wtorek, 28 stycznia 2014

~ 22 ~

~N.~
Za późno. O kilka minut, może nawet sekund.
Za późno. 
Za późno...
Te dwa słowa dudniły w mojej głowie jak dzwony. Wyciskały z oczu łzy i spinały mięśnie. Zwiększały tętno. Przynosiły ból. 
Byliśmy tak blisko zapewnienia jej względnego bezpieczeństwa, ale zawiedliśmy. I mogliśmy obwiniać tylko siebie.
Jednak wiedziałem, ze nie mogę sobie pozwolić na ani chwilę rozpaczy. Z trudem rozluźniłem się. Pomyślałem logicznie. Nie było nas moze dwie minuty, co oznacza, ze kimkolwiek był porywacz(słowo morderca nie było dopuszczalne) nie mógł zajść dalej niż kilka kilometrów. Albo nawet kilkaset metrów, gdyż miał Claribel za balast. Handervi nie mieszkali pod ziemią, nie mógł się więc ukryć.
Jets blisko. Musi być. Obróciłem się, by przekazać bratu wszystko, do czego właśnie doszedłem, ale nie zobaczyłem go. Przeniosłem wzrok niżej. Klęczał, pojękując co chwila. To było zupełne przeciwieństwo tego, kim był zazwyczaj. Nieustraszony, silny, pewny siebie. Nie śmiałem się jednak, gdyż sam byłem bliski takiego stanu. 
- Wstań, musimy go dogonić. - powiedziałem cicho, ale dobitnie.
Brak reakcji, jedynie przeniósł wzrok na coś innego, coś w oddali. Musiałem zainterweniować.
- Powiedziałem, wstań. - mój głos był donośniejszy tym razem. Schyliłem się, złapałem go za ramię i zdecydowanym ruchem uniosłem do góry. Nie pasowało to zdytnio to lichego człowieka, jakiego teraz udawałem, gdyż wszystko to trwało krócej niż sekundę, ale miałem to gdzieś. Każda sekunda miała teraz znaczenie.
- Nie mógł uciec daleko. Bedziesz się mazgać, to nam ucieknie. - byłem ostrożny, ale jednocześnie pewny swego. Zadziałało. Spojrzał na mnie i pokwiał głową. Po chwili szepnął.
- Odzyskamy ją bracie.
- Odzyskamy.
Od razu zabraliśmy się do działania. On zaproponował, by najpierw udać sie do głównego wyjścia, więc tak tez zrobiliśmy. Biegliśmy. Rozpacz powoli znikała, pojawił się gniew. Ruch pomagał. Ale strata Claribel była zbyt ważna, by wrócić do normalności. 
Wybiegliśmy na dziedziniec. Ludzi niemal nie było ze względu na wczesną godzinę. Rozgladałem sie uważnie, mój wzrok przykuła ciemna plama na kamieniach, kilka metrów ode mnie. Podeszłem, spojrzałem z bliska. Nie myliłem się. Krew. 
On stanął obok mnie, też zobaczył.
- To nie ma sensu. - powiedział.
- Tak łatwo sie poddajesz?
- Myśle racjonalnie. Nie mamy szans.
I wtedy to usłyszałem. Urwany, wyciszony dźwięk, gdzieś w oddali. Był tak nikły, że niemal nie do wykrycia. Mimo to wiedziałem.
To był krzyk. Nawet nie musiałem sie zastanawiać, czyj. Zacząłem biec. Zaskoczyłem go, chyba nie wiedział co zrobić, ale w końcu podążył za mną. I dobrze. Będę potrzebował wsparcia.

~C.~
Zamrugałam kilka razy, ale chłopak sie nie pojawił?
Chyba mi się przeiwdziało, pomyślałam. Odwróciłam się z powrotem w stronę sali, i dosłownie weszłam w kogoś.
- Boże, przepraszam. - złapałam się za głowę, zakłopotana. Podniosłam głowę i ujrzałam twarz tego, na którego właśnie wpadłam. Nie był stąd, nie znałam go, ani nawet nie kojarzyłam z widzenia. Nie było w nim nic szczególnego. 
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się nieco dziwnie. - Ty jesteś Claribel, prawda?
- Tak, ale skąd to wiesz? - ta cała sytuacja zaczęła przybierać dość dziwny bieg. Przez moment przyszło mi na myśl, że może nieznajomy chciał, żebym na niego wpadła, ale to wydało mi się tak absurdalne, że od razu wyrzuciłam to z głowy.
- Nieważne. Ważna jesteś ty. - powiedział szeptem, po czym uśmiechnął się szyderczo i wykonał ruch ręką, którego nie było mi dane do konca zobaczyć.
Poczułam bardzo mocne uderzenie w bok głowy. Świat zawirował. I wirował, i wirował, i wirował, aż w końu przestał i zamienił się w wielką, czarną plamę. 

~N.~
Krzyk był tak krótki, że nie udało mi się dokładnie ustalić, skąd dochodził, ale wiedziałem, ze jest to na tyłach szkoły, w ogrodzie.
Biegłem dalej. Moje nogi powoli były zmęczone, ale zmusiłem się do większego wysiłku i przyspieszyłem. Wpadłem jak burza na główną aleję. W moje nozdrza uderzył metaliczny zapach krwi. Nie, tylko nie to, nie mogłem być za późno.
Najpierw zobaczyłem ciemny kształt na trawie z lewej strony. Potem dostrzegłem szczegóły. Klęczącą na ziemi Claribel. Gwałtownie skręciłem w jej stronę, zobaczyłem kolejne rzeczy. Stojąca nad nią ciemna, wysoka postać. Ale dopiero, gdy dzieliło nas niecałe 20 metrów, zobaczyłem zajważniejsze.
Ogromny, zakrwawiony nóż.

~C.~
Zobaczyłam chmury, chmury i błękitne niebo. Poczułam wilgotną trawę muskającą moją twarz i szyję. Usłyszałam ćwierkanie ptaków. 
Nagle ktoś gwałtownie mnie podniósł, łapiąc mnie za ramię. Uklękłąm i spojrzałam w górę. To był nieznajomy. Z jego twarzy zniknął szyderczy wyraz, pojawiła się powaga i obojętność. Ale pojawiło sie coś jeszcze. Wielki tasak w jego ręce. 
- Co ty... - zaczęłam, ale stanowcze uderzenie w twarz skutecznie zakończyło moją wypowiedź. Jęknęłam, upadłam z powrotem na trawę. Jednak nie dane mi było tam poleżeć, znów czyjaś ręka mnie podniosła. 
Spojrzałam na swojego oprawcę. Chciałam go zapytać, czego chciał, gdy poczułam dotyk czegoś zimnego na ramieniu. Spuściłam wzrok. Rękaw mojej koszuli został całkowicie oderwany, tatuaż na ręce odsłoniony. Ostrze noża dotykało dokładnie jego górnego brzegu. 
Krew odeszła mi z twarzy, On chciał wyciąć mój tatuaż. Gdy to sobie uświadomiłam, zaczęłam się wyrywac, ale jego dłoń trzymała mnie zbyt mocno. 
Poczułam przeszywający ból. Krzyknęłam z całych sił z nadzieją, że ktoś usłyszy, ale coś szybko zasłoniło moje usta. 
Cięcie nożem było krótkie, ale stanowcze. Ktoś puścił moje ramie. Zaczęłam płakać. Ramię paliło niemiłosiernie, krew spływała aż do dłoni. Gdzieś w tym całym szumie, jaki rozpętał się w mojej głowie, usłyszałam dziwne słowa. Spojrzałam na tego, który tak mnie skrzywdził. Jego usta poruszały się szybko, wypowiadając słowa w nieznanym języku. Oczy miał zamknęte. Chciałam to wykorzystac i uciec, ale poruszał sie za szybko. Złapał mnie ponownie, nie jąkając sie nawet. Zawiązał mi na twarzy knebel, słowa nie przestawały płynąć. 
Po chwili znów poczułam straszny ból, ale tym razem nieco niżej. Pojawiło się drugie nacięcie, tym razem u dołu tatuazu. Ból był niemiłosierny, jakby ktoś włożył moją rękę w ogień, potem ją zamroził i nakłuwał tysiącami igiełek. Nie mogłam wytrzymać, łzy płynęły strumieniami. Podniosłam wzrok przed siebie i ujrzałam nadzieję.
Dwie niemal identyczne postacie biegły w moją stronę. Intuicja zdążyła mi podpowiedzieć, że mi pomogą, gdy się wyłączyła, podobnie jak cała ja.
Zemdlałam.

----------------------------------
Przperaszam najmocniej za przerwę, już wróciłam! Jak się podoba 22??

piątek, 3 stycznia 2014

~ 21 ~

~C.~
Jak zwykle byłam jedną z pierwszych osób w szkole. I byłam z tego bardzo zadowolona. Czułam, że nie jestem gotowa, by się zmierzyć z Noelem. Nigdy wcześniej nie miałam przygód z chłopakami i szczerze, chciałam, żeby to Grace przyszła pierwsza i żeby mi doradziła, choć wiem, że nierzadko obgadywała mnie za plecami, ale była najlepszym, co w tej chwili miałam. 
Szybko jednak moje nadzieje się rozwiały, gdyż wysłała mi SMS-a z wiadomością, że jest chora i nie będzie jej w szkole, dlatego mam poinformować jakąś nauczycielkę o tym, że przyniesie durny projekt na później. Przeklęłam pod nosem. Ale cóż, ja zawsze byłam sama i radziłam sobie jakoś, więc i tym razem musiało tak być.
Przez wiadomość przeoczyłam moment, w którym wszedł do szkoły. Zobaczyłam go idącego środkiem korytarza. Wstrzymałam oddech, bo założyłam, że to Noel, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to może być także Nathaniel, bo nie widziałam dobrze jego twarzy. Tak czy siak, wstałam. Gdy podnosiłam  torbę, przeoczyłam kolejna rzecz, ponieważ gdy znów spojrzałam na korytarz, chłopaka już nie było.

~N.~
Przez wczorajszy incydent z nim wszedłem do szkoły zdenerwowany. Bałem się, że gdy go zobaczę wybuchnę i porządnie mu przyłożę, chociaż wiedziałem, że nie mam żadnych szans w takim starciu. Co gorsza, mogło mnie to doprowadzić do śmierci. 
Wspiąłem się po schodach i wtedy ją zobaczyłem. Siedziała przy ścianie i patrzyła w ekran telefonu. Uśmiechnąłem się na jej widok i przyspieszyłem kroku. Podniosła na sekundę wzrok i wyglądało, jakby chciała wstać. Czy to zrobiła? Nie wiem, bo poczułem mocne uderzenie z boku i czyjeś ciało przywarło mnie do ściany. Chciałem odepchnąć napastnika, kimkolwiek był, ale wtedy złapał mnie za koszulę i wciągnął do męskiej toalety. Wtedy zobaczyłem, z kim mam do czynienia.  
- Znowu ty? - westchnąłem z irytacją. - Co znowu zrobiłem?
- Mamy kłopoty. - z jego głosu zniknął ton pogardy. Czułem, że skończyło się przedrzeźnianie i żarty. 
- My, czyli kto?
- Raczej nie my, tylko ona. - Puścił mnie i złapał się za głowę. 
Krew odpłynęła mi z twarzy. Jeżeli jej się coś stanie, nie przeżyję tego. Zniżyłem głos do szeptu. 
- O co chodzi?
- Handervi! - miałem wrażenie, że on zaraz się rozpłacze. Ja tez byłem tego bliski
Zamarłem. Nic gorszego nie mogło nas spotkać. Jeżeli Handervi ją dorwą, to koniec, wszystko stracone. Zginie. Tu już nie chodziło tylko o mnie, a nawet o niego. Nadzieje wszystkich, i Ragin, i Jedova, legną w gruzach.
- Trzeba ich powstrzymać. - powiedziałem, nie wierząc, że w ogóle nam się to uda.
- Nie damy rady! - wydarł się na mnie. - Nie... - ucichł. 
Wiedziałem, że pozostała jeszcze jedna opcja, której bałem się najbardziej. Ale nie mieliśmy nic innego.
- Musimy ją stąd zabrać. - szepnąłem.
- Co? - jego twarz wyrażała niedowierzanie.
- Musimy ją zabrać do podziemi. - podniosłem głos nie wierząc, ze to mówię.
- Chyba nie mówisz poważnie. - myślałem, że zaraz mnie wyśmieje, ale nie zrobił tego. Jego twarz stopniowo zmieniała wyraz, aż w końcu zrozumiał, że nie żartuję. - Nie uwierzą nam. Ona zginie.
- Na pewno ma większe szanse przeżycia niż w rękach Handervi. 
- Nie jest gotowa. Nie skończyła przemiany.
- Nie możemy czekać.
Pokiwał głową w zamyśleniu. Po chwili się odezwał.
- Ty czy ja?
To była chyba najtrudniejsza kwestia. Bardzo, z całego serca chciałem, by poszła ze mną, ale wiedziałem, że on także tego chce. Gdy dojdzie do walki, przegram. Ona musiała zdecydować, komu ufa bardziej. Był to niepewny grunt, nie miałem żadnej gwarancji, że wybierze mnie, ale nie było innej opcji, w której obyłoby się bez krwi. 
- Claribel zdecyduje. 
- Taki jesteś pewny siebie?
- Nie jestem, ale wolisz walkę? A co, jeśli będzie niezadowolona z naszego wyboru? Chodzi tu o nią, nie o nas, bracie.
-Kiedy?
- Teraz. Nie możemy czekać. 
Pokiwał głową. W tym geście zobaczyłem wiele emocji. Złość, smutek, niepokój, nadzieję. Był w tym momencie moim odbiciem. 
Pchnąłem drzwi od łazienki. Nie musiałem patrzeć, wiedziałem, że idzie za mną. Wyszliśmy na korytarz. Nagle wstrzymałem oddech. Usłyszałem, jak on tłumi krzyk. Przyszliśmy za późno.
Claribel zniknęła.

--------------------------
Szybko napisany, próbuję wynagrodzić wam nieobecnośc :)
co sądzicie?

czwartek, 2 stycznia 2014

~ 20 ~

~C.~
Weszłam do domu, nieobecna myślami. Jak przez mgłę słyszałam krzyki taty i Patricii, którzy starsznie denerwowali sie tym, ze mnie nie było tak długo, ale ignorowałam ich, właściwie nawet nie spojrzałam. Wspiełam sie po schodach do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam sie na łóżko, ukrywając twarz w dłoniach.
Spodziewałam sie wszystkiego. Dziwnych wiadomości, eksperymentów, porwania, ale nie tego. Nie spodziewałam się miłego wieczoru z przystojnym, normalnym chłopakiem, dodatkowo zakochanym we mnie. 
Myslami szukałam w tym wszystkim podstępu, czegokolwiek podejrzanego. Może Noel chciał, żebym mu zaufała, uwierzyła, a potem... sama nie wiem co. Ja przecież nic nie wiem. Ponad to, miałam być silna, nie dać się zmanipulować, a teraz najwyraźniej on maniupuluje mną. Gdybym powiedziała, że nic to dla mnie nie znaczyło, byłoby to okropne kłamstwo. Skóra mi pulsowała w miejscu, gdzie jego usta dotknęły mojego policzka, czułam tam nadal jego oddech, a mój jeszcze nie zwolnił. Wpatrywałam sie w sufit i widziałam tam jego twarz.
Szybko wstałam i poszłam do łazienki. Nie mogłam wytrzymać. Przez długi czas po prostu stałam pod prysznicem i pozwalałam gorącej wodzie oblewać moje roztrzęsione ciało. Jednocześnie próbowałam podsumować to, czego tak naprawdę się dowiedziałam. Jest taki jak ja, ma na ręce identyczny tatuaż. Ma dziwną rodzinę. I... to wszystko. Całe popołudnie, i wiem tylko tyle. Albo aż tyle.
Robiłam wszystko, żeby tylko siedzieć w łazience jak najdłużej, bo wiedziałam, co będzie, gdy wyjdę. Dlaczego nie dzwoniłaś? Gdzie byłaś? Z kim byłaś? Chciałam uniknąć tych idiotycznych pytań, bo i oni, i ja wiedzieliśmy, ze nie odpowiem.Użyłam wszystkich możliwych kremów, których przedtem nawet nie tknęłam, umyłam włosy, zgoliłam nogi. Gdy w końcu stałam na środku pokoju w ręczniku, bez kolejnego specyfiku, którym mogłabym przedłużyć pobyt w łazience, wyszłam prosto do siebie. Ubrałam się w piżamę i czekałam cierpliwie, aż tata wejdzie i na mnie nakrzyczy. Minęła minuta, dwie, potem dziesieć, i nie dość, że nic sie nie działo, to ja coraz więcej myślałam. Nie mogłam na to pozwolić. Poszłam spać.
To była bezsenna noc. Tych kilka minut, kiedy mojej głowy nie zaprzątał Noel, i kiedy mogłam zasnąć, pozbawiały mnie koszmary. Śniło mi się, że umieram. Za każdym razem inaczej. Raz nawet własny ojciec wbił mi nóż w plecy, ale nigdy nie wiedziałam dlaczego. Po prostu ginęłam. W końcu zaprzestałam tych rozpaczliwcyh prób zaśnięcia i wstałam. Podeszłam do okna. Czy znowu zobaczę tam tajemniczą postać? W duchu na to liczyłam. Odsłoniłam zasłony. Stał tam. W kapturze, ciemny, tajemniczy. Tym razem się nie schowałam. Patrzyłam na niego. Choć nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, ze on także na mnie patrzy. Nagle stało się coś, czego sie nie spodziewałam. Najpierw odwrócił wzrok. Spojrzał w bok. Także to zrobiłam. Nadchodziła stamtąd inna osoba, ubrana identycznie jak on. Rozmawali, a ja się przypatrywałam.

~N.~
- Uważaj, bo w końcu zadzowni po policję. - usłyszałem wołanie. Odwróciłem wzrok od jej twarzy skąpanej w promieniach ksieżyca. To był on. Przeklnąłem po nosem.
- Nie zrobi tego. Wiem.
Zaśmiał się.
- Dlaczego? - nagle jego twarz spoważniała. - Jak śmiesz?
- O co ci chodzi? - domyślił się. Już nie żyję- pomyślałem.
- Już ty wiesz o co. Nie wiesz, że kremindi jest zakazane?
- Chyba u was.
- Nie oszukuj, tak mówi Wspólne Prawo. Znasz je, musisz, skoro wyszedłeś z podziemi.
- I co mi zrobisz? Zabijesz?
- Wiesz, że mogę.
- Wiem.
- A ty nie możesz nic mi zrobić. Jeżeli jeszcze raz wtargniesz do jej umysłu, zabiję cię. Jeżeli mamy grać, grajmy uczciwie.
- Grać? Od kiedy to jest gra?
- Nie gra, a wyścig, bracie. Chcesz tego, czy nie, przegrasz.
Obrócił sie i zrobił kilka kroków, jednak po chwili sie zatrzymał.
- Wiesz co? Nie mogę puścić ci tego płazem. Claribel to nie człowiek, żeby tak ją traktować.
Nagle zrobił szybki obrót i jednym skokiem znalazł się przy mnie. Zanim zdążyłem sie ruszyć, jego pięść z impetem uderzyła w moją szczękę. Siła włożona w ten cios była tak wielka, że powaliła mnie na ziemię. Poczułem jak krew napływa mi do buzi. Chciałem sie podnieść, ale jego stopa przygwoździła mnie do chodnika. Jęknąłem.
- Jestem silniejszy od ciebie. Nie zapominaj o tym. Pojaw się tu jeszcze raz, a nie żyjesz.

~C.~
W momencie, w którym padło uderzenie, wydałam cichy okrzyk. Nie tego się spodziewałam.
Nie powinnam byla na to patrzeć, to nie moja sprawa. Nie wiem dlaczego, nagle mój pociąg do patrzenia przez to głupie okno zniknął. Położyłam sie do łóżka, choć nie byłam zmęczona.Wyjęłam kartkę i długopis i zaczełam rysować. Nigdy wczesniej nie miałam takiej potrzeby, ale teraz takie bazgrolenie było idealne na zabicie czasu. Gdy przez zasło przebily sie pierwsze promyki słońca, wstałam i zaczęłam przygotowywać się do szkoły, przez co zapomniałam nieco o moich zmartwieniach. Zwyczajne czynnosći mnie uspokajały. Gdy już byłam ubrana w mundurek, zeszłam na dół z chęcią zjedzenia śniadania, ale ukłucie w brzuchu przypomniało mi, jakie to bezsensowne. Uczucie ulgi po tym, jak Nathaniel poczęstował mnie kanapkami, zniknęło całkowcie i powróciły dawne tortury. Cóż, trzeba to znieść z godnością. Usiadłam zwyczajnie w kuchni. Gdy tata zszedł, ubrałam kurtkę i wpakowałam się do samochodu, bez powitania. Bałam sie, że jakakolwiek rozmowa przywróci temat mojej długiej nieobceności poprzedniego wieczoru. Nagle coś do mnie doatrło.
Dzisiaj będę musiała zmierzyć sie z Noelem.

---------------------------
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH!!! Nie było mnie długo, bo miałam dużo roboty w domu, a poza tym nie miałam zupełnie pomysłu, ale wróciłam, i mam już kilka niezłych pomysłów na następne rozdziały. Moja droga N., ta 20 jest dla ciebie!!!!

wtorek, 10 grudnia 2013

Szkoła to piekło...

Przepraszam, że taki post pojawia się tak późno. Już około tygodnia nic nie dodałam, ponieważ nie mam czasu, żeby pisać. Mam kilka sprawdzianów tygodniowo, jeszcze konkrs i nie wyrabiam ze szkołą, a co dopiero z innymi rzeczami. Łudziłam sie, ze dam radę napisać cokolwiek w ten weekend, ale wyjeżdżam na biwak harcerski...
Raczej nie wierzę w to, że przed przerwą świąteczną uda mi sie dodać nowy rozdział. Nawet jeżeli tak, to będzie on krótki i raczej wiele nie wniesie. Pisze to, zebyście nie myśleli, ze przestałam dodawać posty. Nadal jestem z wami :) 

środa, 27 listopada 2013

~ 19 ~

~C.~
Wdech, wydech.
Zmieniam taktykę, powiedziałam sobie. Koniec z byciem tą małą dziewczynką, którą na wszystko trzeba naprowadzać i która sama sobie nie umie poradzić. Musze pokazać, ze znam swoją sytuację, nieważne, jak wielkim miałoby to byc kłamstwem,  i sama poczekam, aż sie otworzą, zanim zdąże sama zadać pytania.
Z takim oto przekonaniem zadzowniłam do drzwi domu Noela. Nie bałam się, jak wczoraj. Stwierdziłam, ze otwartosć tego chłopaka nie przeraża mnie tak, jak tajemniczość Nathaniela. Czułam się przy nim wyluzowana. Miało to swoje plusy i minusy, bo bałam sie, że mogę powiedzieć mu za wiele.
Drzwi otworzyły się, skrzypiąc i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Noela. 
- Hej, dobrze cię widzieć. 
- Ciebie też. - odwzajemniłam uśmiech.
- Wejdź. - ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
Było tam tak... normalnie. Wręcz staroświecko. Drewniana podłoga przyktyta miękkim dywanem, wieszak na ścianie, tapeta w róże, mały stolik, który kiedyś był maszyną do szycia. O ile dom Nathaniela wywoływał u mnie zachwyt i niedowierzanie, tak tutaj... sama nie wiem co, było tak, jakbym odwiedziła normalnego kumpla, a nie... no właśnie, kogo?
Noel zabrał ode mnie kurtkę i zaprowadził po schodach. Gdy przechodziłam obok kuchni poczułam zapach pieczonego mięsa i zobaczyłam stojącą przy blacie kobietę. Nie odwróciła sie jednak, więc ruszyłam dalej. Dom miał tylko jedno piętro, i to tam mieścił sie pokój Noela. Choć mały, wcale nie był skromny - na biurku stał nowoczesny komputer, nad łóżkiem wisiał telewizor, ale poza tym był bardzo przytulny. Wszystkie meble były z tego samego rodzaju drewna, które kolorem przypominało mi miód. Ściany pomalowano na jasnoniebieski kolor, a łóżko przykrywała kapa, najprawdopodobniej ręcznie robiona, w tych samych barwach. Do wszystkiego dochodził także włochaty dywan.
- Masz bardzo ładny pokój. - powiedziałam, siadając na łóżku. 
- Eee, nic specjalnego. - machnął ręką, ale cicho sie zaśmiał. - Chcesz coś do picia? Do jedzenia? 
- Dzięki, jadłam w domu. - choć pokusa była wielka, musiałam odmówić. To była część mojej nowej taktyki - nie dać się skusić.
- Ok, to co? Do roboty? - klasnął w dłonie z entuzjaznem. Patrzyłam, jak włącza komputer, a następnie przynosi dla mnie dodatkowe krzesło.
Tym razem zaangażowałam sie w pracę, i musze przyznać, była ona naprawdę przyjemna. Noel nie zadawał żadnych podejrzanych pytań, nie wspominał o żadnych dziwnych rzeczach, takich jak impreza u DJ-a. Wykazał sie za to niemałą wiedzą na niemal każdy temat, czasem aż czułam się onieśmielona. Poza tym często żartował, raz nawet rozbawił mnie tak, ze straciłam oddech. W końcu jednak prezentacja została zrobiona, i nadszedł czas, bym wróciła do domu. Nie powiem, chciałam jeszcze zostać.
- Chyba już muszę iść. - powiedziałam, gdy Noel zamknął program.
- Szkoda. Było miło. - chłopak wyrażnie posmutniał.
- A jakże. - podniosłam torbę i ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Czekaj! - obróciłam się. - Może poszłabyś ze mną na kolację?
- Na kolację? - byłam totalnie zaskoczona tą propozcyją. Przecież skoro był taki jak ja, to nie mógł jeść normalnego jedzenia... znaczy mógł, ale nie miało to zwyczajnie żadnego sensu. Wyraźnie zależało my na wyjściu ze mną. Tylko czy ja na pewno powinnam sie zgodzić? - Myślałam, ze masz kolację w domu, przecież wszędzie pachnie jedzeniem.
- Niby moja mama coś tam robi, no ale będzie chciała zjeść z tatą, a ten zapewne wróci po północy, kiedy ja już będę spał. I cokolwiek ona robi, bedzie jutro na obiad.
- Oh. - nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. - Ale dokąd?
- McDonald jest za rogiem. - uśmiechnął sie szeroko. Zaśmiałam się.
- Serio mówisz?
- Czemu nie? Przepraszam, ale mój budżet jest za mały, żeby zabrać cie do normalnej restauracji.
- Mój też. - uśmiechęłam się ze zrozumieniem. Dziwne, chodził do szkoły dla arystokratów, a nie miał kasy na kolację? Coś było serio nie tak z jego rodziną. - Poza tym, mój wygląd raczej sie nie nadaje nigdzie indziej jak do fastfooda. McDonald jest ok.
Na twarzy Noela pojawił sie szeroki uśmiech.
- A propos wyglądu, dasz mi chwilę, żebym się przebrał?
- Jasne, poczekam.
Noel wziął ze swojej szafy kilka rzeczy i poszedł do łazienki, a przynajmniej tak myślę. Ja tymczasem studiowałam każdy fragment jego pokoju, nieświadomie szukając czegokolwiek podejrzanego. Jednak nic nie znalazłam, no może poza najnowszym wydaniem Seventeen. Wyszłam więc na korytarz i tam rozpoczęłam poszukiwania. We wszystkich(dwóch) pozostałych pokojach światło było zgaszone, jednak lekka poświata z przedpokoju wystarczyła mi by zobaczyć, że nie ma tam nic godnego uwagi. Zaglądałam właśnie do jakiejś sypialni, gdy usyłyszałam za sobą szelest materiału. Odwróciłam się i mój wzrok trafił prosto na szparę w drzwiach do łazienki, których Noel nie zamknął dokładnie. Rozum kazał mi natychmiast odwrócić wzrok, ale coś sprawiło, że tego nie zrobiłam, za to wytrzeszczałam oczy, gdy Noel zdjął koszulkę i odsłonił umięśniony tors. Można było policzyć każdy mięsień. Przesunęłam wzrok wyżej, na rozbudowane ramiona niczym na malunkach przedstawiających greckich bogów. Wstrzymałam oddech, gdy się obrócił, sięgając po koszulę i wtedy go ujrzałam...
Zamrugałam oczami, nie mogąc uwierzyć. Niby wiedziałam, ze Noel jest podobny do mnie, ale teraz miałam dowód, gdyż na jego ramieniu zobaczyłam tatuaż. Każda inna osoba nie zwróciłaby na niego szczególnej uwagi. Ot, zwykłe koło ozdobione nieokreślonymi rysunkami, tyle że identyczny wzór pojawił sie także na mojej ręce, tam, gdzie wcześniej była paskudna rana. Odruchowo dotknęłam tego miejsca i przeszedł mnie dreszcz.
Odwróciłam wzrok od idealnego ciała Noela i wróciłam do jego pokoju. Nie pokaż mu, że cokolwiek widziałaś - powtarzałam sobie w myślach. Doszło do mnie - a może on specjalnie nie zamknął tych drzwi? Chciał, żebym to zobaczyła? Nie to absurd... a może jednak?
- Gotowy. - z zamyślenia wybudził mnie sam rozradowany Noel. Wymusiłam uśmiech. - Możemy iść?
Pokiwałam jedynie głową, bo bałam sie, że zadrży mi głos.
Wyjście było naprawdę miłe. Noel zachowywał sie jak... Noel, był zabawny, rozgadany, i mimo wczesniejszego stresu znowu się rozluźniłam, ale kilkakrotnie przyłapałam samą siebie na gapienie sie na jego rękę. Miałam tylko nadzieję, ze on tego nie zauważył, ale nie sprawiał takiego wrażenia. 
Zjedzenie skromnych porcji nie zajęło nam długo, ale gadaliśmy conajmniej godzinę dziubiąc puste opakowania. Dopiero gdy Noel wyjał telefon, by mi coś pokazać, a ja zobaczyłam godzinę, szybko wstałam.
- Mój Boże, już prawie jedenasta! - nie zdawałam sobie sprawy z upływającego czasu, gdy z nim byłam. - Tata musi umierać ze strachu! Do zobaczenia!
Już szłam w kierunku drzwi, gdy usłyszałam wołanie.
- Czekaj! - po chwili Noel stanął obok mnie. - Odprowadzę cię.
- Zwariowaleś? - mimowolnie sie zaśmiałam, ale bardziej z zaskoczenia niż z rozbawienia. - To ponad pół godziny jazdy metro!
- Nie szkodzi. O tej porze jest niebezpiecznie, nie ma mowy żebym puścił cie samą. - ton jego głosu był jak najbardziej poważny.
- Ale przecież ty jeszcze musisz wrócić, a jutro szkoła...
- Nie przekonasz mnie. - uśmiechnął sie trumfalnie.
- Jesteś szalony. - zaśmiałam sie, wychodząc razem z nim z restauracji.
Gdy jechaliśmy, byłam już naprawdę zmęczona. On chyba też. Nasze rozmowy były dużo spokojniejsze. Chodź nie powiedziałam tego na głos, cieszyłam sie, ze jest ze mną, bo cały pociąg był wypełniony podejrzanie wyglądajcymi ludźmi. Z nim czułam sie względnie bezpieczna, choć nie miałam ku temu żadnych podstaw.
Odprowadził mnie pod sam dom. Gdy stanęliśmy przy furtce, powiedział.
- Wiesz, świetnie sie z tobą dzisiaj bawiłem. - uśmiechnął się, ale wyczuwałamw nim smutek.
- Ja też. - odwajemniłam uśmiech, badając wyraźnie wyraz jego twarzy.
- To... do zobaczenia w szkole? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Chyba tak. - byłam w kropce, nie wiedziałam co zrobić. Podać mu rękę, czy po prostu wejść do domu? Nagle stało sie coś, czego kompletnie sie nie spodziewałam. Noel zrobił krok do przodu, nasze twarze dzieliły centymetry. Myślałam, że mnie zaraz pocałuje. Bałam sie tego. Nie do końca tego chciałam. Nigdy nie chciałam chłopaka, nawet nie myślałam, ze któremuś mogę sie spodobać. W myślach powtarzałam sobie: nie rób tego, nie rób, proszę.
Nagle pochylił sie bliżej, czułam jego ciepły oddech na skórze, gdy... pocałował mnie w policzek. Zrobił to tak delikatnie, że nawet tego nie poczułam. Zamarłam, mimowolnie otworzyłam usta. Gdy sie odsunąl, spojrzałam prosto w jego oczy. Czaiły się w nich dziwne iskierki.
- Dobranoc, Claribel. - szepnął mi do ucha, po czym odwrócił sie i poszedł.

-------------------------
Dzisiaj miałam coś w rodzaju natchnienia :) cały wieczór to pisałam, i jestem ciekawa, czy wam sie podobało :) 

poniedziałek, 25 listopada 2013

~ 18 ~

~C.~
Zastygłam, wstrzmałam oddech. 
Najpierw pojawiło się zaskoczenie. Potem strach. Na końcu zrobiło mi się niedobrze, w moim żołądku za długo nie było jedzenia. Walczyłam z własnym ciałem, by nie musieć lecieć do łazienki. Powloli zmieniłam pozycję. A Nathaniel obserwował mnie ostrożnie, jakby obawiał się mojej reakcji. Wzięłam następny kęs.
Nie mogłam uwierzyć. Tyle czasu w męczarniach, dzień w dzień, i to wszystko nagle zniknęło. Tak ot, po prostu, za sprawą magicznej kanapki. Smak nie różnił się niczym od tych, którymi bezskutecznie próbowałam zaspokoić głód w domu. I choć było mi niedobrze, to tym razem czułam się inaczej. Pełna, nasycona. Poczułam przypływ siły, a w moim umyśle pojawiły się setki wniosków.
Nathaniel wiedział o mnie, o tym, co sie ze mną ostatnio działo. Znał odpowiedzi na moje pytania. Nie było innej opcji. Specjalnie podał mi jedzenie. Czy to znaczy, ze on ma tak samo? Inaczej skąd miałby jedznie? Wzięłam głęboki wdech. Być może wystarczy kilka słów i być może powie mi wszystko. Ale wtedy on wygra, nie mogłam tak po prostu się poddać. Musiałam nieco dowiedzieć się sama. Byłam rozdarta, chciałam, by ten koszmar sie skończył, ale nie ufałam Nathanielowi. Sposób w jaki sie zachowywał, raz tajemniczy, raz przyjazny, a w stosunku do Noela wręcz wrogi, napawał mnie lękiem. Poza tym, gdyby chcial mi pomóc, zrobiłby to już dawno. Więc może jest przeciwko mnie? Może uczucie nasycenia to tylko złudzenie? Coś we mnie krzyczało, gdy sięgałam po następną kanapkę. Pogrążasz się!
Przez kilka niemych minut oczy chłopaka śledziły tylko ruch moich ust, ale potem potrząsnął głową, jakby chciał coś z siebie zrzucić i powiedział:
- To jak, zaczynamy?
Byłam u niego do nocy. Nie zapytał sie ani razu, czy mi smakowało, nie zachęcał więcej. Ja zaś przez cały ten czas dyskretnie zjadałam kanapki tak, by nie widział i nie zobaczył żadnej zmiany. Jednak czułam, że widzi. Raz nawet przyłapałam go na dziwacznym uśmiechu, gdy wpatrywał się w ekran komputera, ale nie skomentowałam tego, robiłam dalej swoje. Chociaż już dawno czułam sie pełna, nie przestawałam jeść, bo takiej przyjemności nie czułam od dawna. Konkretniej od pobytu w szpitalu. Na moment w moim umysle pojawił sie Noel, ale kolejny kęs zbawiennego jedzenia uciszył myśli skutecznie.
Tak naprawdę to on zrobił wszytsko, ale chyba nie miał mi tego za złe, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Ja byłam w takim szoku, że nie potrafiłam jasno myśleć. Przyzwyczaiłam sie do tego strasznego uczucia głodu, a teraz, gdy zniknęło, czułam się lekka, wolna, ale także, jakby ktoś coś mi zabrał, ogołocona. Czasem czułam, jak jedzenie przesuwa mi sie spowrotem do gardła, ale nie zwymiotowałam, nie mogłam, przynajmniej nie teraz. Zmarnowanie jedzenia nie wchodziło w grę. Od razu, jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, pomyślałam, że brzmi to conajmniej idiotycznie, ale dla osoby, która od kilku tygodniu nie jadła było to jak najbardziej poważne.
O godzinie 22.00 przyjechał po mnie mój tata. Dopiero wtedy, gdy zakładałam buty w przygotowaniu do wyjścia, usłyszałam pytanie:
- Smakowały ci kanapki?
Zamurowało mnie na moment, ale szybko odzyskałam trzeźwość umysłu. Czy jest w tym jakiś podstęp? Chyba nie. Szkody sobie nie wyrządzę odpowiadając
- Tak, przekaż temu, kto robił, gratulacje. - uśmiechęłam sie nieśmiało.
- Jeżeli chcesz, mogę przynieść ci kilka jutro do szkoły.
I tu mnie ma. Boże, co za kusząca propozycja. Nie wiedziałam, ile będzie trwało, zanim znowu będę głodna. Tydzień, dzień, godzina? Kilka kanapek, nawet gdyby wyschły po pewnym czasie, byłoby zbawieniem. Ale to zbyt prosta opcja. Nie mogę pokazać Nathanielowi, co czułam. Najpierw muszę przekonać się, że mogę mu zaufać, zanim zrobię krok w przód. Przyjecie propozycji byłoby właśnie takim krokiem. Zjadłam zwykłe kanapki - powtarzałam sobie w myślach, odpowiadając.
- Nie, nie trzeba. - pokręciłam głową z bólem, który starałam się ukryć. Robisz dobrze, Claribel.
- Jesteś pewna? To nie jest żaden problem. - wydawał sie zaskoczony, ale także lekko urażony. Przez jeden krótki moment chciałam mu powiedzieć, czego naprawdę chce moje ciało, a czego umysł zabronił.
- Jestem pewna. 
Usłyszałam klakson samochodu. Tata najwyraźniej się niecierpliwił. Szybko zmierzyłam Nathaniela wzrokiem, po czym powiedziałam:
- Do zobaczenia w szkole?
- Jasne. - uśmiechnął się, ale inaczej niż zwykle. Jakby osiągnął sukces.
Myślisz, że wygrałeś? Prychnęłam w myślach. Że teraz mnie masz? Zdaje się, ze jesteś w błędzie. Wygrałeś bitwę, nie wojnę, którą własnie rozpętałeś.
Wtedy zaprzysięgłam sobie, ze koniec z byciem tą słabą, niepoinformowaną. Muszę pokazać mu, ze sobie radzę bez jego pomocy. Także Noelowi, bo on zapewne też jest w to zamieszany. I muszę przekonać się, że mogę im zaufać. Bo nieważne jak bardzo chcę odpowiedzi...

-------------------------
Długo nie było, ale każdy, kto ktokolwiek chodził do szkoły domyśla się, dlaczego :) już w następnym rozdziale projket z Noelem :)

czwartek, 14 listopada 2013

~ 17 ~

~C.~
Tik, tak, tik, tak...
Czas płynął, a ja nadal byłam tak samo przerażona. Przed sobą miałam ogromny dom Nathaniela, tymczasem ja stałam po drugiej stronie ulicy, bojąc sie zrobić w jego stronę chociażby krok. Głupi umysł mówił mi, że jak tam wejdę, to już nie będzie odwrotu. Tylko pytanie było: od czego? Nie chodziło zapewne o to, że Nathaniel, tak samo jak Noel, był pierwszym chłopakiem, którego uznałam za przystojnego i przebywanie w jego obecności powodowało szybsze bicie mojego serca. Akurat jeżeli chodzi o chłopaków zawsze byłam opanowana, nie ulegałam emocjom.
Płynęły kolejne minuty. Torba na moim ramieniu zaczęła mocno ciążyć. Słońce powoli wędrowało w kierunku horyzontu. Westchnełam i powiedziałam sobie, że jeżeli teraz się nie ruszę, to zapewne nigdy tego nie zrobię. Przeszłam pewnie na drugą stronę ulicy i drżącą ręką zadzwoniłam do drzwi. Nerwowo zaczełąm stukać w nogę, gdy po paru minutach nikt nie otworzył. Znów zadzwoniłam. Brak odpowiedzi sprawił, że się poważnie zezłościłam. Super, sterczę jak głupia pół godziny przed twoim domem ze strachu, a ty nawet nie otwierasz tak? Nie zdołałam się powstrzymać i kopnęłam w drzwi, które w tym momencie się otworzyły. Siła impetu sprawiła, że poleciałam do przodu, prosto w ramiona Nathaniela.
Chwilę tak staliśmy, on w szoku, nieruchomo, patrząc na mnie, a ja nienaturalnie nachylona, opierająca się na jego rękach. Nagle szybko wstałam, ale - osłabiona głodówką - poleciałam do przodu i zahaczyłam o stojacy obok drzwi kwiat. 
- Ale ze mnie niezdara... - chciałam w jakiś sposób zachować resztki dumy, więc wstałam tak, by znowu się nie wywrócić. 
- Wcale nie, każdemu sie zdarza. - Nathaniel zaśmiał się i podał mi rękę. Zapomniałam o wszystkim i skorzystałam z pomocy. - Zapraszam do środka. - nie puszczając mojej dłoni zaprowadził mnie od środka. 
Wnętrze było urządzone bardzo nowocześnie. Podłoga była w całości pokryta jasnymi kafelkami w kolorze morskiej zieleni, ściany były białe, a całe pomieszczenie oświetlały designerskie lampy zawieszone na całej długości sufitu. Jednym meblem była biała komoda o bardzo ciekawym, kanciatym kształcie. Na końcu pokoju znajdowały się spiralne schody ze szklanymi stopniami. Zuważyłam także dwa przejścia do innych pomieszczeń - jedno po prawej, drugie po lewej stronie, ozdobione kamieniami w kolorze posadzki. 
Wszystko to było tak cudowne, że mimowolnie otworzyłam usta. Zamknęłam je dopiero, gdy poczułam, ze Nathaniel puszcza moją dłoń. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że nadal ją trzymał.
- Widzę, że chyba podoba ci się w moim domu. - zaśmiał się, ale sprawiał wrażenie zmieszanego.
- Jest niesamowity. Taki... nowoczesny. - z zachwytem zrobiłam kilka kroków do przodu. Dotknęłam deliktatnie powierzchni komody, która była przyjemnie matowa i chłodna. - Kto to projektował?
- Mój ojciec, lata temu. Ale budowa trwała tak długo, że dopiero w wakacje się wprowadziliśmy. Chodź na górę. - ruszył w stronę schodów, a ja za nim.
Pomieszczenie na pierwszym piętrze wyglądało jak odwrócona kopia tego poniżej, jedynie kolory zmieniono z morskiej zieleni na łososiowy. Ale Nathaniel nie zatrzymał się tutaj, ale wszedł jeszcze wyżej.
Na samej górze nie było kolejnego przedpokoju, lecz duże pomieszczenie, które wygladało na połączenie sypialni, gabinetu i salonu. Po prawej stronie znajdowało się dwuosobowe łóżko, nad którym wisiał baldachim. Nie sprawiało to jednak, że wyglądało to jak sypialnia księżniczki. Kształt łóżka i jaskrawożółty kolor materiału sprawiały, ze wyglądało to jak wyjęte z filmu sci-fi. W prawym rogu znajdował się ogromny, największy jaki w życiu widziałam, telewizor plazmowy, a przed nim cztery fotele, a właściwie ogromne pufy w kolorze baldachimu. Dalej, po lewej stronie stały trzy regały z książkami, całe zrobione z jaskrawożółtego szkła. Zaś zaraz po lewej stronie postawiono ogromne biurko z milionem wbudowanych szufladek i szafek. Wszystkie meble, tak samo jak ściany i dywan, były śnieżnobiałe.
Jak zaklęta podeszłam z Nathanielem do foteli i patrzyłam, jak włącza ogromny telewizor, Jeszcze nigdy nie widziałam takiego domu jak ten. Był tak wyjątkowy, nowoczesny, oszałamiał mnie.Jako dzeicko zawsze marzyłam o takim domu, kilka mebli wydawało mi się jakby żywcem wyjętych z moich snów...
- To od czego zaczynamy? - zapytał Nathaniel, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Eeee... A jaki właściwie mamy temat? - być może wyszłam wtedy na nierozgarnietą, ale przez miejsce, w którym sie znalazłam, nie mogłam się skupić na projekcie nawet w najmniejszym stopniu.
- "Odmieńcy w dzisiejszym społeczeństwie", cokolwiek by to miało znaczyć. - Nathaniel uśmiechnął się.
- Zabawne. - zcahichotałam nerwowo. - Mam wrażenie, jakbym robiła projekt o sobie.
- Czemu? - na twarzy chłopaka pojawił się wyraz osłupienia.
- Bo jestem takim odmieńcem. Zawsze inna niż wszyscy, dziwna, "jedyna w swoim rodzaju"- prychnęłam. - jal to czasem mówi mój tata. Nigdy sie nigdzie nie odnalazłam. Ale po co ja ci to mówię. - westchnęłam. W sumie nie wiedziałam, co mnie skłoniło do powiedzenia tych słów. Same ze mnie wyszły. Ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nieświadomie skierowałam rozmowę na tereny, które tak bardzo mnie ostatnio interesowały, czyli tych wszystkich dziwnych rzeczy, związanych z Nathanielem, które sie ostatnio wydarzyły.
- Może potrzebowałaś to powiedzieć. - Nathaniel na mnie spojrzał. - Powiem ci szczerze, ja też jestem taki. Inny, nie ma dla mnie tutaj miejsca. I nieważne, jak bede próbował, to tutaj go nigdy nie znajdę.
- Więc gdzie je znajdziesz?
- Tylko się nie śmiej. - uśmiechnął się nerwowo.
- Od małego kochałem podziemia. Jaskinie, dziury... Tam gdzie jest ciemno. Nie lubie słońca, wole sztuczne światło.
Zamrłam. Usłyszałam to, co sama stwierdziłam w szpitalu i co odczuwałam ostatnio. Nie lubiłam światłą słonecznego, irytowało mnie, paliło w oczy. Wnętrza były znacznie lepsze, spokojne, ciemniejsze. Ale... dlaczego on ma tak samo?
Nie mówiliśmy nic. Siedzieliśmy po prostu w ciszy. Ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, a on chyba nie wiedział, co mówić dalej, i czy w ogóle coś mówić. Po chwili podniósł się, klasnął w dłonie i wesoło powiedział:
- Jesteś może głodna?
Z początku wziełam to za żart, ale po chwili uświadomiłam sobie, ze on nie wie o moim ostatnim problemie, o tym, że nie moge jeść normalnego jedzenia.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodna.
- Jesteś pewna? - na jego twarzy pojawił sie wyraz rozczarowania. - Moja mama zrobiła kanapki, a ty nie jadłaś nic dzisiaj w szkole...
- Skąd wiesz?
- Widziałem. - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. - A tata po ciebie dzisiaj nie przyjechał, więc w domu też nic nie zjadłaś...
- Dobrze, zjem. - byłam zirytowana nieco tym, ze tak mi sie narzucał, ale jednoczesnie wystraszyło mnie to, jak wiele wie. Oznaczało to także, że mnie obserwował w szkole, prawdopodobnie także poza nią. Im więcej mówił, tym ja byłam bardziej wystraszona, bo niemal każde jego zdanie zawierało coś dziwnego, albo przeciwnie, coś, z czym ja ostatnio sie borykałam. 
Tymczasem Nathaniel przyniósł z biurka talerz kanapek., którego wcześniej tam nie zauważyłam, i postawił go obok mnie. 
- Smacznego. - powiedział, uśmiechając się zachęcająco, po czym wziął jedną z kanapek i zjadł ją z apetytem. Ja przez chwile sie nie ruszałam. Nie chciałam znowu jeść z uczuciem, ze i tak nic mi to nie da. Raz taka próba zakończyła sie nawet wymiotami, czego nie chciałam powtarzać, zwłaszcza u kogoś w domu. Dodatkowo każdy normalny posiłek wywoływał ból, nie tyle fizyczny, co psychiczny, bo przypominał o rzeczach, z którymi nie mogłam sobie poradzić i które cały czas truły mi życie. Jednak wyczekujący wzrok Nathaniela, pożerającego już drugą kanapkę sprawił, ze wyciągnęłam rękę. Na chlebie położono szynkę i ogórki kiszone. Gdy mieszkałam z mamą uwielbiałam taką kanapkę, zwłaszcza że na przyjemności w postaci czegokolwiek na chlebie były porównywalne ze zjedzeniem całej czekolady dla normalnego dziecka. Przez chwilę nabrałam podejrzeń, że i o tym Nathaniel wie, ale ta myśl wyleciała z mojej głowy gdy tylko połknęłam pierwszy kęs, ponieważ zastąpiła ją inna. Myśl, a także uczucie, tak kolosalne, tak  silne, że niemal bolało. A jednocześnie było tak słodkie, tak cudowne, wyczekiwane od dłuższego czasu.
Głód zniknął.

------------------------
Przepraszam najmocniej za długą przerwę, ale nie miałam warunków, by pisać, ponieważ w zeszłym tygodniu miałam w domu gościa  w postaci dziewczyny z wymiany, a w tym natomiast dopadła mnie choroba i nie miałam sił, by pisać. Ale macie, 17 już jest :) czekam na wasze wrażenia