Kształt łóżka i jaskrawożółty kolor materiału sprawiały, ze wyglądało to jak wyjęte z filmu sci-fi. W prawym rogu znajdował się ogromny, największy jaki w życiu widziałam, telewizor plazmowy, a przed nim cztery fotele, a właściwie ogromne pufy w kolorze baldachimu. Dalej, po lewej stronie stały trzy regały z książkami, całe zrobione z jaskrawożółtego szkła. Zaś zaraz po lewej stronie postawiono ogromne biurko z milionem wbudowanych szufladek i szafek. Wszystkie meble, tak samo jak ściany i dywan, były śnieżnobiałe.
Jak zaklęta podeszłam z Nathanielem do foteli i patrzyłam, jak włącza ogromny telewizor, Jeszcze nigdy nie widziałam takiego domu jak ten. Był tak wyjątkowy, nowoczesny, oszałamiał mnie.Jako dzeicko zawsze marzyłam o takim domu, kilka mebli wydawało mi się jakby żywcem wyjętych z moich snów...
- To od czego zaczynamy? - zapytał Nathaniel, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Eeee... A jaki właściwie mamy temat? - być może wyszłam wtedy na nierozgarnietą, ale przez miejsce, w którym sie znalazłam, nie mogłam się skupić na projekcie nawet w najmniejszym stopniu.
- "Odmieńcy w dzisiejszym społeczeństwie", cokolwiek by to miało znaczyć. - Nathaniel uśmiechnął się.
- Zabawne. - zcahichotałam nerwowo. - Mam wrażenie, jakbym robiła projekt o sobie.
- Czemu? - na twarzy chłopaka pojawił się wyraz osłupienia.
- Bo jestem takim odmieńcem. Zawsze inna niż wszyscy, dziwna, "jedyna w swoim rodzaju"- prychnęłam. - jal to czasem mówi mój tata. Nigdy sie nigdzie nie odnalazłam. Ale po co ja ci to mówię. - westchnęłam. W sumie nie wiedziałam, co mnie skłoniło do powiedzenia tych słów. Same ze mnie wyszły. Ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nieświadomie skierowałam rozmowę na tereny, które tak bardzo mnie ostatnio interesowały, czyli tych wszystkich dziwnych rzeczy, związanych z Nathanielem, które sie ostatnio wydarzyły.
- Może potrzebowałaś to powiedzieć. - Nathaniel na mnie spojrzał. - Powiem ci szczerze, ja też jestem taki. Inny, nie ma dla mnie tutaj miejsca. I nieważne, jak bede próbował, to tutaj go nigdy nie znajdę.
- Więc gdzie je znajdziesz?
- Tylko się nie śmiej. - uśmiechnął się nerwowo.
- Od małego kochałem podziemia. Jaskinie, dziury... Tam gdzie jest ciemno. Nie lubie słońca, wole sztuczne światło.
Zamrłam. Usłyszałam to, co sama stwierdziłam w szpitalu i co odczuwałam ostatnio. Nie lubiłam światłą słonecznego, irytowało mnie, paliło w oczy. Wnętrza były znacznie lepsze, spokojne, ciemniejsze. Ale... dlaczego on ma tak samo?
Nie mówiliśmy nic. Siedzieliśmy po prostu w ciszy. Ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, a on chyba nie wiedział, co mówić dalej, i czy w ogóle coś mówić. Po chwili podniósł się, klasnął w dłonie i wesoło powiedział:
- Jesteś może głodna?
Z początku wziełam to za żart, ale po chwili uświadomiłam sobie, ze on nie wie o moim ostatnim problemie, o tym, że nie moge jeść normalnego jedzenia.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodna.
- Jesteś pewna? - na jego twarzy pojawił sie wyraz rozczarowania. - Moja mama zrobiła kanapki, a ty nie jadłaś nic dzisiaj w szkole...
- Skąd wiesz?
- Widziałem. - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. - A tata po ciebie dzisiaj nie przyjechał, więc w domu też nic nie zjadłaś...
- Dobrze, zjem. - byłam zirytowana nieco tym, ze tak mi sie narzucał, ale jednoczesnie wystraszyło mnie to, jak wiele wie. Oznaczało to także, że mnie obserwował w szkole, prawdopodobnie także poza nią. Im więcej mówił, tym ja byłam bardziej wystraszona, bo niemal każde jego zdanie zawierało coś dziwnego, albo przeciwnie, coś, z czym ja ostatnio sie borykałam. 
Tymczasem Nathaniel przyniósł z biurka talerz kanapek., którego wcześniej tam nie zauważyłam, i postawił go obok mnie. 
- Smacznego. - powiedział, uśmiechając się zachęcająco, po czym wziął jedną z kanapek i zjadł ją z apetytem. Ja przez chwile sie nie ruszałam. Nie chciałam znowu jeść z uczuciem, ze i tak nic mi to nie da. Raz taka próba zakończyła sie nawet wymiotami, czego nie chciałam powtarzać, zwłaszcza u kogoś w domu. Dodatkowo każdy normalny posiłek wywoływał ból, nie tyle fizyczny, co psychiczny, bo przypominał o rzeczach, z którymi nie mogłam sobie poradzić i które cały czas truły mi życie. Jednak wyczekujący wzrok Nathaniela, pożerającego już drugą kanapkę sprawił, ze wyciągnęłam rękę. Na chlebie położono szynkę i ogórki kiszone. Gdy mieszkałam z mamą uwielbiałam taką kanapkę, zwłaszcza że na przyjemności w postaci czegokolwiek na chlebie były porównywalne ze zjedzeniem całej czekolady dla normalnego dziecka. Przez chwilę nabrałam podejrzeń, że i o tym Nathaniel wie, ale ta myśl wyleciała z mojej głowy gdy tylko połknęłam pierwszy kęs, ponieważ zastąpiła ją inna. Myśl, a także uczucie, tak kolosalne, tak  silne, że niemal bolało. A jednocześnie było tak słodkie, tak cudowne, wyczekiwane od dłuższego czasu.
Głód zniknął.

------------------------
Przepraszam najmocniej za długą przerwę, ale nie miałam warunków, by pisać, ponieważ w zeszłym tygodniu miałam w domu gościa  w postaci dziewczyny z wymiany, a w tym natomiast dopadła mnie choroba i nie miałam sił, by pisać. Ale macie, 17 już jest :) czekam na wasze wrażenia

niedziela, 3 listopada 2013

1000 wyświetleń!!!

Na samym wstępie chciałam wam wszystkim podziękować, każdemu z osobna, że we mnie uwiezryliście i czytaliście mojego bloga cały ten czas. Za każdym razem, gdy widziałam powiększającą sie liczbę wyświetleń uśmiech gościł na mojej twarzy, a każdy kolejny komentarz był dla mnie motywem do działania. Chciaż pisałam blogi już wcześniej, to żadne nie przyniósł mi takiego sukcesu, okrągłej liczby 1000, dlatego jest to dla mnie taka ogromna radość. 
Teraz zostawię wam nieco statystyk i liczb :)
- pierwszy post pt. Zaczynamy! ukazał sie 19 czerwca tego roku, co oznacza, że blog istnieje już ponad 4 miesiące
- w tym czasie pod moimi postami pojawiło się 28 komentarzy
- opublikowałam 19 postów, w tym 16 z opowiadaniami
- rekordowa liczba wyświetleń w ciągu jednego dnia wynosi 102, i osiągnęłam ją 20 października 2013
- 65% wyświetleń nabili używtkownicy z systemem Windows, 22% z Androidem, zaś iPhone, iPad i Macintosh - 10%. Pozostałe udziały rozkładają sie pomiedzy Linux i  iPoda
- adres host-in-my-life.blogspot.com zajczęściej był otwierany za pomocą przeglądrki Chrome, a nastepnie w następującej kolejności: Firefox, Mobile Safari i Internet Explorer
- głównym źródłem ruchu sieciowego mojej strony jest Facebook - zarówno ten na telefonach, jak i na komputerach
- zdobyłam 10 obserwatorów, którym bardzo, ale to bardzo dziękuję, a są to:
Admin
WWWojtas
Magdalena Zachura
Zosia Radek
Oliwia Cośtamska 
Mimi xx
To chyba wszystko, co mogę napisać. Dziękuję wam wszystkim z całego serca i pozdrawiam :)

sobota, 2 listopada 2013

~ 16 ~

~C.~
Minął  1 tydzień. 7 dni. 168 godzin. 10080 minut. 
Chociaż dziewny tatuaż był ukryty pod dwoma wartswami ubrań cały czas miałam wrażenie, ze ludzie na niego patrzą. Że go widzą. Że szydzą ze mnie po kątach.
To mogło już uchodzić za paranoję. Unikałam wszystkiego i wszystkich. A przynajmniej tak mi sie wydawało, bo ani Noel, ani Nathaniel nie zadawali pytań, a to przecież tej dwójki bałam się najbardziej.
Przez to całe zamieszanie zapomniałam niemal o tym, co sie dzieje w szkole, czyli o tzw. Dniu Projektowym. Był to dzień w Berrabey School, gdy nauczyciele angielskiego, francuskiego i ekonomii musieli podzielić klasę na dwuosobowe grupy i przydzielić im projekty, które mają wykonać. Zaliczenie ich decydowało o przejściu do następnej klasy lub, jak w moim przypadku, ukończeniu szkoły.
Wszyscy uczniowie z mojego rocznika i uczący nas nauczyciele czekali przed salą na dyrektorkę. Ja gadałam z Grace, ukradkiem patrzac to na Noela, to na Nathaniela. Byłam ciekawa, czy z ktorymś z nich będę miała okazję robić projekt. Ponoć nauczyciele czasem bywali złośliwi i widząc przyjciół, specjalnie rozdzielali ich i przydzielali do grup z ich wrogami, a niektórzy wręcz przeciwnie - zapisywali ich razem. Nie wiedziałam jednak, na których akurat trafię.
Tłum sie rozstąpił i przepuścił dyrektorkę. Weszliśmy do sali. Najpierw usiedli nauczyciele, którzy zajęli niemal wszystkie krzesła i uczniom pozostało siedzenie na ławkach. Było to swego rodzaju atrakcją, gdyż normalnie było to zabronione. Usiadłam z tyłu, by nie przyciągać uwagi(nadal nie pozbyłam sie paranoi), ale już po chwili dostałam obstawę. Noel i Nathaniel, niemal jednocześnie, zajęli miejsca obok mnie, ale się do nich nie odezwałam, nie czułam takiej potrzeby, a poza tym bałam sie, że coś zauważą, jakąś zmianę we mnie, a oni, wiedzący o tatuażu, było ostatnią rzeczą, jakiej chciałam. Postanowiłam zachowywać się normalnie i nie uciekać. Poczułam jedynie się dziwnie przez jeden moment, gdy Noel szturchnął mnie, być może przez przypadek, w ramię, ale zignorowałam to.
Po nudnym wstępie w postaci przemówienia dyrektorki nadeszła interesująca wszystkich część. Pierwszy był nauczyciel ekonomii. Gdy usłyszałam swoje imie, wyczytywane razem z imieniem Noela zadrżałam, ale jednocześnie mi ulżyło. Nathanielowi przypadł Gabriel, jego przyjaciel. Pan Keneltery pokazał podziałem, że nie jest wredny. I dobrze.
Następnie przyszła kolej na francuski. Przydzielono mnie z Owenem, chyba największym kujonem w całej szkole. Nie powiem, rozczarowałam sie, bo liczyłam, że będę z Nathanielem. Ale czekała mnie jeszcze inna niespodzianka.
Noel i Nathaniel byli w jednej grupie.
Gdy to usłyszeli, oboje zamarli, a ja zakryłam usta dłonią, nie wiedząc, jak zareagowac. Co to oznaczało? Może to ich połączy, może skłóci? Jednak miałam przeczucie, że to wcale nie wyjdzie im na dobre.
Został angielski. Czekałam z niecierpliwością na moje nazwisko. A gdy w końcu nadeszło, nie mogłam powstrzymać odczucia ulgi, które na mnie spłynęło.
Byłam z Nathanielem. Cieszyłam się, bo gdyby przydzielono mnie do grupy tylko z jednym z nich, nie wiem, co by sie stało. Nie chciałam lubić jednego bardziej, faworyzować, a tym bardziej wywoływać zazdrość.
Zaraz po zakończeniu podszedł do mnie Owen. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi ruchem ręki. Czułam sie dziwnie, ale ppsłuchałam.
- Ty jestes Claribel, tak? - nie dał mi szansy na odpowiedź - Nie lubię pracowac  z ludźmi, lepiej jest , jak robie wszystko sam, dlatego ja zrobie cały projekt, a ty się tylko pod nim podpiszesz, dobrze?
- Okej? - byłam totalnie zaskoczona, ale i zadowolona, bo to oznaczało znacznie mniej pracy. Ledwo co Owen się oddalił, zaczepił mnie Noel.
- Więc ekonomia, tak? - uśmiechnął sie.
- Na to wygląda. - parsknęłam. Noel nie był dobrym uczniem, więc nieco sie bałam, jak nasza praca będzie wyglądać.
- Proponuję nie czekać ze zrobieniem projektu do końca roku. Co powiesz na przyszły tydzień?
- Czemu nie? Czwartek?
- Mnie pasuje. - klasnął. - Zabiorę cie do mnie zaraz po lekcjach, dobra? Możesz nawet zostać na noc, jeśli chcesz.
- Dzięki za propozycję, ale tata sie nie zgodzi. - po części skłamałam, bo mój tata zapewne byłby skłonny do puszczenia mnie gdziekolwiek ze znajomymi, ale ja nie byłam na to gotowa, za bardzo bałam się kontaktów z ludźmi, a płci meskiej szczególnie.
- Nie ma sprawy. To ja lecę pogadać z Rogerem. Jestem z nim w angielskim.
Poszedł, a ja ruszyłam w stronę Grace, by zapytac się, z kim jest, ale podszedł do mnie Nathaniel. Szczerze, nie miałam ochoty na kolejną rozmowę o projekcie, ale no cóż, trzeba było przez to przebrnąc.
- Kiedy sie umawiamy? - zapytał Nathaniel wprost.
- A kiedy ci pasuje?
- Środa byłaby okej. - pokiwał głową. - U mnie w domu?
- Czemu nie?

- Z oboma? Zaczynam się ciebie bać, Clar.
Był już wiczór, a ja od pół godziny siedziałam na telefonie z Grace. Miałam ochote pogadać szczerze z przyjaciółką o zwykłych sprawach, oderwać swoje myśli od ostatnich, jakże dziwnych wydarzeń.
- Czemuż to? To tylko projekt.
- Ty chyba jesteś ślepa. Na kilometr widać, że do ciebie zarywają.
- Przestań! Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Ty tak myślisz. Ale pomyśl o nich - dlaczego zaprosili cię do swoich domów?
- Bo... - szukałam jakiegokolwiek innego powodu niż tego, o którym zapewne myślała Grace. - mają warunki do zrobienia projektu.
- Nie gadaj głupot! Liczą na coś romantycznego. Tylko sie nie zdziw, jak wejdziesz na kolację przy świecach. - zaśmiała się.
- Ty nie gadaj głupot!
- Dobra, na poważnie. Jak nie chcesz niczego więcej niż przyjaźni, bądź ostrożna, Clar. Faceci rzadko widzą granicę. Musisz unikać dwuznaczności i jasno dać im do zrozumienia, czego chcesz.
- Dobrze, mamo. - uśmiechnęłam się, i nagle przyszedł mi do głowy pomysł na nowy temat. - Mówiłaś wcześniej, że masz projekt z Gabrielem?
- Tak! Tak! Tak! Boziu, on jest taki przystojny! Ja tam padnę, mówię ci...
W sumie nie słuchałam już dokładnie tego, o czym mówiła później. Myślałam. Czy faktycznie oni chcą czegoś więcej?
Prawdopodobnie te projekty miały być okazją, by sie o tym przekonać.

~N.~
Nie wiedziałem, na kiedy się z nim umówiła, pozostawała mi jedynie nadzieja, że to ja będę tym pierwszym. Dam jej pierwszy znak, wskazówkę, odpowiedź. Muszę zdobyć jej zaufanie i sprawić, ze będzie chciała wiedzieć więcej. Musi chcieć tego jeszcze bardziej niż teraz, by nie bać się odpowiedzi.
A co z projektem - powiedział głos w mojej głowie. Uśmiechnąłem się. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer Quentina.
- Hej, bro. Co tam? - usłyszałem jego wesoły głos.
- Wracasz do szkoły, przyjacielu. Musisz zrobić dla mnie projekt.
- A ty nie możesz tego sam zrobić, leniuchu?
- Mam ważniejsze sprawy.
- Niech zgadnę - zaczynają się na "c" i kończą na "laribel". - uśmiechnąłem sie.
- Strzał w dziesiątkę.

------------------------
Może ten rozdział wiele nie wnosi, ale miałam ochotę popisać. No a w końcu mam dwa rozdziały jednego dnia :) 

~ 15 ~

~C.~
Wdech, wydech. Wdech, wydech. 
Czy oddychanie na pewno było codzienną rutyną? W tamtym momencie wydawało się niezwykle trudne. 
Byłam w szkole, po takiej długiej przerwie. Już od pół godziny siedziałam przed klasą, w której mieliśmy mieć zajecia. Czekałam na nich, nie wiedząc, czy sie pojawią. Ale chciałam wyjaśnień. Nie mogłam dłużej czekać, ukrywać się. Moje życie sie zmieniało i nie mogłąm stać w miejscu i oczekiwać, że ktoś sam z siebie podejdzie i mnie poprowadzi. Musiałam to zrobić sama.
Do lekcji zostało 10 minut. Żadnego z nich jeszcze nie było, a ja nie mogłam usiedzieć w miejscu. Wyjęłam książkę, by chociaż spróbować się uczyć, gdy zobaczyłam, jak Nathaniel idzie w moją stronę. Patrzyłam się na niego, pokonując strach. On parę razy na mnie spojrzał, ale starał się unikać mojego wzroku. Chciał przejść obok, udawać, że mnie nie widzi, ale ja złapałam go za ramię, jednocześnie przełykając ślinę ze zdenerwowania.
- Nie. - powiedziałam stanowczo. Na jego twarzy pojawił sie wyraz bólu i sprzeciwu, ale cofnął sie krok do tyłu i spojrzał na mnie. - Chcę wyjaśnień.
- Jakich? - zapytał bez emocji.
- Dobrze wiesz, jakich. Dlaczego nikt nie pamięta imprezy u DJ-a?
- Pamiętają. Zapytaj sie kogo chcesz. - wskazał ręką tłum dookoła.
- Nie chodzi mi o tą, która była w tę sobotę. Tą poprzednią.
- Rok temu? - jego wyraz twarzy sie nie zmienił.
- Przestań robić ze mnie idiotkę! Odepchnęłąm go mocno ręką.
- Przecież nic nie powiedziałem.
- I właśnie w tym problem. - zrobiłam krok do przodu. Nasze twarze dzieliły centymentry. - Nic. A ja chcę wiedzieć. Znać odpowiedź. Wiem, że to twoja sprawka, Noel zapewne też jest w to zamieszany. Jeżeli mi nic nie powiesz, pójdę do niego.
- Czy to jest groźba? - zmienił nogę. Czułam sie zbita z tropu, ale starałam sie tego  nie okazywać. Miałam ochote go uderzyć, ale tego nie zrobiłam. Po prostu podniosłam torbę, wczesniej położoną na ziemi i weszłam do klasy za nauczycielką, która przyszła w odpowiedniej chwili, ratując mnie z opresji.
Lekcja była katuszem. Nathaniel siedział tuż obok mnie, ni to obrażony, ni to smutny, spogladający na mnie z błaganiem wtedy, gdy wbijałam wzrok w tablicę. Noel sie nie zjawił. Miejsce pod oknem stało puste.
Minęła geografia, potem angielski, francuski i matematyka. Nadeszła 45-minutowa przerwa na lunch. Wypuszczono nas na ogród, z czego byłam bardzo zadowolona, bo przynajmniej nie musiałam patrzeć na Nathaniela. Po raz piewrszy od rozpoczęcia szkoły usiadłam na ławce obok dziewczyn z mojej klasy i słuchałam głupich plotek na temat szkolnych gwiazd. Jako jedyna nic nie jadłam, ale ekologiczne jedzenie, nafaszerowane chemią, któe spożywały moje rozmówczynie, wcale mnie nie zaczęcało. Głód był taki sam jak zawsze.
Właśnie temat rozmowy z ostatnich wyczynów Lilianne Oakley zmienił sie na najnowsza kolekcję Luis Vuitton, gdy usłyszałam za plecami tak dobrze znany mi ostatnio głos.
- Claribel.
WSzystkie dziewczyny zamarły i z zachwytem wpatrywały się w postać za mną. Ja powoli wstałam z klęczek i obróciłam się, spoglądając prosto w błękitne oczy Noela.
- Musimy porozmawiać. - powiedział niemal błagalnie.
- Wiem. - podniosłam torbę i ruszyłam w strone sosnowego zagajnika. Noel poszedł za mną. Odprowadzały nas ciekawskie spojrzenia.
Gdy odeszliśmy na tyle daleko od wszystkich ludzi, że nikt nas nie słyszał, zatrzymałam się, ale nie odwróciłam.
- Co sie dzieje? - zapytałam wprost. Usłyszałam cichy szelest kroków i po chwili chłopak stanął przede mną. 
- Naprawdę chciałbym ci powiedzieć... - zaczął.
- Więc powiedz. - na moment zwiesiłam głowę.
- Ale nie moge. - wypuścił gwałtownie powietrze. - Posłuchaj mnie. - złapał mnie za obie ręce. - Wiem, że masz pytania. Dlaczego ludzie nie pamietają imprezy? Dlaczego ja i Nathaniel sie kłócimy? Co się stało z niebieskim łańcuszkiem? Wiem, ze jest trudno. Nie będe ukrywał, że nic sie nie stało, bo sie stało. Tylko, że ty nie jestes gotowa, by poznać prawdę, jeżeli w ogóle będzie ci dane ją poznać. 
Łza pociekła mi po policzku.
- Przynajmniej jesteś szczery. - otarłam ją wierzchem dłoni, odwracając wzrok.
- Posłuchaj mnie. - ścinął moją rękę nieco mocniej. - Nie chce, żebyś mnie nienawidziła. Nie mogę tak. Postaram się być z tobą szczery, ale tylko wtedy, gdy będę mógł. Proszę, nie przekreślaj mnie tylko dlatego, że mam tajemnice, ty przecież też je masz. Każdy je ma. - spojrzałam na niego. - Możemy być przyjaciółmi?
Wzięłam głęboki wdech i jeszcze raz przemyślałam to, co miałam zamiar zrobić. Spojrzałam na niego.
I zrobiłam to. Mocno go przytuliłam.

Reszta dnia minęła mi w lżejszej atmosferze. Na krótkich przerwach między lekcjami rozmawiałam z Noelem, jakby nic sie nie stało. I było mi z tym dobrze. Rzomiałam jego powody, to co powiedział do mnie do dotarło.
Jednak cała ta sytuacja zwróciła mnie nieco przeciwko Nathanielowi. Widziałam, jak patrzy na mnie, z żalem i złością, ale nie podeszłam do niego, chciałam zachować swoją godność. Miał szansę, a to, ze jej nie wykorzystał to już nie moja wina.
Gdy skończyła sie ostatnia lekcja, szybko wyszłam ze szkoły. Bo tych wszystkich wrażeniach i stresie chciałam po prostu być już w domu. Jednak nie miało sie to stać tak szybko.
- Claribel! - usłyszałam głos wołąjący za mną. Odwróciłam sie. To był Nathaniel.
- Co? - zapytałam nieco gniewnie.
- Przepraszam.
Zamurowało mnie. Spodziewałam sie, ze bedzie się wymigiwał, kłamał, a usłyszałam jedno, ale za to jak ważne słowo.
- Nigdy nie chciałem cię urazić. - mówił dalej. - Jak wiele powiedział ci Noel?
- Nie zdradził mi nic. - powiedziałam pewnie. W oczach Nathaniela pojawił sie wyraz zaskoczenia. - Ale mnie nie okłamał, ani nie unikał. Powiedział wprost, dlaczego coś przede mną ukrywa.
- I mu zaufałaś? - był wyraźnie zaskoczony.
- Wolę to od kolejnych kłamstw.
- Naprawdę cię za to przepraszam, ale na razie nie mogę ci nic powiedzieć.
- Mówisz jak Noel.
- Bo to prawda. Jak nie chcesz już mnie znać - proszę bardzo. Ale chcę mieć czyste konto. 
- Nie chcę cię nie znać. Tylko już nie kłam.
- Nie będę.
Ulżyło mi. Zrobiłam kilka kroków w tył, pomachałam mu i poszłam w strone parkingu. Wiedziałam, ze podjęłam dobrą decyzję.

Nadeszła noc. Cieszyłam sie, że wyprostowałam wszystkie sprawy. Jednak to wcale nie sprawiło, że byłam mniej ciekawa. Wiedziałam jedynie, że odpowiedź sama przyjdzie. Należy jedynie poczekać. 
Wszyscy już dawno spali. Ja jako jedyna byłam jeszcze na nogach, bo musiałam sie uczyć. Moja klasa zdążyła sporo zrobić, gdy mnie nie było. Jednak mój mózg był już zbyt przemęczony, więc schowałam wszystkie podręczniki, zeszyty, i wszystko to, co przypominało mi o szkole. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki.
Po całym dniu wyglądałam jak widmo. Stres i wysiłek umysłowy mnie wykończyły, potrzebowałam odświeżenia. Porządnie sie wykąpałam, wyszorowałam włosy, nasmarowałam sie wszystkimi możliwymi kremami i założyłam lekką koszulę nocną bez rękawów. Już miałam wyjść z łazienki, gdy coś w lustrze przykuło mój wzrok. Cofnęłam się i spojrzałam dokładniej. 
To było moje ramię, rana, która była powodem wizyty w szpitalu. Pod wpływem wody strup zaczął się odklejać. Wyglądało to obrzydliwie. Zacisnełam zęby i oderwałam cały. Spojrzałam w lustro po raz kolejny i zamarłam.
Skóra była zaczerwieniona, ale nie było żadnych ran, zero krwi. Tylko czarne linie, niczym tatuaż, jednak przypominające nieco świeże blizny. Podeszłam bliżej lustra, by zobaczyć, co przedstawiają. Gdy sobie to uświadomiłam, upadłam na ziemię.
Linie układały się w dokładnie taki wzór, jaki był na wisiorku.
Nie mogłąm w to uwierzyć. Dopadłam szafkę i wyciągnęłam z niej moją skrzynkę z biżuterią. Z impetem odrzuciłam wieczko i ostrożnie wyciągnęłam wycięgnełam niebieski wisiorek, bojąc sie, ze znowu zrobi mi krzywdę. Jednak nic sie nie stało. Wstałam i przyłożyłam go do linii.
Nie, tylko nie to.

~N.~
Może i przyznała mi rację, może zaufała. Ale nie zapomni. 
Wiedziałem, że prawda w końcu wyjdzie na jaw. Pozostały dni, może godziny, gdy jej prawdziwe 'ja' sie ujawni. Wtedy dopiero zaczną sie prawdziwe kłopoty.
Pomyślałem o tym, jakie ona przeżywa katusze. Bez pożywienia przez ponad miesiąc. Z bólem bez konkretnej przyczyny. 
Wchodzę do gry, powiedziałem sobie. Powiem jej. Tylko musze pomyśleć, jak. I muszę być pierwszy. Stracę ją, jeżeli mnie wyprzedzi.

------------------------
Trochę późno, bo już prawie koniec tygodnia, ale lepiej teraz niż nigdy :)
Zaczyna sie gra moi drodzy :) Do jakiej drużyny należycie - Team Nathaniel, czy Team Noel?

niedziela, 27 października 2013

~ 14 ~

~C.~
Oparzenia znikały w błyskawicznym tempie, ale ból pozostawał. Ten w głowie.
Czułam się oszukana, nie wiedziałam co robić. Pójść do szkoły z uniesioną głową i udawać, ze nic się nie stało? Czy ukrywać się i bić się z myślami w samotności?
Póki co wybrałam to drugie. Cały tydzień nie wychodziłam z domu. Przed tatą udawałam, ze jestem chora. Imprezę przemilczałam. Dostawałam dziesiątki wiadomości od Grace, która wpadała powoli w panikę. Oprócz tego co godzinę dzownił do mnie jeden z dwóch nieznajomych numerów. Nie musiałam odbierać, żeby wiedzieć kto dzwonił. Nie chciałam także wiedzieć, skąd jeden z nich miał mój numer.
Całymi dniami leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit, od czasu do czasu dotykając szyi. Nie mogłam uwierzyć, że oparzenia, tak poważne, zniknęły już po czterdziestu ośmiu godzinach, nie zostawiając blizn.To mnie przerastało. Jak wszystko ostatnio. Nieustanny głód, dziwna rana na ręce, znikające oparzenia, świecący łańcuszek i dwóch facetów, niemal idenycznych, ukrywających przede mną coś... zdaje sie ważnego. Każdej nocy budziłam się, nie miałam pojęcia dlaczego, i wyglądałam za okno. I zawsze stała tam ta sama postać. Jeden z nich. Czułam to. Chciałam krzyknąć, ale milczałam, przestraszona. Chciałam, żeby mnie zostawił, na dobre.
Minął cały tydzień. Był piątek wieczór. Leżałam na swoim łóżku i bezmyślnie przeglądałam jakiś stary album, z czasów gdy jeszcze moja mama żyła i moi rodziece byli małżeństwem. Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale nie ruszyłam sie nawet. Po chwili tata zaczął mnie wołać, więc powoli wstałam. Nie musiałam nawet schodzić, przed moimi drzwiami stała Grace z takim wyrazem twarzy, jakby zaraz miała sie rozpłakać. Gdy mnie zobaczyła, rzuciła mi sie na szyję.
- Boże kochany, jak dobrze cię widzieć! - śmiała się, ale miałam wrażenie, że słyszę chlipanie. - Myślałam serio, że  nie żyjesz.
- Czemu? - delikatnie odsunęłąm ją od siebie. 
- Nie odpowiadasz na maile, wiadomości, nie ma cię w szkole... co sie stało? Nie wyglądasz na chorą.
- To nic takiego. - weszłam do pokoju, a ona, jak cień, za mną.
- Ej, nie po to leciałam do ciebie przez całe miasto, żeby usłyszeć coś takiego. Mnie możesz powiedzieć wszytsko. To co? Faceci, prawda?
- No można powiedzieć.
- Zapewne chodzi o tych dwóch pięknisiów z naszej klasy? Tych niebieskookich?
- Zgadłaś. - musiałam powstrzymywać się od płaczu, gdy o nich myślałam. - Ciężko ci to powiedzieć, bo to tak jakby ich tajemnica, ale jest o mnie. Tylko, że ja jej nie znam, a oni nie chcą mi powiedzieć. No i na tej imprezie u DJ-a...
- Czekaj, stop. Jakiej imprezie? - zamyśliła się Grace. - Od kiedy ty chodzisz na imprezy?
- No ta tydzień temu, u DJ-a, z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Przecież tam byłaś, nawet do mnie wczesniej dzwoniłaś, że nie wiesz w co sie ubrać.
- Co ty gadasz? Nie było żadnej imprezy!
- Była, oczywiście, że była.
- Nie, impreza u DJ-a jest jutro wieczorem.
Zamarłam. Dlaczego ona nie pamietała? Chociaż jej nie widziałam, wiem, ze tam była. Szła z chłopakiem z naszej klasy, Duncanem. 
- Naprawdę nie pamiętasz? - pisnęłam.
- Nie. - Grace patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Musisz już isć. - wyszłam z pokoju i pociągnęłam ją za sobą.
- Ale...
- Muszę zostać sama. Zrozum, proszę. - starałam sie ukryć gniew w moim głosie.
Spojrzała na mnie ostatni raz zdziwionym wzrokiem, po czym kiwnęła głową i zeszła na dół. Ja zas szybko weszłam z powrotem do pokoju i zadzwoniłam do jedynej osoby z mojej klasy, której miałam numer, dziewczyny-gotki Pearl. 
- Halo?
- Pearl? Tu Claribel. Mam szybkie pytanie. 
- Dawaj.
- Kiedy jest impreza u DJ-a?
- Jutro.
- Dzięki.
Rozłączyłam się i podbiegłam do komputera. Przeszukałam profile chyba wszystkich osób z naszej szkoły na wszystkich portalach. Ale nie było żadnych wzmianek o imprezie. Nic, zero. Co więcej, niektórzy stworzyli nawet wydarzenia na ten temat, ale na jutrzejszą noc.
Nie rozumiałam nic. Byłam jedynie wściekła.

------------------------

Długo pisałam ten post, bo niezbyt miałam na niego pomysł. Ale jest, jeszcze przed końcem tygodnia. Dedykuję go dla mojej przyjaciółki. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN, N.!!!!!
ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI I SPEŁNIENIA TEGO, O CZYM TYLKO MARZYSZ!!



poniedziałek, 21 października 2013

Strona na Facebooku

Jak zapewne zauważyłyscie, dodałam nową zakładkę - Facebook. Wiem, że wiele z was nie posiada konta Blogger lub Google+. Dlatego postanowiłam założyć stronę, na której będę was na bieżąco informować o najnowszych postach pojawiających się na blogu. Będę tam także wrzucać filmiki, teksty, które mnie inspirują do pisania. Chciałabym także wiedziec, jak wy wyobrażacie sobie bohaterów mojego opowiadania, dlatego gorąco was zachęcam do dzielenia sie tym ze mną. Jeżeli zobaczycie w internecie zdjęcie, rysunek i stwierdzicie, ze tak właśnie wyobrażacie sobie danego bohatera - publikujcie je na Facebooku lub wysyłajcie pod adres tysiak561@hotmail.com, i wtedy ja będę je wstawiać. Jeżeli umiecie rysować - wysyłajcie mi zdjecia waszych prac! Każdy znak, ze jesteście ze mną działa na mnie motywująco!!
Jestem bardzo ciekawa, czy strona na Facebooku bedzie funkcjonowac i zapraszam was do dalszego czytania :)

~ 13 ~

~C.~
Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się swojemu odbiciu krytycznie. I nie mogłam uwierzyć, że właściwie mi się podoba.
Do imprezy u DJ-a zostało pół godziny, a ja byłam praktycznie gotowa. Oczywiście gdy tylko Patricia dowiedziała się, że idę na (pierwszą w swoim życiu) imprezę, zaciągnęła mnie do swojej szafy i nie wypuściła przez ponad godzinę. Ubrała mnie w czarne rurki, które od zawsze uważałam za niewygodne. Odkąd pamiętam nosiłam workowate spodnie, czasem nawet męskie, bo inne były dla mnie niewygodne. Poza tym miałam na sobie top, obcisły, sięgający prawie do połowy ud. Dodatkowo miał etniczne wzory i nieco sie błyszczał. To także było ogromne odstępstwo od mojego normalnego stylu, bo nigdy nie zakładałam takich bluzek, zawsze albo za duże, albo męskie. A baleriny? To było totalne szaleństwo. 
Byłam w szkoku, gdy stwierdziłam, ze właściwie podoba mi się ta, zupełnie niepodobna do mnie stylizacja i zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy mnie ktoś czasem niee podmienił. Byłam ciekawa, jak na mój wygląd zareagują Noel i Nathaniel, ale z drugiej strony bałam się, bo to chłopacy i nikt nigdy nie może wiedzieć co wymyślą. 
Gdy już wyrwałam się z garderoby Patricii, weszłam jeszcze szybko do swojego pokoju by wziąć kurtkę i zobaczyłam leżący na stole naszyjnik. Był to ten, który znalazłam w Kurshum, zaraz po ucieczce tajemniczego niebieskookiego chłopaka. Położyłam go na otwartej dłoni i nie wiem co sprawiło, że założyłam go na szyję, zawahałam się, dotknęłam błękitnego metalu po raz kolejny i zbiegłam na dół, jakby uciekając przed własną decyzją.
Szybko wyszłam z domu i skierowałam się na stację. Szłam szybko, przerażona. Nigdy nie byłam na prawdziwej imprezie, i nie wiedziałam, jak mam sie zachować. Chwilę przed postanwieniem stopy w wagonie pojawił sie we mnie sprzeciw, ale zdusiłam do w sobie. Wiedziałam, dlaczego nie chcę tam iść - był to mój strach przed bliskośćią z innymi ludźmi. Ale wiedziałam także, dlaczego muszę tam być. Musiałam dowiedzieć się w końcu o co chodzi z Noelem i Nathanielem, musiałam dowiedzieć się kim był tajemniczy spotkany w Kurshum, co sie ze mną działo, że byłam cały czas głodna i bolała mnie ręka - a dziwne przeczucie wewnątrz mnie mówiło mi, że ta niebieskooka para zna odpowiedzi na moje pytania. Musiałam jednak najpierw znaleźć odwagę, by je zadać.
Pięć minut przed rozpoczęciem imprezy byłam już na Laurey Street, gdzie mieścił się ogromny dom, a właściwie rezydencja Dereka Jenkinsona, zwanego w naszej szkole DJ-em. Od razu doszła do mnie głośna muzyka, już z tej odległości raniąca moje uszy. Dziesiątki nastolatek, ubranych w miniówki, według mnie stanowczo za krótkie i świecące bluzki, kierowało się do ogromnych drzwi. Za każdą grupą podążali chłopacy, komplementujacy lub naśmiewający sie ze stroju dziewcząt, a sami przystojeni w kolorowe koszule i z nażelowanymi włosami.
Wzięłam głeboki wdech i ruszyłam naprzód. Chyba jako jedyna w spodniach znikałam w tłumie. Przy wejściu zostawiłam kurtkę, a wszystkie potrzebne rzeczy włożyłam do kieszeni. Muzyka była tak głośna, że nie słyszałam nic poza nieustannym hukiem. Ludzie cały czas mnie popychali, kilku chłopaków, ze szklankami taniego alkoholu w rękach, rechocząc, pociągali mnie za rękę. Nie chcąc zdradzić, kim jestem, rozpuściłam włosy i zaczęłam się uwaznie rozglądać za jakąkolwiek znajomą twarzą, ale nikogo nie widziałam, więc, ignorując dreszcze, podeszłam do ściany i z bezpiecznej odległości obserwowałam bawiacych się. 
- Więc jednak przyszłaś. - usłyszałam krzyk tuż obok mojego prawego ucha, lecz przy tym hałasie był niczym szept. Obróciłam się gwałtownie i dopiero po chwili zorientowałam się, że zderzyłam się z Noelem głowami. W ostatniej chwili podparłam sie ściany, ale niestety on nie miał tyle szczęścia. Runął na kamienną posadzkę.
- Jezu! Nic ci się nie stało, przepraszam! - uklęknęłam przy nim, ale po chwili zobaczyłam, ze się śmieje, więc wstałam i podałam mu rękę. - Nie strasz mnie tak.
- Przepraszam, ale to całkiem zabawna sytuacja nie uważasz? - złapał moją rękę i trzymał ją także po wstaniu, moim zdaniem nieco za długo, więc delikatnie ją odsunęłam. Wyraz jego twarzy się nie zmienił, nadal był radosny, ale zarazem tajemniczy. - Zatańczysz?
- Nie umiem. - odpowiedziałam szybko, bo taniec był ostatnią rzeczą, jaką miałam ochotę robić na tej imprezie.
- Każdy to potrafi, pomogę ci. - spojrzał na mnie zachęcająco. - Nawet nie musimy sie dotykać. 
Wzięłam głęboki wdech, bo miałam wrażenie, że czyta w moich myślach, ale po chwili się rozuluźniłam. Zapewne dotarł do niej mój jednoznaczny gest cofniecia ręki.
- Dobrze, ale tylko chwilę.
- Bardzo mi miło. - pokazał śnieżnobiałe zęby, ułożone w zjawiskowy uśmiech. Na jego twarzy odbijały się kolorowe reflektory i podkreślały idealne rysy jego twarzy.
Poszłam za nim nieco dalej, w głąb parkietu i zaczęłam się powoli poruszać w rytm muzyki. Nigdy wcześniej nie tańczyłam. Nigdy. Dla przyjemności, w domu, na imprezach, nigdy, Czułam się strasznie onieśmielona i szukałam jedynie pretekstu, żeby zejśc z parkietu, ale nagle usłyszałam głos Noela.
- Wiesz, bardzo ładnie dzis wyglądasz. - zaczerwieniłam się i modliłam sie w duchu, by w tym świetle tego nie zauważył. - Masz piękny naszyjnik.
Zesztywniałam. Zwrócił uwagę, to mogło coś znaczyć. Skończyłam swój niezdarny taniec i wpatrywałam się w niego.
- Czy ty... - nie umiałam dokończyć zdania.
- Ja... co? - miał poważny wyraz twarzy, ale w jego oczach grały iskierki rozbawienia. Rozejrzałam się i zobaczyłam Nathaniela wchodzącego do budynku. On był moim zbawieniem w tamtej chwili. Jednak on także nas zauważył i bynajmniej jego wzrok nie był szczęśliwy, wręcz pełen bólu.
- Muszę iść. - dobiegłam od Noela. Obejrzałam sie tylko raz i spodziewałam się szoku, smutku. Tymczasem zobaczyłam uśmiech, co całkowicie zbiło mnie z tropu.
- Cześć. - Nathaniel uśmiechnął się do mnie.
- Cześć. - spuściłam wzrok.
- I co? Jest bardzo źle? - zapytał.
- Mogło być lepiej. - odetchnęłam.
- Chodź, coś ci pokażę. - złapał mnie za rekę i pociągnął w tłum. Przeszedł mnie dreszcz. Czy oni naprawdę nie mogą się powstrzymać?
Zanim się spostrzegłam, przeszliśmy przez ogromne szklane drzwi i znaleźliśmy sie w pomieszczeniu wypełnionym kanapami. Było tu cicho, nawet bardzo w porównaniu z parkietem. Weszło tu zaledwie kilka osób, głównie pary, skłócone, lub przeciwnie - chcące poznac się bliżej. Nie mogłam powstrzymac się od lekkiego uśmiechu. 
Usiedliśmy na najbardziej oddalonych miejscach. Na stolikach stały szklanki z wodą i cytryną. Nathaniel wziął dwie i podał mi jedną z nich. Spojrzałam na nią krytycznie.
- Bez alkoholu? - zapytałam podejrzliwie.
- Bez, zero procent. - uśmiechnął się. Spróbowałam, miał rację.
Siedzieliśmy w milczeniu. Nathaniel wpatrywał się we mnie intensywnie, jednak nie onieśmielało mnie to, tak jak w przypadku Noela, który patrzył na mnie z namiętnością, kusząco, zaś on delikatnie, z nutą ciekawości. 
- O której to sie kończy? - zapytałam, by przerwać ciszę.
- Nigdy później niż północ, z tego co słyszałem. Ale jeżeli bedziesz chciała, wyjdziemy wcześniej. - odpowiedział spokojnym głosem.
- Nie ma problemu. Chcesz jeszcze wody? - podniosłam sie, by podejść do stolika, ale wtedy poczułam, ze nie mogę oddychać. Zaczęłam kaszleć, dusić się, nie mogłąm złapac powietrza, musiałam podeprzeć o oparcie kanapy.
- Claribel? Claribel! - Nathaniel natychmiast sie podniósł i złapał mnie za ręke. Tymczasem ja nieco sie uspokoiłam i wydusiłam jedynie:
- Zaprowadź mnie do łazienki. - było to jedyne miejsce, któe przyszło mi do głowy, a w którym mogłam być sama. Nathaniel złapał mnie pod rękę i szybko wyprowadził z sali, pod ostrzałem spojrzeń pozostałych przebywających tam osób.
Gdy szliśmy przez główne pomieszczenie przyciągnęliśmy także wiele spojrzeń. Wszysyc intensywnie na mnie patrzyli, nie odwracali wzroku, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Jednak sie nie ruszali.  Zauważyłam tylko jedną osobę, przebijającą się przez tłum i nawet nie musiałam na nią patrzeć, by wiedzieć kto to jest.
Po kilku minutach doszliśmy do łazienki. Puściłam Nathaniela, szybko weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi. Nagle poczułam ostry ból, jakby coś bardzo goracego dotykało mojej szyi. Krzyknęłam i do razu usłyszałam walenie w drzwi, ale je zignorowałam dotknęłam szyi i odruchowo chwyciłam łańcuszek. Zaczął parzyc moje ręce. Krzyknęłam po raz kolejny i zerwałam go. Ból zniknął i dopiero wtedy zobaczyłam, dlaczego ludzie tak sie patrzyli na mnie, gdy szłam.
Łańcuszek lśnił. Nie, świecił intesywnym niebiskim światłem. Zerknęłam w lustro po mojej prawej stronie i zobaczyłam coś strasznego. Cała moja szyja była poparzona, cała w bąblach, miejscami nawet zwęgliła mi sie skóra, ale nic nie czułam. Zero bólu.
Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. W tym momencie ktoś wywarzył drzwi. Zobaczyłam tłum gapiów. Jednak nie to przykłuło moją uwagę. Na samym przodzie stali Noel i Nathaniel, jeden z nich trzymał metalowy drut. 
I co najgorsze, nie wyglądali na zaskoczonych.
Szybko wstałam, chwyciłam w rękę resztki łańcuszka i schowałam je do kieszeni. Przeszłam centralnie pomiędzy nimi dwoma i przebijając się przez tłum gapiów, wybiegłam z budynku. Ignorowałam słyszane co chwila "Czekaj" albo "Claribel". Dopiero przy wyjsciu zauważyłam, że wyłączono muzykę. 
Gdy znalazłam sie na zewnątrz, uderzył we mnie ostry chłód. Zaczęłam płakać. Na moment się odwróciłam i zobaczył dwie chłopięce postacie wybiegajace z domu i zatrzymujące sie kilka metrów przede mną. Patrzyłąm to na jednego, to na drugiego, łkając.
- Co się stało? - szepnęłam, ale wiedziałam, ze mnie usłyszeli. Jednak że odpowiedzią była cisza powtórzyłam, tym razem dużo głośniej. - Co sie stało?!
Widziałam odpowiedź w ich oczach, ale jej nie słyszałam. Zwiesili głowy.
Ja zaś nie mogłam wytrzymać. Pobiegłam przed siebie, byle uciec.

~N.~

Patrzyłem, jak biegnie w dal. Dlaczego jej nie powiedziałem? Co mnie powstrzymało? Teraz sie do mnie nie odezwie. Spojrzałem na stojącego obok mnie.
- Źle zrobiliśmy. - powiedziałem.
- Wcale nie. - odpowiedział, odwracając sie w moją strone. - Chcę żebyś wiedział, ze przegrasz.
- Dlaczego? - byłem zszokowany. 
- Bo ja naprawdę coś do niej czuję. Kocham ją. - wiedziałem, że nie żartuje.
- Ja też. - odpowiedziałem tym samym tonem.
- Na pewno nie tak jak ja.
- Zdziwiłbyś się. Ona jest dla mnie najważniejsza. Ja chcę, zebyś wiedział, że sie nie poddam. Nigdy. - spojrzałem prosto w jego oczy, identyczne jak moje.
- Ja także. Nigdy. - nie spuścił wzroku.
- A więc wojna.
- Wojna, bracie.
- Wiesz, że nigdy nie byliśmy braćmi.

-------------------------

Ale sie rozpisałam! Pół dnia mi to zajęło. Mam ogromną nadzieję, że chociaż wam sie podobało, bo napisanie tego kosztowało mnie sporo pracy i czasu.

niedziela, 20 października 2013

~ 12 ~

~C.~
Przewróciłam się na drugi bok. I znowu widzę własnie odbicie w błękicie ich oczu. Wybudzam się - czerń ich włosów.
Ponoć noc koi zmysły, pomaga się uspokoić, zapomnieć. Bzdury. Ja nie umiem zignorować tego, co stało sie dzisiaj na moich oczach. Dwóch facetów widzi sie pierwszy raz. Nienawidzą się. Kłócą się o to, jak długo mnie znają. I wyglądają identycznie, ale jednocześnie tak tajemniczo, i pięknie. Cudem udało mi się wymknąć ze szkoły, bo oboje mnie zaczpiali, miałam ich już niemal dość. Ale coś mi mówi, że oni mogą mi pomóc. A przynajmniej jeden z nich. Ale który?
Wstałam z łóżka, nie mogą wytrzymać dłużej tej plątaniny głupich myśli. Odsłoniłam żaluzje i pozwoliłam, by blade światło księżyca i gwiazd wypełniło pokój. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Chłodny podmuch wiatru uderzył mi w twarz, przyprawiając mnie o dreszcze. Spojrzałam przed siebie. Z mojego pokoju było doskonale widać ulicę, teraz pustą. Moją uwagę przykuła jedynie samotna postać po drugiej stronie ulicy. Z tej odległości widać było, że miała ciemną bluzę z zarzuconym na głowę kapturem. Materiał rzucał głęboki cień na jej twarz. Ręce schowała do kieszeni, i nerwowo stąpała z nogi na nogę. Wyglądała na smutną, choć nie mam pojęcia, po czym to poznałam. Nagle po prostu zniknęła. Na moich oczach. Zwyczajnie, bez dziwnych świateł i dźwięków, żadnych efektów. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Otworzyłam okno i rozejrzałam sie po ulicy, ale nie było na niej nikogo. Ani żywej duszy. Nagle poczułam lekki powiew wiatru od dołu. Spojrzałam w tym kierunku i znów ujrzałam tajemniczą postać. Zachłysnęłam sie powietrzem i zrobiłam krok do tyłu z wrażenia. Kim była ta osoba? Co tu robiła? Tyle pytań. Patrzyłam sie na nią intensywnie, i czułam, że ona tez wbija we mnie wzrok. A raczej on, bo z tej odległości mogłam jasno określic płeć.
Nagle zniknął, zupełnie tak jak przed chwilą. Jednak nie to mnie zdziwiło, tylko to, co zobaczyłam sekundę wcześniej. Mężczyzna zrobił krok do tyłu, a na jego twarz padło światło księżyca i odbiło się w niebieskich oczach.

~N.~
Nie powinienem był tego robić. Od zawsze uczono mnie, ze dyskrecja i opanowanie są najważnieszymi cechami Specjalisty. Jednak głebokie przeczucie gdzieś w środku mówiło mi, że jej grozi niebezpieczeństwo. Moim zadaniem, choć skrywanym na dnie serca, było jej pomóć, ją chronić, a chciałem tego w takim stopniu, że gdy była blisko miałem wrażenie, że czuję to co ona. A gdy tej nocy spojrzała mi w oczy, poczułem iskrę, ulgę, szok. Tylko czy moje młodzieńcze zmysły mnie nie zwodzą?

~C.~
Widziałam, ze wygladam głupio, stojąc na samym środku ścieżki prowadzącej do szkoły, ale nie potrafiłam się ruszyć. Nie chciałam tam wejść, nie chciałam patrzeć na użerających sie Noela i Nathaniela, a co gorsza nie chciałam bić sie z myślami na temat tego, który z nich stał wczoraj pod moim domem. Jednak gdy godzina 8.00 zbliżała się nieubłagalnie i coraz więcej uczniów mnie potrącało, ruszyłam się i poszłam w strone sali, w której miałam zajęcia.
Oczywiście niemal cała moja klasa już tam była, także Noel i Nathaniel, ale oni byli zajęci rozmowami. Wiedziałam, ze mnie zauważyli, bo wpatrywali sie we mnie intensywnie, choć przyjaźnie. Stanęłam przy drzwiach do sali, ale gdy zobaczyłam że powoli kończą rozmowy, szybko odszukałam w tłumie Grace i zagadnęłam ją. Miałyśmy mnóstwo tematów związnych z nową szkołą, i zanim sie spostrzegłam, a już zadzwonił dzwonek.
Weszłam do klasy zaraz po nauczycielce i zajęłam swoje miejsce. Kilka sekund później na krześle obok pojawił sie Nathaniel. Przywołałam na twarz uśmiech i starałam sie ingnorować stres.
- Hej. - przywitał sie radośnie, wyjmując książki z plecaka. - Jak się czujesz? Słabo wygladasz.
- Wszystko dobrze. - spojrzałam na niego przelotnie, po czym zajęłam się zapisywaniem tematu.
- Idziesz dzisiaj na imprezę?
- Jaką? - nie przychodziło mi do głowy żadne ważne dla nastolatków wydarzenie i dlatego byłam zdziwiona jego pytaniem.
- U DJ-a, gościa z naszej szkoły. Ponoć co roku organizuje tę impreze z okazji rozpoczęcia roku.
- Ale mi okazja. - prychnęłam.
- Lepsza niż żadna. Zaproszeni są wszyscy uczniowie naszej szkoły. To co, idziesz?
- Jeżeli to będzie impreza w stylu alkohol, głośna muzyka i uczniowie na używkach to nie.
- Mnie sie nie pytaj, jak tam bedzie, też jestem nowy. Ale myślę, że warto pójść, przekonać się, a jak ci sie nie spodoba to wyjdziesz, nikt ci przecież nie zabroni. Możemy iść razem, będzie raźniej. To jak?
- Niech ci będzie. Wyślesz mi adres?
- Chciałbym, ale nie mam twojego numeru telefonu. - zaśmiał się, ja też. Więc tak chłopacy zdobywają numery dziewczyn. Napisałam numer na marginesie jego zeszytu. - Dziękuję.
- Nie ma za co.
I na tym skończyła sie nasza konwersacja. Przynajmniej na tej lekcji.

Na przerwie zalediwe kilka osób zostało w klasie, a mogłam sie tylko domyślać, co robili inni. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, Nathaniel wstał i wyszedł, tłumacząc sie załatwianiem ostatnich formalności w sekretariacie, a Noel od razu podszedł. Przez chwile sie zastanawiałam, czy to nie zmowa, ale szybko wyrzuciłam to z głowy.
- Co tam u ciebie? Podobają ci sie lekcje? - zapytał, siadając na mojej ławce.
- Znośnie. Nieprzespana noc. - starałam się dowiedzieć się, czy to on stał pod moim domem, ale z marnym rezultatem, Na pewno nie było mi nigdy pisane zostać detektywem.
- Niedobrze. U mnie lepiej. Chciałabyś dzisiaj pójść ze mną do DJ-a?
- Właściwie to idę z Nathanielem. - speszyłam się nieco.
- No tak, przewaga siedzenia z tobą w ławce. - zwiesił głowe. - Ale chyba znajdziesz dla mnie kilka minut na przyjęciu?
- Zależy, ile tam bedę. Jak będzie głośno i z używkami, to wychodzę od razu.
- Mam ogromną nadzieję, że tak się nie stanie, bo chciałbym z tobą spędzić chwile po szkole.
- Miło mi.
Zadzwonił dzownek, a ja już wtedy wiedziałam, że zapowiada sie inetersujący wieczór.

-------------------------

W sumie myślałam, ze już nie wrócę do tego bloga, ale jak widać - jestem. Jest to zasługa tej części moich czytelników, których miałam okazje poznać osobiscie - dziewczyny, serdecznie wam dziękuje za zachęcenie mnie do dalszego pisania. Mam nadzieję, ze uda mi sie publikować posty w miare regularnie, powiedzmy raz na tydzień, ale to będzie zależało od ilosci pracy w szkole, wyjazdów, itd. W każdym razie - jak wam sie podobało?

wtorek, 13 sierpnia 2013

~ 11 ~

~C.~
Wstałam tak szybko, jak jeszcze nigdy, zostawiając rozsypane książki na ziemi. Nathaniel spojrzał na mnie dziwnie, po chwili też wstał, z zakłopotaniem drapiąc się po głowie.
- Co się stało? - zapytał, wlepiając we mnie niebieskie oczy. Uspokoiłam się, zwolniłam oddech, i zaczęłam desperancko szukać wytłumaczenia dla mojego zachowania. "Wystraszyłam się twoich oczu" raczej nie wchodziło w grę.
- Nic. Wystraszyłam się...
- Czego? - zmarszczył brwi, widać było, że myśli.
- Nieważne, przepraszam, to było dziwne.
- Tylko trochę. - uśmiechnął się, po czym zaczął zbierać książki z podłogi. Uklęknęłam obok niego i też zabrałam się do roboty. Gdy sie przewróciłam pękł papier, w który zawinięto podręczniki i jego strzępki walały sie wszędzie dookoła, i je też trzeba było sprzątnąć. Siedzieliśmy więc na tej podłodze dobrych kilka minut, nic nie mówiąc. Zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle możliwe, że Nathaniel był tym, którego spotkałam w Kurshum. Jeżeli tak, to co tam robił? Gdy wszystko już zostało wysprzątane, Nathaniel podał mi zebrane podręczniki.
- Idę do swojej klasy. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - dlaczego zabrzmiało to tak, jakby szedł na śmierć?
- To cześć. 
Ruszył w kierunku mojej klasy, więc poszłam za nim, rozmyślając. Po chwili obrócił się, i zapytał:
- Śledzisz mnie?
- Nie, moja klasa jest tutaj. - pokazałam wolną ręką zamknięte drzwi.
- Tutaj? - pokazał to samo miejsce ze zdziwieniem, pokiwałam głową. - To tez moja klasa.
Przez chwilę byłam zaskoczona, ale otrząsnęłam się dośc szybko. Podeszłam do niego i powiedziałam:
- Więc wchodzimy razem.
W środku nie pojawił się nikt nowy, tylko Noel nie rozmawiał już ze swoim kolegą, a tata z nauczycielką wrócili i teraz kontynuowali konwersację przy biurku. Nikt nie zauważył naszego przybycia.
- Gdzie siedzisz? - usłyszałam Nathaniela za sobą. Wskazałam palcem jedno z wolnych miejsc. On kiwnął glową i zaśmiał się. - Ja obok.
- Fajnie, przynajmniej będę kogoś znała.
I wtedy właśnie Noel podniósł wzrok. Utonęłam w jego pięknych niebieskich oczach, ale zdałam sobie sprawę, że nie patrzy wcale na mnie, ale na coś za mną. Wlepiał gniewne spojrzenie w Nathaniela. Zmarszczył brwi i przybrał lekko agresywną postawę, jego dłonie zacisnęły sie w pięści, ale nie zrobił nawet kroku. Ten drugi nie pozostawał mu dłużny. Gdyby wzrok mógł zabijać, oboje byliby już trupami. Chwilę stałam pomiedzy nimi dwoma, nie wiedząc, czy to przerwać, aż w końcu jak gdyby nigdy nic podeszłam do swojej ławki i schowałam książki, bo moje ręce już nie wytrzymywały ich ciężaru. Nathaniel i Noel stali wpatrzeni w siebie jeszcze pół minuty, po czym ten drugi szybkim krokiem podszedł do mnie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Długo cię nie było. - zaśmiał się.
- Wywróciłam się. Rozsypałam książki. - wskazałam ręką na nieładną stertę w schowku. - Poza tym dziewczyny są zawsze dłużej w toalecie.
- Jedna z ich niewielu wad. - przypomniał naszą rozmowę w szpitalu.
- Racja - usiadłam. W tej chwili chciałam, by się odczepił, chciałam przemyśleć to, co stało się z nimi dwojga, gdy tu weszliśmy, kiedy nagle podszedł Nathaniel.
- Wy się znacie? - zapytał, nieco podejrzanie.
- Tak, poznaliśmy się jakiś czas temu. - Noel mówił to tak, jakby się chwalił.
- Ciekawe. - Nathaniel uśmiechnął sie lekko fałszywie. - Gdzie?
- W szpitalu, ja miałem astmę, a Claribel coś sie stało z ręką. A wy dwoje sie znacie?
- Poznaliśmy się przed chwilą, Claribel wpadła na mnie z książkami, pomogłęm jej je pozbierać. 
- Miło z twojej strony. - Noel założył ręce. - Chyba widziałem cię już wcześniej.
- Ja cię nie kojarzę. Chociaż ciężko cię zapomnieć. raczej sie... wyróżniasz
- Pozytywnie czy negatywnie? - Noel zapytał nonszalancko.
- Zależy od punktu widzenia.
Patrzyłam na ich rozmowę, nie wiedząc o co chodzi. Chociaż z pozoru wyglądało to jak zwykła pogawędka dwóch osób, które dopiero co się poznały, to ich uśmiechy były fałszywe, cali byli spieci, gotowi do ataku, a słowa, choć miłe brzmiały jak oszczerstwa, składające się w kłótnię o to, który z nich zna mnie lepiej. Nie wiedziałam, co jest grane. Znali sie już wcześniej? Musieli, nie mogli nienawdzić się tak od razu, nie mieli powodu. Ale dlaczego rozmawiali o mnie? I dlaczego wyglądali, jakby mieli swoją nienawiścią roznieść szkołę? Zaczęłam się bać, a oni nadal dyskutowali.
- A ty sie wyróżniasz. - powiedział Noel przez zęby. - Masz dziwnie niebieskie oczy. Nosisz szkła koloryzujące?
- Nie, to naturalne. Twoje też są takie, nosisz szkła? - Nathaniel niemal sie oburzył.
- Nie, one niszczą wzrok. Zobacz, wiele nas łączy. Nawet masz podobny kolor włosów. Ale ja się lepiej ubieram.
- Mamy mundurki, przyjacielu.
- No patrz, nawet ubieramy się tak samo.
- A jednak jesteśmy inni.
- Jednak. 
W tej chwili do sali weszło kilkanaście osób, które prędko pozajmowały miejsca w ławkach. Nasatał gwar, wszyscy rozmawiali przekrzykując pozostałych. Nathaniel i Noel także usiedli, i wtedy nauczycielka wszystkich uciszyła i zaczęła mówić o nadchodzącym roku szkolnym, ale ja jej nie słuchałam, tylko przenosiłam wzrok z jednych niebieskich oczu na drugie i próbowałam zrozumieć, co sie dzieje. Ale jak widać nie było mi to pisane.
Jeszcze nie wtedy, bynajmniej.

~N~
Rozmawiałem z nią. To było niesamowite. Znów była tak blisko, znów opiewała mnie swoim blaskiem. Ale on go zgasił. Najgorsze jest to, że ona najwyraźniej go polubiła. Ale jeżeli mu zaufa, on ją może skrzywdzić. Może do niego przystać, uwierzyć w jego kłamstwa, ale gdy dostanie pierwsze zadanie, zginie, bo ona nie będzie w wstanie krzywdzić innych. Prędzej sama się zabije. Jeżeli zdoła. 
Nie mogę do tego dopuścić. Musi mi zaufać pierwszemu. Musi mi mówić wszystko, prawdę i tylko prawdę. Wszystko nabrało tempa, nie mogę zwlekać, aż ona oswoi się z tym, kim naprawdę jest. Nie będzie miała dużo czasu na myślenie. To bedzie trudne, ale tak bedzie dla niej lepiej. 
Znałem tylko jedną skuteczną metodę, zawsze działającą na dziewczyny. 
Uwodzenie.
Jeżeli nie zmięknę, zdołam to zrobić. Będę z nią. Zwłaszcza, że moje uczucie do niej jest gorętsze od ognia. 
Tylko czy ona mi pozwoli?

------------------------

Teraz zacznie się zabawa :) Wątki romatyczne zawsze nabardziej mnie bawią, a zwłaszcza pisanie ich jest przyjemne.
Jak myślicie - Noel, czy Nathaniel? Którego wybierze, a który jest N.? Bo to wcale nie musi sie pokrywac.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

~ 10 ~

~C.~

Usłyszałam cichą muzykę. Wsłuchiwałam sie w nią, pozwalałam, by mnie usypiała, aż dotarło do mnie, że to budzik w mojej komórce. Zerwałam sie na nogi tak szybko, że aż mi sie zakreciło w głowie.
Zeszłam na dół, jeszcze nie do konca świadoma tego, co robię. Wyciągnęłam z lodówki jakiś jogurt, ale nie robiłam sobie dużych nadziei, ze się najem. To był bardziej odruch. Gdy już opróżniłam kubeczek(tak jak się spodziewałam, ssanie w żołądku nie ustało) poszłam na górę i wzięłam długi, orzeźwiający prysznic. Zadbałam o siebie jak nigdy - ogoliłam się, zrobiłam peeling, nasmarowałam się olejkiem. Spojrzałam za okno i pomyślałam, że jest piękny dzień. Zapowiadało sie na brak deszczu. 
Owinięta ręcznikiem poszłam do swojego pokoju i odsłoniłam rolety. Od powrotu ze szpitala dbałam o porządek i było mi z tym zaskakująco dobrze. Jednakże nie zmieniało faktu, że czułam się jak w hotelu. 
Dopiero gdy spojrzałam na wiszący na krześle mundurek zdałam sobie sprawę, jaki dziś jest dzień. Rozpoczęcie roku szkolnego. Miałam ochotę jęknąć. Nienawidziłam szkoły, bo zmuszano mnie do całodziennych rozmów, byłam narażona na nieustanne dreszcze, które znajdowały swoje źródło w zatłoczonych korytarzach i salach lekcyjnych. A teraz, gdy głowa bolała mnie praktycznie przez cały czas, miałam wrażenie, że wybuchnę od tego strasznego hałasu. 
Nagle mój dobry humor się ulotnił. Leniwie wciągnęłam na siebie rajstopy, potem spódniczkę, koszulę i marynarkę. Nawet nie spojrzałam na odbicie w lustrze bo wiedziałam, że wygladam okropnie. Jak w każdej spódniczce. Byłam sfrustrowana do tego stopnia, że na złość chciałam nie wiązać włosów, ale stwierdziłam, ze lepiej nie robić sobie złej reputacji w pierwszy dzień szkoły i szybko uplotłam koślawy warkocz.
Jednak gdy zeszłam na dół, mój humor jeszcze się pogorszył. Na ławce siedział tata, ubrany w elegancki garnitur. Nawet się nie przywitałam, tylko zaczęłam wciskać na siebie buty.
- Witaj, Claribel. - powiedział z uśmiechem. Wyczułam jednak, że sie stresował.
- Musisz jechać ze mną? - zapytałam, lekko zdenerwowana.
- Tak, muszę. - powiedział z naciskiem. - Wszyscy znamy twoją sytuację. Oni też powinni.
- Naprawdę sprawiam tak duże problemy? - zapytałam, zerkając na niego z gniewem. Tego dnia przeczuwałam, że stanie sie coś złego, a to wcale nie pomagało mi w kontrolowaniu swoich emocji. - Jestem problematycznym dzieckiem, tak?
- Claribel, myślałem, że rozumiesz... - westchnął. Nie odpuści, nie teraz.
- Nieważne. Jedziemy. - wstałam i ruszyłam w stronę garażu.
Moja nowa szkoła znajdowała się na krańcu Londynu, ponad 25 kilometrów od naszego domu. Wiedziałam to. Oglądałam jej położenie na mapie. Widziałam zdjęcia. Jednak gdy samochód wjechał na wysypaną piaskiem drogę pełną olbrzymich dziur, byłam zdziwiona, że to aż takie odludzie. Okolica była oczywiście piękna - dookoła rósł gęsty, wiekowy las, raz w tle mignęło mi jezioro, błyszczące niczym szkło. Droga była otulona baldachimem z gałęzi. Krople rosy na liściach błyszczały niczym diamenciki. 
Po ponad pięciu minutach szalonej jazdy po wertepach przejechaliśmy przez piękną, metalową bramę. Po jej obu stronach stały ogromne posągi przedstawiające dzieci trzymające w rękach książki. Wyglądały na ponad sto lat. Na zdobionej tablicy obok widniał napis: Berrabey School. Czyli to tutaj, pomyślałam.
Samochód wtoczył się na ogromny plac wykładany brukiem. Dookoła kotłowały się inne pojazdy, szukające miejsca do zaparkowania. Jednak nie one przyciągnęły moją uwagę, lecz ogromny budynek za nimi.
Szkoła była gigantyczna. Miała siedem pięter, na każdym po kilkadziesiąt okien. Była zbudowana w kształt litery 'U'. Sciany zostały wyłożone czerwoną cegłą, gdzieniegdzie znajdowały się wysokie witraże. Dach był dość stromy, a na dwóch końcach budynku wystrzelały w niebo wysokie wieże. Do głównego wejścia prowadziły ogromne schody na planie półkola, a na ich szczycie znajdowały się wysokie na kilka metrów wrota z drewna, ozdobionego złotymi elemementami.
Samochód się zatrzymał na jednym z niewielu pozostałych jeszcze miejsc. Nie czekając na tatę wysiadłam i ruszyłam w stronę szkoły. On jednak szybko mnie dogonił. Szliśmy przez pełen ludzi plac, a ja miałam okazję przyjrzeć się osobom, z którymi teraz będę chodzić do szkoły. Wszyscy byli obrzydliwie bogaci - nie można było tego poznac po nich, lecz raczej po towarzyszących im rodzicach, ubranych w ciuchy ekskluzywnych marek, jeżdżących samochodami droższymi niż domy i wymachującymi na prawo i lewo telefonami i tabletami. Jednak tego się spodziewałam, bo to prywatna szkoła. Rzuciło mi się w oczy jeszcze jedno. Ci ludzie nie wyglądali na dobrze ułożone, grzeczne dzieci, ale na trudną młodzież. Co chwila obok mnie przechodził ktoś z tatuażem, kolczykiem na twarzy, z kolczatką na szyi. Gdzie indziej widziałam dziewczyny wymalowane tak mocno, że makijaż przysłaniał im całą twarz i wyglądały bardziej jak lalki niż jak żyjące istoty. Zdarzały się i osoby, które oczy miały wlepione w telefony lub przenośne konsole, i nie interesował ich świat dookoła. Oczywiście zdarzały się i normalne osoby, ale było ich zaledwie kilka, co nieco mnie zasmuciło.
Zatrzymaliśmy się przy ogromnych wrotach prowadzących do środka, ponieważ siedząca tam pani, zapewne woźna, sprawdzała kim jesteśmy i wpisywała nas na listę. Gdy tata z nią rozmawiał, ja podziwiałam rzeżbione w drewnie postacie. Wyglądały jak anioły lub elfy, ubrane w długie do ziemi szaty, siedzące wśród drzew. Obok nich siedziała dziewczynka, a właściwie klęczała. Lecz nie patrzyła na nie lecz na coś, co było jeszcze bardziej z prawej strony. Dwa nagrobki, na których siedziały kobiety. Patrzyły centralnie na nią, a na ich twarzach pojawił się wyraz troski i współczucia. I nagle zrozumiałam na co patrzę.
Cmentarz. Wszystko było dokładnie tak, jak tamtej nocy. Osoby na nagrobkach musiały być duchami. A anioły? Nie wiem. No i ja, klęcząca i błagająca o pomoc niezyjącą rodzinę.
Niemożliwe, pomyślałam, to tylko przypadek.
- Claribel, idziemy. - tata wyrwał mnie z zamyślenia. Czym prędzej odeszłam od tej przeklętej płaskorzeźby.
Weszliśmy do ogromnego holu. Było tutaj nieco mnie ludzi niż na zewnątrz. Miał bardzo wysokie sklepienie, niczym w kościele. Ściany były podzielone na kilkanaście części, a w każdej znajdował się inny obraz. Pod nimi stały rzędy krzeseł wyłożonych czerwonymi poduszkami. Przed nami znajdowały się schody, w połowie rozdzielające się i prowadzące w dwie różne strony. Po prawej i lewej stronie widziałam kilka drzwi, ale zamkniętych.
Weszliśmy po schodach, bo tak wskazywały rozstawione tu i ówdzie strzałki. Znaleźliśmy się na długim korytarzu. Było tutaj bardzo dużo drzwi, a na każdych wisiala tabliczka, dokąd prowadzą. Poszliśmy w prawo i weszliśmy do pierwszego pomieszczenia po prawej stronie. Wydawano tam podręczniki. Przedstawiliśmy się i kobiety siedzące za ladą pospiesznie odszukały odpowiednią paczuszkę i wydały nam ją, po czym powiedziały nam, gdzie mamy się udać. Zgodnie z ich poleceniami wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy w lewo, do samego końca, po czym skręciliśmy w prawo i weszliśmy przez drzwi z tabliczką przedstawiającą numer mojej klasy.
Pomieszczenie, do którego weszliśmy było całkiem duże, ale nie różniło się zbytnio od zwykłej klasy. Na jednej ścianie wisiała tablica, pod nią stało biurko z komputerem. Po prawej stronie znajdował się rząd okien, na przeciwko ogromna szafa, z tyłu klasy - metalowe szafki. Ławki były pojedyncze, ale ustawione w pary, na każdej widniała tabliczka z imieniem i nazwiskiem. Można było je otworzyć i włożyć do środka np. ksiązki.
Dopiero po chwili skupiłam się na osobach będących w środku. Zajęte były trzy ławki - jedna przez dziewczynę, dwie przez chłopców zajętych teraz rozmową. Z tyłu, obok szafek stało kilku rodziców, ale i oni byli zajęci swoimi sprawami. Przy biurku siedziała kobieta, prawdopodbnie moja wychowawczyni i to do niej podeszliśmy na poczatku. Przywitała nas szorstko i wskazała mi moje miejsce, po czym wyszła z klasy, by porozmawiać z tatą na jego prośbę.
Obróciłam się w stronę klasy i wtedy przeżyłam szok, bo zobaczyłam osobę, która zajmowała miejsce za mną. Ciemne włosy, oliwkowa cera i... niebieskie oczy.
Noel.
Nagle on także podniósł wzrok i spotkaliśmy się. Oddech mi przyspieszył. To się nie dzieje, pomyślałam. Nie mogę z nim rozmawiać. Nie teraz, nie po tym, co się stało w Kurshum. Chciałam ucieć, ale nogi przylgnęły mi do ziemi. Utonęłam w jego pięknych oczach, i stałam jak zahipnotyzowana, gdy wstał i z uśmiechem na twarzy podszedł do mnie.
- Claribel, to ty? - zaśmiał się.
- Tak. - rozluźniłam się i uśmiechnęłam się, modląc się, by nie poznał, że fałszywie. - Jak się czujesz?
- Już lepiej, a ty? - rozbrajał mnie, chciał bym poczuła się bezpieczniej, ale nie mogłam. Każdy mięsień we mnie przygotowywał się do biegu, jeżeli wykona jeden podejrzany ruch...
- Wszystko dobrze. Już nie mam zamiaru tam wrócić.
- Nikt nie ma. Ciekawy zbieg okoliczności, spotykamy się w jednej klasie. Jesteś tutaj nowa?
- Tak, tata przeniósł mnie na ostatni rok. - uciekaj, uciekaj.
- Ja też, ale przenoszę się tutaj z powodu przeproawdzki.
- Dlaczego akurat ta szkoła?
- Ponoć ma dobry poziom.
- Też to słyszałam. - nagle przyszła mi do głowy głupia, ale jedyna wymówka. - Muszę wyjść do toalety, wracam za pięć minut, dobra?
- Jasne, spoko.
Nienaturalnie szybkim krokiem się oddaliłam, nie odkładając nawet książek. Kątem oka widziałam, jak mnie obserwuje. Rozluźniłam się, gdy zamknęły się za mną drzwi. Ruszyłam w stronę łazienki, którą widziałam po drodze do klasy. Przyspieszyłam do biegu. Myślami byłam gdzieś indziej.
Znalazłam się na zakręcie i nagle poczułam ból w czaszce i dreszcze spowodowane dotykiem jednocześnie. Zderzyłam się z kimś. To był chłopak, w nozdrza uderzył mi zapach jego perfum. Desperancko próbowałam się od niego oderwać, ale wyglądało na to, że się zaplątaliśmy.
- Spokojnie, spokojnie. - powiedział, chichocząc. Miał niski, kojący głos. Delikatnie chwycił moją rękę, potem nogę i odsunął mnie od siebie.
- Przepraszam. - złapałam się za głowę, która teraz zaczęła nieco boleć. - Biegłam.
- Nic nie szkodzi, powiniem był bardziej uważać. - zaśmiał się, a ja wraz z nim. - Nathaniel. - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Claribel. - uścisnęłam jego dłoń i spojrzałam na jego twarz. Zamarłam.
Patrzyłam na piękne, niebieskie oczy.

----------------------

Dzisiaj trochę długo, ale to za moją długą nieobecność. Przepraszam, ale wyjazd trwał aż trzy tygodnie, potem miałam zajęcia, a na weekend wyjechałam znowu, nie miałam czasu pisać. Ale teraz będzie codziennie po jednym poście. Obiecuję! I jak wam się podoba dziesiątka? To już całkiem okrągła liczba :)

piątek, 12 lipca 2013

~ 9 ~

~C.~
Nie mogłam uwierzyć w to, co umysł mi podpowiadał. Znałam tylko jedną osobę, która miała tak niesamowity kolor oczu.
Noel.
Czy to była prawda? Czy to naprawdę był on? Wydał mi się nieco inny niż wszyscy, wtedy, w szpitalu, tajemniczy, interesujący. A w Kurshum nie znalazł się przypadkowo. 
Wyszłam przez klapę w ślad za niebieskookim. Nie chciałam go gonić, nie miałam na to siły i brakowało mi motywacji psychicznej, ale też nie chciałam wiedzieć, kim był. Jeżeli jest mi dane to wiedzieć - pomyślałam - to wkrótce się to okaże. Wyszłam z parku i ruszyłam dalej, w stronę obrzeży Londynu. Słońce zaczynało się powoli chować za horyzontem.  Ludzie kierowali się do swoich domów, ale ja nie. Idąc patrzyłam na wszystkie strony, czy gdzieś nie czai się para pięknych, niebieskich oczu, ale ich nie znalazłam.
W miarę jak posuwałam się dalej, wokół mnie pojawiało się coraz mniej domów, ulice nie były tak zatłoczone, ludzie znikali niczym duchy. Tam wlaśnie, tak blisko krańców Londynu, mieściło się miejsce, do którego zmierzałam.
Dotarłam do celu. Zatrzymałam się, oparłam dłonie na kolanach i wzięłam kilka głębokich oddechów. Mój organizm, mimo zmęczenia tak długą wędrówką, szybko odzyskał siły. Podniosłam się. Spojrzałam do góry na smutny, zdobiony metalowymi liśćmi napis "Cmentarz Governouce". Po jego obu stronach rosły wiekowe dęby, a ich gałęzie uginały się tak, jakby chciały zaraz pożreć starą tabliczkę. Potrząsnęłam głową, by odrzucić od siebie ponure myśli i skierowałam się długą aleją w głąb tego ciemnego miejsca.
Cmentarz Governouce był bardzo stary, a na każdym kroku miało się wrażenie, że miała tu miejsce jakaś straszna rzeź. Większość grobów była totalnie zniszczona, nagrobki przełamane lub skruszone, zarośnięte mchami i otoczone gęstymi zaroślami. Droga też nie była w najlepszym stanie.
Zbiegłam ze wzgórza prosto na spróchniały most. Pode mną płynęła spokojnie wąska rzeka, otoczona wysokimi trzcinami. Po jej drugiej stronie było nieco mniej mrocznie. Kapliczka, choć stara, była w dobrym stanie. Czerwona cegła połyskiwała w blasku zachodzącego słońca, a w oknach mieniły się kolorowe witraże. Dróżka usypana ze żwiru wiodła przez brzozowy lasek. Nie było tam żadnych nagrobków, poza dwoma: Anny i Isabelli Heatings.
Byłam tu po raz pierwszy od pogrzebu babci. Zawsze sie bałam spojrzeć na tych, których utraciłam. Bałam się tej świadomości, że one już nie wrócą, straciłam je na zawsze. Zatrzymałam się, z uczuciem, że nie mogę podejść bliżej niż na te kilka metrów. Patrzyłam na znajome podobizny z nagrobkowych płyt. Wydawały się być tak blisko, ale jednoczesnie tak daleko. Wzięłąm głęboki wdech. Zrobiłam kilka kroków i uklęknęłam, trzymając dłonie na zimnym marmurze.
- Mamo, co mam robić? - zapytałam, jakby powietrze miało mi podać upragnioną odpowiedź. Mój świat wirował, a ja nie miałam z kim porozmawiać, nie znałam nikogo, kto by kiedykolwiek przechodził przez to samo. Rana na ręce, która mi nie szkodzi, dziwny głod, który nigdy nie ustaje, uczucie, że mój dom nie jest już moim własnym, tajemniczy niebieskooki, którym może się okazać jeden z najsympatyczniejszych chłopaków, jakich kiedykolwiek poznałam i jego naszyjnik. I tata...
Czułam, jak łza spływa mi po policzku. Co się ze mną stało? Zawsze byłam nieczuła, niewrażliwa, potrafiłam  poradzić sobie z każdym problemem niemal bez żadnych uczuć.
Łza skpnęła na ziemię. Za nią kolejna. I następna. I znowu to samo. Spojrzałam na babcię, ale miałam wrażenie, że płacze ze mną, mama też. Po chwili zaczął padać deszcz.
Płakałam na tyle długo, że przemokłam do suchej nitki. Słońce zaszło, a potem znów pojawiło się na niebie. Deszcz ustał. Usłyszałam cichy szmer rzeki. Podniosłam głowę i zobaczyłam piękne czerwone róże, rosnące na ogromnym krzewie. Podeszłam do nich i zerwałam tyle, ile mogłam. Krew wypływała z ran po kolcach, ale nie zwracałam na to uwagi. Ułożyłam dwa bukiety i położyłam je na nagrobkach, zdobiąc trawą i innymi roślinami. Poczułam się lepiej, pewniej. I miałam nowe postanowienie, któego nie mogłam anulować. Nigdy.
Musiałam dowiedzieć się, co sie naprawdę ze mną dzieje.
- Dziękuję... - szepnęłam w stronę nagrobków i posłałam całusa w stronę mojej zmarłęj rodziny. Zawróciłam  i ruszyłam w stronę domu.

~N.~

Nie było jej tam. Zniknęła.
Przeraziłem się. Jeżeli ją starciłem, nigdy sobie tego nie wybaczę. Miałem ochotę wstać i wybić szybę w jej domu. Zaczęłem gorączkowo myśleć.
Siedziałem w krzakach obo furtki całą noc, myśląc o tym, co się stanie, jeśli nie wróci. Ale wróciła. Ociekająca wodą w świetle poranka wyglądała niczym syrena. Włosy przybrały lekko rudawy oddcień, policzki sie zaróżowiły, oczy błyaszczały, jakby zabrały blask gwiazdom. Lekkim truchtem przebiegłą oddcinek od furtki do drzwi wejściowych i straciłem ją z oczu. Ale wiedziałem jedno:
Muszę ją poznać.
Wstałem i poczułem, że telefon w mojej kieszeni wibruje.
- I co? - to znowu Quentin. W nocy dzwoniłem do niego z dziesieć razy, by pomógł mi jej szukać. Ja nie mogłem, nie na ziemi. Nie miałem nawet normalnego lokalizatora.
- Wróciła. - odetchnąłem z ulgą, gdy powiedziałem to na głos.
- Masz szczęście. Wysłałem ci mudurek kujonku.
- Jak mogę ci podziękować?
- Jak będzie po wszytkim postawisz mi drinka. Lecę. Mam nie tylko twoje sprawy na głowie.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłem się i ruszyłem w stronę swojego mieszkania.
Rozpoczęcie roku już za tydzień.

-------------------------

W 10 będzie już kolejny N. I szkoła :) Trochę głupio pisać o tym w wakacje, ale cóż.
Ten jest trochę nudny, ale trzeba jakoś budować wasze napiecie :)