wtorek, 28 stycznia 2014

~ 22 ~

~N.~
Za późno. O kilka minut, może nawet sekund.
Za późno. 
Za późno...
Te dwa słowa dudniły w mojej głowie jak dzwony. Wyciskały z oczu łzy i spinały mięśnie. Zwiększały tętno. Przynosiły ból. 
Byliśmy tak blisko zapewnienia jej względnego bezpieczeństwa, ale zawiedliśmy. I mogliśmy obwiniać tylko siebie.
Jednak wiedziałem, ze nie mogę sobie pozwolić na ani chwilę rozpaczy. Z trudem rozluźniłem się. Pomyślałem logicznie. Nie było nas moze dwie minuty, co oznacza, ze kimkolwiek był porywacz(słowo morderca nie było dopuszczalne) nie mógł zajść dalej niż kilka kilometrów. Albo nawet kilkaset metrów, gdyż miał Claribel za balast. Handervi nie mieszkali pod ziemią, nie mógł się więc ukryć.
Jets blisko. Musi być. Obróciłem się, by przekazać bratu wszystko, do czego właśnie doszedłem, ale nie zobaczyłem go. Przeniosłem wzrok niżej. Klęczał, pojękując co chwila. To było zupełne przeciwieństwo tego, kim był zazwyczaj. Nieustraszony, silny, pewny siebie. Nie śmiałem się jednak, gdyż sam byłem bliski takiego stanu. 
- Wstań, musimy go dogonić. - powiedziałem cicho, ale dobitnie.
Brak reakcji, jedynie przeniósł wzrok na coś innego, coś w oddali. Musiałem zainterweniować.
- Powiedziałem, wstań. - mój głos był donośniejszy tym razem. Schyliłem się, złapałem go za ramię i zdecydowanym ruchem uniosłem do góry. Nie pasowało to zdytnio to lichego człowieka, jakiego teraz udawałem, gdyż wszystko to trwało krócej niż sekundę, ale miałem to gdzieś. Każda sekunda miała teraz znaczenie.
- Nie mógł uciec daleko. Bedziesz się mazgać, to nam ucieknie. - byłem ostrożny, ale jednocześnie pewny swego. Zadziałało. Spojrzał na mnie i pokwiał głową. Po chwili szepnął.
- Odzyskamy ją bracie.
- Odzyskamy.
Od razu zabraliśmy się do działania. On zaproponował, by najpierw udać sie do głównego wyjścia, więc tak tez zrobiliśmy. Biegliśmy. Rozpacz powoli znikała, pojawił się gniew. Ruch pomagał. Ale strata Claribel była zbyt ważna, by wrócić do normalności. 
Wybiegliśmy na dziedziniec. Ludzi niemal nie było ze względu na wczesną godzinę. Rozgladałem sie uważnie, mój wzrok przykuła ciemna plama na kamieniach, kilka metrów ode mnie. Podeszłem, spojrzałem z bliska. Nie myliłem się. Krew. 
On stanął obok mnie, też zobaczył.
- To nie ma sensu. - powiedział.
- Tak łatwo sie poddajesz?
- Myśle racjonalnie. Nie mamy szans.
I wtedy to usłyszałem. Urwany, wyciszony dźwięk, gdzieś w oddali. Był tak nikły, że niemal nie do wykrycia. Mimo to wiedziałem.
To był krzyk. Nawet nie musiałem sie zastanawiać, czyj. Zacząłem biec. Zaskoczyłem go, chyba nie wiedział co zrobić, ale w końcu podążył za mną. I dobrze. Będę potrzebował wsparcia.

~C.~
Zamrugałam kilka razy, ale chłopak sie nie pojawił?
Chyba mi się przeiwdziało, pomyślałam. Odwróciłam się z powrotem w stronę sali, i dosłownie weszłam w kogoś.
- Boże, przepraszam. - złapałam się za głowę, zakłopotana. Podniosłam głowę i ujrzałam twarz tego, na którego właśnie wpadłam. Nie był stąd, nie znałam go, ani nawet nie kojarzyłam z widzenia. Nie było w nim nic szczególnego. 
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się nieco dziwnie. - Ty jesteś Claribel, prawda?
- Tak, ale skąd to wiesz? - ta cała sytuacja zaczęła przybierać dość dziwny bieg. Przez moment przyszło mi na myśl, że może nieznajomy chciał, żebym na niego wpadła, ale to wydało mi się tak absurdalne, że od razu wyrzuciłam to z głowy.
- Nieważne. Ważna jesteś ty. - powiedział szeptem, po czym uśmiechnął się szyderczo i wykonał ruch ręką, którego nie było mi dane do konca zobaczyć.
Poczułam bardzo mocne uderzenie w bok głowy. Świat zawirował. I wirował, i wirował, i wirował, aż w końu przestał i zamienił się w wielką, czarną plamę. 

~N.~
Krzyk był tak krótki, że nie udało mi się dokładnie ustalić, skąd dochodził, ale wiedziałem, ze jest to na tyłach szkoły, w ogrodzie.
Biegłem dalej. Moje nogi powoli były zmęczone, ale zmusiłem się do większego wysiłku i przyspieszyłem. Wpadłem jak burza na główną aleję. W moje nozdrza uderzył metaliczny zapach krwi. Nie, tylko nie to, nie mogłem być za późno.
Najpierw zobaczyłem ciemny kształt na trawie z lewej strony. Potem dostrzegłem szczegóły. Klęczącą na ziemi Claribel. Gwałtownie skręciłem w jej stronę, zobaczyłem kolejne rzeczy. Stojąca nad nią ciemna, wysoka postać. Ale dopiero, gdy dzieliło nas niecałe 20 metrów, zobaczyłem zajważniejsze.
Ogromny, zakrwawiony nóż.

~C.~
Zobaczyłam chmury, chmury i błękitne niebo. Poczułam wilgotną trawę muskającą moją twarz i szyję. Usłyszałam ćwierkanie ptaków. 
Nagle ktoś gwałtownie mnie podniósł, łapiąc mnie za ramię. Uklękłąm i spojrzałam w górę. To był nieznajomy. Z jego twarzy zniknął szyderczy wyraz, pojawiła się powaga i obojętność. Ale pojawiło sie coś jeszcze. Wielki tasak w jego ręce. 
- Co ty... - zaczęłam, ale stanowcze uderzenie w twarz skutecznie zakończyło moją wypowiedź. Jęknęłam, upadłam z powrotem na trawę. Jednak nie dane mi było tam poleżeć, znów czyjaś ręka mnie podniosła. 
Spojrzałam na swojego oprawcę. Chciałam go zapytać, czego chciał, gdy poczułam dotyk czegoś zimnego na ramieniu. Spuściłam wzrok. Rękaw mojej koszuli został całkowicie oderwany, tatuaż na ręce odsłoniony. Ostrze noża dotykało dokładnie jego górnego brzegu. 
Krew odeszła mi z twarzy, On chciał wyciąć mój tatuaż. Gdy to sobie uświadomiłam, zaczęłam się wyrywac, ale jego dłoń trzymała mnie zbyt mocno. 
Poczułam przeszywający ból. Krzyknęłam z całych sił z nadzieją, że ktoś usłyszy, ale coś szybko zasłoniło moje usta. 
Cięcie nożem było krótkie, ale stanowcze. Ktoś puścił moje ramie. Zaczęłam płakać. Ramię paliło niemiłosiernie, krew spływała aż do dłoni. Gdzieś w tym całym szumie, jaki rozpętał się w mojej głowie, usłyszałam dziwne słowa. Spojrzałam na tego, który tak mnie skrzywdził. Jego usta poruszały się szybko, wypowiadając słowa w nieznanym języku. Oczy miał zamknęte. Chciałam to wykorzystac i uciec, ale poruszał sie za szybko. Złapał mnie ponownie, nie jąkając sie nawet. Zawiązał mi na twarzy knebel, słowa nie przestawały płynąć. 
Po chwili znów poczułam straszny ból, ale tym razem nieco niżej. Pojawiło się drugie nacięcie, tym razem u dołu tatuazu. Ból był niemiłosierny, jakby ktoś włożył moją rękę w ogień, potem ją zamroził i nakłuwał tysiącami igiełek. Nie mogłam wytrzymać, łzy płynęły strumieniami. Podniosłam wzrok przed siebie i ujrzałam nadzieję.
Dwie niemal identyczne postacie biegły w moją stronę. Intuicja zdążyła mi podpowiedzieć, że mi pomogą, gdy się wyłączyła, podobnie jak cała ja.
Zemdlałam.

----------------------------------
Przperaszam najmocniej za przerwę, już wróciłam! Jak się podoba 22??

piątek, 3 stycznia 2014

~ 21 ~

~C.~
Jak zwykle byłam jedną z pierwszych osób w szkole. I byłam z tego bardzo zadowolona. Czułam, że nie jestem gotowa, by się zmierzyć z Noelem. Nigdy wcześniej nie miałam przygód z chłopakami i szczerze, chciałam, żeby to Grace przyszła pierwsza i żeby mi doradziła, choć wiem, że nierzadko obgadywała mnie za plecami, ale była najlepszym, co w tej chwili miałam. 
Szybko jednak moje nadzieje się rozwiały, gdyż wysłała mi SMS-a z wiadomością, że jest chora i nie będzie jej w szkole, dlatego mam poinformować jakąś nauczycielkę o tym, że przyniesie durny projekt na później. Przeklęłam pod nosem. Ale cóż, ja zawsze byłam sama i radziłam sobie jakoś, więc i tym razem musiało tak być.
Przez wiadomość przeoczyłam moment, w którym wszedł do szkoły. Zobaczyłam go idącego środkiem korytarza. Wstrzymałam oddech, bo założyłam, że to Noel, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to może być także Nathaniel, bo nie widziałam dobrze jego twarzy. Tak czy siak, wstałam. Gdy podnosiłam  torbę, przeoczyłam kolejna rzecz, ponieważ gdy znów spojrzałam na korytarz, chłopaka już nie było.

~N.~
Przez wczorajszy incydent z nim wszedłem do szkoły zdenerwowany. Bałem się, że gdy go zobaczę wybuchnę i porządnie mu przyłożę, chociaż wiedziałem, że nie mam żadnych szans w takim starciu. Co gorsza, mogło mnie to doprowadzić do śmierci. 
Wspiąłem się po schodach i wtedy ją zobaczyłem. Siedziała przy ścianie i patrzyła w ekran telefonu. Uśmiechnąłem się na jej widok i przyspieszyłem kroku. Podniosła na sekundę wzrok i wyglądało, jakby chciała wstać. Czy to zrobiła? Nie wiem, bo poczułem mocne uderzenie z boku i czyjeś ciało przywarło mnie do ściany. Chciałem odepchnąć napastnika, kimkolwiek był, ale wtedy złapał mnie za koszulę i wciągnął do męskiej toalety. Wtedy zobaczyłem, z kim mam do czynienia.  
- Znowu ty? - westchnąłem z irytacją. - Co znowu zrobiłem?
- Mamy kłopoty. - z jego głosu zniknął ton pogardy. Czułem, że skończyło się przedrzeźnianie i żarty. 
- My, czyli kto?
- Raczej nie my, tylko ona. - Puścił mnie i złapał się za głowę. 
Krew odpłynęła mi z twarzy. Jeżeli jej się coś stanie, nie przeżyję tego. Zniżyłem głos do szeptu. 
- O co chodzi?
- Handervi! - miałem wrażenie, że on zaraz się rozpłacze. Ja tez byłem tego bliski
Zamarłem. Nic gorszego nie mogło nas spotkać. Jeżeli Handervi ją dorwą, to koniec, wszystko stracone. Zginie. Tu już nie chodziło tylko o mnie, a nawet o niego. Nadzieje wszystkich, i Ragin, i Jedova, legną w gruzach.
- Trzeba ich powstrzymać. - powiedziałem, nie wierząc, że w ogóle nam się to uda.
- Nie damy rady! - wydarł się na mnie. - Nie... - ucichł. 
Wiedziałem, że pozostała jeszcze jedna opcja, której bałem się najbardziej. Ale nie mieliśmy nic innego.
- Musimy ją stąd zabrać. - szepnąłem.
- Co? - jego twarz wyrażała niedowierzanie.
- Musimy ją zabrać do podziemi. - podniosłem głos nie wierząc, ze to mówię.
- Chyba nie mówisz poważnie. - myślałem, że zaraz mnie wyśmieje, ale nie zrobił tego. Jego twarz stopniowo zmieniała wyraz, aż w końcu zrozumiał, że nie żartuję. - Nie uwierzą nam. Ona zginie.
- Na pewno ma większe szanse przeżycia niż w rękach Handervi. 
- Nie jest gotowa. Nie skończyła przemiany.
- Nie możemy czekać.
Pokiwał głową w zamyśleniu. Po chwili się odezwał.
- Ty czy ja?
To była chyba najtrudniejsza kwestia. Bardzo, z całego serca chciałem, by poszła ze mną, ale wiedziałem, że on także tego chce. Gdy dojdzie do walki, przegram. Ona musiała zdecydować, komu ufa bardziej. Był to niepewny grunt, nie miałem żadnej gwarancji, że wybierze mnie, ale nie było innej opcji, w której obyłoby się bez krwi. 
- Claribel zdecyduje. 
- Taki jesteś pewny siebie?
- Nie jestem, ale wolisz walkę? A co, jeśli będzie niezadowolona z naszego wyboru? Chodzi tu o nią, nie o nas, bracie.
-Kiedy?
- Teraz. Nie możemy czekać. 
Pokiwał głową. W tym geście zobaczyłem wiele emocji. Złość, smutek, niepokój, nadzieję. Był w tym momencie moim odbiciem. 
Pchnąłem drzwi od łazienki. Nie musiałem patrzeć, wiedziałem, że idzie za mną. Wyszliśmy na korytarz. Nagle wstrzymałem oddech. Usłyszałem, jak on tłumi krzyk. Przyszliśmy za późno.
Claribel zniknęła.

--------------------------
Szybko napisany, próbuję wynagrodzić wam nieobecnośc :)
co sądzicie?

czwartek, 2 stycznia 2014

~ 20 ~

~C.~
Weszłam do domu, nieobecna myślami. Jak przez mgłę słyszałam krzyki taty i Patricii, którzy starsznie denerwowali sie tym, ze mnie nie było tak długo, ale ignorowałam ich, właściwie nawet nie spojrzałam. Wspiełam sie po schodach do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam sie na łóżko, ukrywając twarz w dłoniach.
Spodziewałam sie wszystkiego. Dziwnych wiadomości, eksperymentów, porwania, ale nie tego. Nie spodziewałam się miłego wieczoru z przystojnym, normalnym chłopakiem, dodatkowo zakochanym we mnie. 
Myslami szukałam w tym wszystkim podstępu, czegokolwiek podejrzanego. Może Noel chciał, żebym mu zaufała, uwierzyła, a potem... sama nie wiem co. Ja przecież nic nie wiem. Ponad to, miałam być silna, nie dać się zmanipulować, a teraz najwyraźniej on maniupuluje mną. Gdybym powiedziała, że nic to dla mnie nie znaczyło, byłoby to okropne kłamstwo. Skóra mi pulsowała w miejscu, gdzie jego usta dotknęły mojego policzka, czułam tam nadal jego oddech, a mój jeszcze nie zwolnił. Wpatrywałam sie w sufit i widziałam tam jego twarz.
Szybko wstałam i poszłam do łazienki. Nie mogłam wytrzymać. Przez długi czas po prostu stałam pod prysznicem i pozwalałam gorącej wodzie oblewać moje roztrzęsione ciało. Jednocześnie próbowałam podsumować to, czego tak naprawdę się dowiedziałam. Jest taki jak ja, ma na ręce identyczny tatuaż. Ma dziwną rodzinę. I... to wszystko. Całe popołudnie, i wiem tylko tyle. Albo aż tyle.
Robiłam wszystko, żeby tylko siedzieć w łazience jak najdłużej, bo wiedziałam, co będzie, gdy wyjdę. Dlaczego nie dzwoniłaś? Gdzie byłaś? Z kim byłaś? Chciałam uniknąć tych idiotycznych pytań, bo i oni, i ja wiedzieliśmy, ze nie odpowiem.Użyłam wszystkich możliwych kremów, których przedtem nawet nie tknęłam, umyłam włosy, zgoliłam nogi. Gdy w końcu stałam na środku pokoju w ręczniku, bez kolejnego specyfiku, którym mogłabym przedłużyć pobyt w łazience, wyszłam prosto do siebie. Ubrałam się w piżamę i czekałam cierpliwie, aż tata wejdzie i na mnie nakrzyczy. Minęła minuta, dwie, potem dziesieć, i nie dość, że nic sie nie działo, to ja coraz więcej myślałam. Nie mogłam na to pozwolić. Poszłam spać.
To była bezsenna noc. Tych kilka minut, kiedy mojej głowy nie zaprzątał Noel, i kiedy mogłam zasnąć, pozbawiały mnie koszmary. Śniło mi się, że umieram. Za każdym razem inaczej. Raz nawet własny ojciec wbił mi nóż w plecy, ale nigdy nie wiedziałam dlaczego. Po prostu ginęłam. W końcu zaprzestałam tych rozpaczliwcyh prób zaśnięcia i wstałam. Podeszłam do okna. Czy znowu zobaczę tam tajemniczą postać? W duchu na to liczyłam. Odsłoniłam zasłony. Stał tam. W kapturze, ciemny, tajemniczy. Tym razem się nie schowałam. Patrzyłam na niego. Choć nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, ze on także na mnie patrzy. Nagle stało się coś, czego sie nie spodziewałam. Najpierw odwrócił wzrok. Spojrzał w bok. Także to zrobiłam. Nadchodziła stamtąd inna osoba, ubrana identycznie jak on. Rozmawali, a ja się przypatrywałam.

~N.~
- Uważaj, bo w końcu zadzowni po policję. - usłyszałem wołanie. Odwróciłem wzrok od jej twarzy skąpanej w promieniach ksieżyca. To był on. Przeklnąłem po nosem.
- Nie zrobi tego. Wiem.
Zaśmiał się.
- Dlaczego? - nagle jego twarz spoważniała. - Jak śmiesz?
- O co ci chodzi? - domyślił się. Już nie żyję- pomyślałem.
- Już ty wiesz o co. Nie wiesz, że kremindi jest zakazane?
- Chyba u was.
- Nie oszukuj, tak mówi Wspólne Prawo. Znasz je, musisz, skoro wyszedłeś z podziemi.
- I co mi zrobisz? Zabijesz?
- Wiesz, że mogę.
- Wiem.
- A ty nie możesz nic mi zrobić. Jeżeli jeszcze raz wtargniesz do jej umysłu, zabiję cię. Jeżeli mamy grać, grajmy uczciwie.
- Grać? Od kiedy to jest gra?
- Nie gra, a wyścig, bracie. Chcesz tego, czy nie, przegrasz.
Obrócił sie i zrobił kilka kroków, jednak po chwili sie zatrzymał.
- Wiesz co? Nie mogę puścić ci tego płazem. Claribel to nie człowiek, żeby tak ją traktować.
Nagle zrobił szybki obrót i jednym skokiem znalazł się przy mnie. Zanim zdążyłem sie ruszyć, jego pięść z impetem uderzyła w moją szczękę. Siła włożona w ten cios była tak wielka, że powaliła mnie na ziemię. Poczułem jak krew napływa mi do buzi. Chciałem sie podnieść, ale jego stopa przygwoździła mnie do chodnika. Jęknąłem.
- Jestem silniejszy od ciebie. Nie zapominaj o tym. Pojaw się tu jeszcze raz, a nie żyjesz.

~C.~
W momencie, w którym padło uderzenie, wydałam cichy okrzyk. Nie tego się spodziewałam.
Nie powinnam byla na to patrzeć, to nie moja sprawa. Nie wiem dlaczego, nagle mój pociąg do patrzenia przez to głupie okno zniknął. Położyłam sie do łóżka, choć nie byłam zmęczona.Wyjęłam kartkę i długopis i zaczełam rysować. Nigdy wczesniej nie miałam takiej potrzeby, ale teraz takie bazgrolenie było idealne na zabicie czasu. Gdy przez zasło przebily sie pierwsze promyki słońca, wstałam i zaczęłam przygotowywać się do szkoły, przez co zapomniałam nieco o moich zmartwieniach. Zwyczajne czynnosći mnie uspokajały. Gdy już byłam ubrana w mundurek, zeszłam na dół z chęcią zjedzenia śniadania, ale ukłucie w brzuchu przypomniało mi, jakie to bezsensowne. Uczucie ulgi po tym, jak Nathaniel poczęstował mnie kanapkami, zniknęło całkowcie i powróciły dawne tortury. Cóż, trzeba to znieść z godnością. Usiadłam zwyczajnie w kuchni. Gdy tata zszedł, ubrałam kurtkę i wpakowałam się do samochodu, bez powitania. Bałam sie, że jakakolwiek rozmowa przywróci temat mojej długiej nieobceności poprzedniego wieczoru. Nagle coś do mnie doatrło.
Dzisiaj będę musiała zmierzyć sie z Noelem.

---------------------------
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH!!! Nie było mnie długo, bo miałam dużo roboty w domu, a poza tym nie miałam zupełnie pomysłu, ale wróciłam, i mam już kilka niezłych pomysłów na następne rozdziały. Moja droga N., ta 20 jest dla ciebie!!!!