środa, 27 listopada 2013

~ 19 ~

~C.~
Wdech, wydech.
Zmieniam taktykę, powiedziałam sobie. Koniec z byciem tą małą dziewczynką, którą na wszystko trzeba naprowadzać i która sama sobie nie umie poradzić. Musze pokazać, ze znam swoją sytuację, nieważne, jak wielkim miałoby to byc kłamstwem,  i sama poczekam, aż sie otworzą, zanim zdąże sama zadać pytania.
Z takim oto przekonaniem zadzowniłam do drzwi domu Noela. Nie bałam się, jak wczoraj. Stwierdziłam, ze otwartosć tego chłopaka nie przeraża mnie tak, jak tajemniczość Nathaniela. Czułam się przy nim wyluzowana. Miało to swoje plusy i minusy, bo bałam sie, że mogę powiedzieć mu za wiele.
Drzwi otworzyły się, skrzypiąc i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Noela. 
- Hej, dobrze cię widzieć. 
- Ciebie też. - odwzajemniłam uśmiech.
- Wejdź. - ruchem ręki zaprosił mnie do środka.
Było tam tak... normalnie. Wręcz staroświecko. Drewniana podłoga przyktyta miękkim dywanem, wieszak na ścianie, tapeta w róże, mały stolik, który kiedyś był maszyną do szycia. O ile dom Nathaniela wywoływał u mnie zachwyt i niedowierzanie, tak tutaj... sama nie wiem co, było tak, jakbym odwiedziła normalnego kumpla, a nie... no właśnie, kogo?
Noel zabrał ode mnie kurtkę i zaprowadził po schodach. Gdy przechodziłam obok kuchni poczułam zapach pieczonego mięsa i zobaczyłam stojącą przy blacie kobietę. Nie odwróciła sie jednak, więc ruszyłam dalej. Dom miał tylko jedno piętro, i to tam mieścił sie pokój Noela. Choć mały, wcale nie był skromny - na biurku stał nowoczesny komputer, nad łóżkiem wisiał telewizor, ale poza tym był bardzo przytulny. Wszystkie meble były z tego samego rodzaju drewna, które kolorem przypominało mi miód. Ściany pomalowano na jasnoniebieski kolor, a łóżko przykrywała kapa, najprawdopodobniej ręcznie robiona, w tych samych barwach. Do wszystkiego dochodził także włochaty dywan.
- Masz bardzo ładny pokój. - powiedziałam, siadając na łóżku. 
- Eee, nic specjalnego. - machnął ręką, ale cicho sie zaśmiał. - Chcesz coś do picia? Do jedzenia? 
- Dzięki, jadłam w domu. - choć pokusa była wielka, musiałam odmówić. To była część mojej nowej taktyki - nie dać się skusić.
- Ok, to co? Do roboty? - klasnął w dłonie z entuzjaznem. Patrzyłam, jak włącza komputer, a następnie przynosi dla mnie dodatkowe krzesło.
Tym razem zaangażowałam sie w pracę, i musze przyznać, była ona naprawdę przyjemna. Noel nie zadawał żadnych podejrzanych pytań, nie wspominał o żadnych dziwnych rzeczach, takich jak impreza u DJ-a. Wykazał sie za to niemałą wiedzą na niemal każdy temat, czasem aż czułam się onieśmielona. Poza tym często żartował, raz nawet rozbawił mnie tak, ze straciłam oddech. W końcu jednak prezentacja została zrobiona, i nadszedł czas, bym wróciła do domu. Nie powiem, chciałam jeszcze zostać.
- Chyba już muszę iść. - powiedziałam, gdy Noel zamknął program.
- Szkoda. Było miło. - chłopak wyrażnie posmutniał.
- A jakże. - podniosłam torbę i ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Czekaj! - obróciłam się. - Może poszłabyś ze mną na kolację?
- Na kolację? - byłam totalnie zaskoczona tą propozcyją. Przecież skoro był taki jak ja, to nie mógł jeść normalnego jedzenia... znaczy mógł, ale nie miało to zwyczajnie żadnego sensu. Wyraźnie zależało my na wyjściu ze mną. Tylko czy ja na pewno powinnam sie zgodzić? - Myślałam, ze masz kolację w domu, przecież wszędzie pachnie jedzeniem.
- Niby moja mama coś tam robi, no ale będzie chciała zjeść z tatą, a ten zapewne wróci po północy, kiedy ja już będę spał. I cokolwiek ona robi, bedzie jutro na obiad.
- Oh. - nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. - Ale dokąd?
- McDonald jest za rogiem. - uśmiechnął sie szeroko. Zaśmiałam się.
- Serio mówisz?
- Czemu nie? Przepraszam, ale mój budżet jest za mały, żeby zabrać cie do normalnej restauracji.
- Mój też. - uśmiechęłam się ze zrozumieniem. Dziwne, chodził do szkoły dla arystokratów, a nie miał kasy na kolację? Coś było serio nie tak z jego rodziną. - Poza tym, mój wygląd raczej sie nie nadaje nigdzie indziej jak do fastfooda. McDonald jest ok.
Na twarzy Noela pojawił sie szeroki uśmiech.
- A propos wyglądu, dasz mi chwilę, żebym się przebrał?
- Jasne, poczekam.
Noel wziął ze swojej szafy kilka rzeczy i poszedł do łazienki, a przynajmniej tak myślę. Ja tymczasem studiowałam każdy fragment jego pokoju, nieświadomie szukając czegokolwiek podejrzanego. Jednak nic nie znalazłam, no może poza najnowszym wydaniem Seventeen. Wyszłam więc na korytarz i tam rozpoczęłam poszukiwania. We wszystkich(dwóch) pozostałych pokojach światło było zgaszone, jednak lekka poświata z przedpokoju wystarczyła mi by zobaczyć, że nie ma tam nic godnego uwagi. Zaglądałam właśnie do jakiejś sypialni, gdy usyłyszałam za sobą szelest materiału. Odwróciłam się i mój wzrok trafił prosto na szparę w drzwiach do łazienki, których Noel nie zamknął dokładnie. Rozum kazał mi natychmiast odwrócić wzrok, ale coś sprawiło, że tego nie zrobiłam, za to wytrzeszczałam oczy, gdy Noel zdjął koszulkę i odsłonił umięśniony tors. Można było policzyć każdy mięsień. Przesunęłam wzrok wyżej, na rozbudowane ramiona niczym na malunkach przedstawiających greckich bogów. Wstrzymałam oddech, gdy się obrócił, sięgając po koszulę i wtedy go ujrzałam...
Zamrugałam oczami, nie mogąc uwierzyć. Niby wiedziałam, ze Noel jest podobny do mnie, ale teraz miałam dowód, gdyż na jego ramieniu zobaczyłam tatuaż. Każda inna osoba nie zwróciłaby na niego szczególnej uwagi. Ot, zwykłe koło ozdobione nieokreślonymi rysunkami, tyle że identyczny wzór pojawił sie także na mojej ręce, tam, gdzie wcześniej była paskudna rana. Odruchowo dotknęłam tego miejsca i przeszedł mnie dreszcz.
Odwróciłam wzrok od idealnego ciała Noela i wróciłam do jego pokoju. Nie pokaż mu, że cokolwiek widziałaś - powtarzałam sobie w myślach. Doszło do mnie - a może on specjalnie nie zamknął tych drzwi? Chciał, żebym to zobaczyła? Nie to absurd... a może jednak?
- Gotowy. - z zamyślenia wybudził mnie sam rozradowany Noel. Wymusiłam uśmiech. - Możemy iść?
Pokiwałam jedynie głową, bo bałam sie, że zadrży mi głos.
Wyjście było naprawdę miłe. Noel zachowywał sie jak... Noel, był zabawny, rozgadany, i mimo wczesniejszego stresu znowu się rozluźniłam, ale kilkakrotnie przyłapałam samą siebie na gapienie sie na jego rękę. Miałam tylko nadzieję, ze on tego nie zauważył, ale nie sprawiał takiego wrażenia. 
Zjedzenie skromnych porcji nie zajęło nam długo, ale gadaliśmy conajmniej godzinę dziubiąc puste opakowania. Dopiero gdy Noel wyjał telefon, by mi coś pokazać, a ja zobaczyłam godzinę, szybko wstałam.
- Mój Boże, już prawie jedenasta! - nie zdawałam sobie sprawy z upływającego czasu, gdy z nim byłam. - Tata musi umierać ze strachu! Do zobaczenia!
Już szłam w kierunku drzwi, gdy usłyszałam wołanie.
- Czekaj! - po chwili Noel stanął obok mnie. - Odprowadzę cię.
- Zwariowaleś? - mimowolnie sie zaśmiałam, ale bardziej z zaskoczenia niż z rozbawienia. - To ponad pół godziny jazdy metro!
- Nie szkodzi. O tej porze jest niebezpiecznie, nie ma mowy żebym puścił cie samą. - ton jego głosu był jak najbardziej poważny.
- Ale przecież ty jeszcze musisz wrócić, a jutro szkoła...
- Nie przekonasz mnie. - uśmiechnął sie trumfalnie.
- Jesteś szalony. - zaśmiałam sie, wychodząc razem z nim z restauracji.
Gdy jechaliśmy, byłam już naprawdę zmęczona. On chyba też. Nasze rozmowy były dużo spokojniejsze. Chodź nie powiedziałam tego na głos, cieszyłam sie, ze jest ze mną, bo cały pociąg był wypełniony podejrzanie wyglądajcymi ludźmi. Z nim czułam sie względnie bezpieczna, choć nie miałam ku temu żadnych podstaw.
Odprowadził mnie pod sam dom. Gdy stanęliśmy przy furtce, powiedział.
- Wiesz, świetnie sie z tobą dzisiaj bawiłem. - uśmiechnął się, ale wyczuwałamw nim smutek.
- Ja też. - odwajemniłam uśmiech, badając wyraźnie wyraz jego twarzy.
- To... do zobaczenia w szkole? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Chyba tak. - byłam w kropce, nie wiedziałam co zrobić. Podać mu rękę, czy po prostu wejść do domu? Nagle stało sie coś, czego kompletnie sie nie spodziewałam. Noel zrobił krok do przodu, nasze twarze dzieliły centymetry. Myślałam, że mnie zaraz pocałuje. Bałam sie tego. Nie do końca tego chciałam. Nigdy nie chciałam chłopaka, nawet nie myślałam, ze któremuś mogę sie spodobać. W myślach powtarzałam sobie: nie rób tego, nie rób, proszę.
Nagle pochylił sie bliżej, czułam jego ciepły oddech na skórze, gdy... pocałował mnie w policzek. Zrobił to tak delikatnie, że nawet tego nie poczułam. Zamarłam, mimowolnie otworzyłam usta. Gdy sie odsunąl, spojrzałam prosto w jego oczy. Czaiły się w nich dziwne iskierki.
- Dobranoc, Claribel. - szepnął mi do ucha, po czym odwrócił sie i poszedł.

-------------------------
Dzisiaj miałam coś w rodzaju natchnienia :) cały wieczór to pisałam, i jestem ciekawa, czy wam sie podobało :) 

poniedziałek, 25 listopada 2013

~ 18 ~

~C.~
Zastygłam, wstrzmałam oddech. 
Najpierw pojawiło się zaskoczenie. Potem strach. Na końcu zrobiło mi się niedobrze, w moim żołądku za długo nie było jedzenia. Walczyłam z własnym ciałem, by nie musieć lecieć do łazienki. Powloli zmieniłam pozycję. A Nathaniel obserwował mnie ostrożnie, jakby obawiał się mojej reakcji. Wzięłam następny kęs.
Nie mogłam uwierzyć. Tyle czasu w męczarniach, dzień w dzień, i to wszystko nagle zniknęło. Tak ot, po prostu, za sprawą magicznej kanapki. Smak nie różnił się niczym od tych, którymi bezskutecznie próbowałam zaspokoić głód w domu. I choć było mi niedobrze, to tym razem czułam się inaczej. Pełna, nasycona. Poczułam przypływ siły, a w moim umyśle pojawiły się setki wniosków.
Nathaniel wiedział o mnie, o tym, co sie ze mną ostatnio działo. Znał odpowiedzi na moje pytania. Nie było innej opcji. Specjalnie podał mi jedzenie. Czy to znaczy, ze on ma tak samo? Inaczej skąd miałby jedznie? Wzięłam głęboki wdech. Być może wystarczy kilka słów i być może powie mi wszystko. Ale wtedy on wygra, nie mogłam tak po prostu się poddać. Musiałam nieco dowiedzieć się sama. Byłam rozdarta, chciałam, by ten koszmar sie skończył, ale nie ufałam Nathanielowi. Sposób w jaki sie zachowywał, raz tajemniczy, raz przyjazny, a w stosunku do Noela wręcz wrogi, napawał mnie lękiem. Poza tym, gdyby chcial mi pomóc, zrobiłby to już dawno. Więc może jest przeciwko mnie? Może uczucie nasycenia to tylko złudzenie? Coś we mnie krzyczało, gdy sięgałam po następną kanapkę. Pogrążasz się!
Przez kilka niemych minut oczy chłopaka śledziły tylko ruch moich ust, ale potem potrząsnął głową, jakby chciał coś z siebie zrzucić i powiedział:
- To jak, zaczynamy?
Byłam u niego do nocy. Nie zapytał sie ani razu, czy mi smakowało, nie zachęcał więcej. Ja zaś przez cały ten czas dyskretnie zjadałam kanapki tak, by nie widział i nie zobaczył żadnej zmiany. Jednak czułam, że widzi. Raz nawet przyłapałam go na dziwacznym uśmiechu, gdy wpatrywał się w ekran komputera, ale nie skomentowałam tego, robiłam dalej swoje. Chociaż już dawno czułam sie pełna, nie przestawałam jeść, bo takiej przyjemności nie czułam od dawna. Konkretniej od pobytu w szpitalu. Na moment w moim umysle pojawił sie Noel, ale kolejny kęs zbawiennego jedzenia uciszył myśli skutecznie.
Tak naprawdę to on zrobił wszytsko, ale chyba nie miał mi tego za złe, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Ja byłam w takim szoku, że nie potrafiłam jasno myśleć. Przyzwyczaiłam sie do tego strasznego uczucia głodu, a teraz, gdy zniknęło, czułam się lekka, wolna, ale także, jakby ktoś coś mi zabrał, ogołocona. Czasem czułam, jak jedzenie przesuwa mi sie spowrotem do gardła, ale nie zwymiotowałam, nie mogłam, przynajmniej nie teraz. Zmarnowanie jedzenia nie wchodziło w grę. Od razu, jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, pomyślałam, że brzmi to conajmniej idiotycznie, ale dla osoby, która od kilku tygodniu nie jadła było to jak najbardziej poważne.
O godzinie 22.00 przyjechał po mnie mój tata. Dopiero wtedy, gdy zakładałam buty w przygotowaniu do wyjścia, usłyszałam pytanie:
- Smakowały ci kanapki?
Zamurowało mnie na moment, ale szybko odzyskałam trzeźwość umysłu. Czy jest w tym jakiś podstęp? Chyba nie. Szkody sobie nie wyrządzę odpowiadając
- Tak, przekaż temu, kto robił, gratulacje. - uśmiechęłam sie nieśmiało.
- Jeżeli chcesz, mogę przynieść ci kilka jutro do szkoły.
I tu mnie ma. Boże, co za kusząca propozycja. Nie wiedziałam, ile będzie trwało, zanim znowu będę głodna. Tydzień, dzień, godzina? Kilka kanapek, nawet gdyby wyschły po pewnym czasie, byłoby zbawieniem. Ale to zbyt prosta opcja. Nie mogę pokazać Nathanielowi, co czułam. Najpierw muszę przekonać się, że mogę mu zaufać, zanim zrobię krok w przód. Przyjecie propozycji byłoby właśnie takim krokiem. Zjadłam zwykłe kanapki - powtarzałam sobie w myślach, odpowiadając.
- Nie, nie trzeba. - pokręciłam głową z bólem, który starałam się ukryć. Robisz dobrze, Claribel.
- Jesteś pewna? To nie jest żaden problem. - wydawał sie zaskoczony, ale także lekko urażony. Przez jeden krótki moment chciałam mu powiedzieć, czego naprawdę chce moje ciało, a czego umysł zabronił.
- Jestem pewna. 
Usłyszałam klakson samochodu. Tata najwyraźniej się niecierpliwił. Szybko zmierzyłam Nathaniela wzrokiem, po czym powiedziałam:
- Do zobaczenia w szkole?
- Jasne. - uśmiechnął się, ale inaczej niż zwykle. Jakby osiągnął sukces.
Myślisz, że wygrałeś? Prychnęłam w myślach. Że teraz mnie masz? Zdaje się, ze jesteś w błędzie. Wygrałeś bitwę, nie wojnę, którą własnie rozpętałeś.
Wtedy zaprzysięgłam sobie, ze koniec z byciem tą słabą, niepoinformowaną. Muszę pokazać mu, ze sobie radzę bez jego pomocy. Także Noelowi, bo on zapewne też jest w to zamieszany. I muszę przekonać się, że mogę im zaufać. Bo nieważne jak bardzo chcę odpowiedzi...

-------------------------
Długo nie było, ale każdy, kto ktokolwiek chodził do szkoły domyśla się, dlaczego :) już w następnym rozdziale projket z Noelem :)

czwartek, 14 listopada 2013

~ 17 ~

~C.~
Tik, tak, tik, tak...
Czas płynął, a ja nadal byłam tak samo przerażona. Przed sobą miałam ogromny dom Nathaniela, tymczasem ja stałam po drugiej stronie ulicy, bojąc sie zrobić w jego stronę chociażby krok. Głupi umysł mówił mi, że jak tam wejdę, to już nie będzie odwrotu. Tylko pytanie było: od czego? Nie chodziło zapewne o to, że Nathaniel, tak samo jak Noel, był pierwszym chłopakiem, którego uznałam za przystojnego i przebywanie w jego obecności powodowało szybsze bicie mojego serca. Akurat jeżeli chodzi o chłopaków zawsze byłam opanowana, nie ulegałam emocjom.
Płynęły kolejne minuty. Torba na moim ramieniu zaczęła mocno ciążyć. Słońce powoli wędrowało w kierunku horyzontu. Westchnełam i powiedziałam sobie, że jeżeli teraz się nie ruszę, to zapewne nigdy tego nie zrobię. Przeszłam pewnie na drugą stronę ulicy i drżącą ręką zadzwoniłam do drzwi. Nerwowo zaczełąm stukać w nogę, gdy po paru minutach nikt nie otworzył. Znów zadzwoniłam. Brak odpowiedzi sprawił, że się poważnie zezłościłam. Super, sterczę jak głupia pół godziny przed twoim domem ze strachu, a ty nawet nie otwierasz tak? Nie zdołałam się powstrzymać i kopnęłam w drzwi, które w tym momencie się otworzyły. Siła impetu sprawiła, że poleciałam do przodu, prosto w ramiona Nathaniela.
Chwilę tak staliśmy, on w szoku, nieruchomo, patrząc na mnie, a ja nienaturalnie nachylona, opierająca się na jego rękach. Nagle szybko wstałam, ale - osłabiona głodówką - poleciałam do przodu i zahaczyłam o stojacy obok drzwi kwiat. 
- Ale ze mnie niezdara... - chciałam w jakiś sposób zachować resztki dumy, więc wstałam tak, by znowu się nie wywrócić. 
- Wcale nie, każdemu sie zdarza. - Nathaniel zaśmiał się i podał mi rękę. Zapomniałam o wszystkim i skorzystałam z pomocy. - Zapraszam do środka. - nie puszczając mojej dłoni zaprowadził mnie od środka. 
Wnętrze było urządzone bardzo nowocześnie. Podłoga była w całości pokryta jasnymi kafelkami w kolorze morskiej zieleni, ściany były białe, a całe pomieszczenie oświetlały designerskie lampy zawieszone na całej długości sufitu. Jednym meblem była biała komoda o bardzo ciekawym, kanciatym kształcie. Na końcu pokoju znajdowały się spiralne schody ze szklanymi stopniami. Zuważyłam także dwa przejścia do innych pomieszczeń - jedno po prawej, drugie po lewej stronie, ozdobione kamieniami w kolorze posadzki. 
Wszystko to było tak cudowne, że mimowolnie otworzyłam usta. Zamknęłam je dopiero, gdy poczułam, ze Nathaniel puszcza moją dłoń. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że nadal ją trzymał.
- Widzę, że chyba podoba ci się w moim domu. - zaśmiał się, ale sprawiał wrażenie zmieszanego.
- Jest niesamowity. Taki... nowoczesny. - z zachwytem zrobiłam kilka kroków do przodu. Dotknęłam deliktatnie powierzchni komody, która była przyjemnie matowa i chłodna. - Kto to projektował?
- Mój ojciec, lata temu. Ale budowa trwała tak długo, że dopiero w wakacje się wprowadziliśmy. Chodź na górę. - ruszył w stronę schodów, a ja za nim.
Pomieszczenie na pierwszym piętrze wyglądało jak odwrócona kopia tego poniżej, jedynie kolory zmieniono z morskiej zieleni na łososiowy. Ale Nathaniel nie zatrzymał się tutaj, ale wszedł jeszcze wyżej.
Na samej górze nie było kolejnego przedpokoju, lecz duże pomieszczenie, które wygladało na połączenie sypialni, gabinetu i salonu. Po prawej stronie znajdowało się dwuosobowe łóżko, nad którym wisiał baldachim. Nie sprawiało to jednak, że wyglądało to jak sypialnia księżniczki. Kształt łóżka i jaskrawożółty kolor materiału sprawiały, ze wyglądało to jak wyjęte z filmu sci-fi. W prawym rogu znajdował się ogromny, największy jaki w życiu widziałam, telewizor plazmowy, a przed nim cztery fotele, a właściwie ogromne pufy w kolorze baldachimu. Dalej, po lewej stronie stały trzy regały z książkami, całe zrobione z jaskrawożółtego szkła. Zaś zaraz po lewej stronie postawiono ogromne biurko z milionem wbudowanych szufladek i szafek. Wszystkie meble, tak samo jak ściany i dywan, były śnieżnobiałe.
Jak zaklęta podeszłam z Nathanielem do foteli i patrzyłam, jak włącza ogromny telewizor, Jeszcze nigdy nie widziałam takiego domu jak ten. Był tak wyjątkowy, nowoczesny, oszałamiał mnie.Jako dzeicko zawsze marzyłam o takim domu, kilka mebli wydawało mi się jakby żywcem wyjętych z moich snów...
- To od czego zaczynamy? - zapytał Nathaniel, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Eeee... A jaki właściwie mamy temat? - być może wyszłam wtedy na nierozgarnietą, ale przez miejsce, w którym sie znalazłam, nie mogłam się skupić na projekcie nawet w najmniejszym stopniu.
- "Odmieńcy w dzisiejszym społeczeństwie", cokolwiek by to miało znaczyć. - Nathaniel uśmiechnął się.
- Zabawne. - zcahichotałam nerwowo. - Mam wrażenie, jakbym robiła projekt o sobie.
- Czemu? - na twarzy chłopaka pojawił się wyraz osłupienia.
- Bo jestem takim odmieńcem. Zawsze inna niż wszyscy, dziwna, "jedyna w swoim rodzaju"- prychnęłam. - jal to czasem mówi mój tata. Nigdy sie nigdzie nie odnalazłam. Ale po co ja ci to mówię. - westchnęłam. W sumie nie wiedziałam, co mnie skłoniło do powiedzenia tych słów. Same ze mnie wyszły. Ale po chwili zdałam sobie sprawę, że nieświadomie skierowałam rozmowę na tereny, które tak bardzo mnie ostatnio interesowały, czyli tych wszystkich dziwnych rzeczy, związanych z Nathanielem, które sie ostatnio wydarzyły.
- Może potrzebowałaś to powiedzieć. - Nathaniel na mnie spojrzał. - Powiem ci szczerze, ja też jestem taki. Inny, nie ma dla mnie tutaj miejsca. I nieważne, jak bede próbował, to tutaj go nigdy nie znajdę.
- Więc gdzie je znajdziesz?
- Tylko się nie śmiej. - uśmiechnął się nerwowo.
- Od małego kochałem podziemia. Jaskinie, dziury... Tam gdzie jest ciemno. Nie lubie słońca, wole sztuczne światło.
Zamrłam. Usłyszałam to, co sama stwierdziłam w szpitalu i co odczuwałam ostatnio. Nie lubiłam światłą słonecznego, irytowało mnie, paliło w oczy. Wnętrza były znacznie lepsze, spokojne, ciemniejsze. Ale... dlaczego on ma tak samo?
Nie mówiliśmy nic. Siedzieliśmy po prostu w ciszy. Ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, a on chyba nie wiedział, co mówić dalej, i czy w ogóle coś mówić. Po chwili podniósł się, klasnął w dłonie i wesoło powiedział:
- Jesteś może głodna?
Z początku wziełam to za żart, ale po chwili uświadomiłam sobie, ze on nie wie o moim ostatnim problemie, o tym, że nie moge jeść normalnego jedzenia.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodna.
- Jesteś pewna? - na jego twarzy pojawił sie wyraz rozczarowania. - Moja mama zrobiła kanapki, a ty nie jadłaś nic dzisiaj w szkole...
- Skąd wiesz?
- Widziałem. - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. - A tata po ciebie dzisiaj nie przyjechał, więc w domu też nic nie zjadłaś...
- Dobrze, zjem. - byłam zirytowana nieco tym, ze tak mi sie narzucał, ale jednoczesnie wystraszyło mnie to, jak wiele wie. Oznaczało to także, że mnie obserwował w szkole, prawdopodobnie także poza nią. Im więcej mówił, tym ja byłam bardziej wystraszona, bo niemal każde jego zdanie zawierało coś dziwnego, albo przeciwnie, coś, z czym ja ostatnio sie borykałam. 
Tymczasem Nathaniel przyniósł z biurka talerz kanapek., którego wcześniej tam nie zauważyłam, i postawił go obok mnie. 
- Smacznego. - powiedział, uśmiechając się zachęcająco, po czym wziął jedną z kanapek i zjadł ją z apetytem. Ja przez chwile sie nie ruszałam. Nie chciałam znowu jeść z uczuciem, ze i tak nic mi to nie da. Raz taka próba zakończyła sie nawet wymiotami, czego nie chciałam powtarzać, zwłaszcza u kogoś w domu. Dodatkowo każdy normalny posiłek wywoływał ból, nie tyle fizyczny, co psychiczny, bo przypominał o rzeczach, z którymi nie mogłam sobie poradzić i które cały czas truły mi życie. Jednak wyczekujący wzrok Nathaniela, pożerającego już drugą kanapkę sprawił, ze wyciągnęłam rękę. Na chlebie położono szynkę i ogórki kiszone. Gdy mieszkałam z mamą uwielbiałam taką kanapkę, zwłaszcza że na przyjemności w postaci czegokolwiek na chlebie były porównywalne ze zjedzeniem całej czekolady dla normalnego dziecka. Przez chwilę nabrałam podejrzeń, że i o tym Nathaniel wie, ale ta myśl wyleciała z mojej głowy gdy tylko połknęłam pierwszy kęs, ponieważ zastąpiła ją inna. Myśl, a także uczucie, tak kolosalne, tak  silne, że niemal bolało. A jednocześnie było tak słodkie, tak cudowne, wyczekiwane od dłuższego czasu.
Głód zniknął.

------------------------
Przepraszam najmocniej za długą przerwę, ale nie miałam warunków, by pisać, ponieważ w zeszłym tygodniu miałam w domu gościa  w postaci dziewczyny z wymiany, a w tym natomiast dopadła mnie choroba i nie miałam sił, by pisać. Ale macie, 17 już jest :) czekam na wasze wrażenia

niedziela, 3 listopada 2013

1000 wyświetleń!!!

Na samym wstępie chciałam wam wszystkim podziękować, każdemu z osobna, że we mnie uwiezryliście i czytaliście mojego bloga cały ten czas. Za każdym razem, gdy widziałam powiększającą sie liczbę wyświetleń uśmiech gościł na mojej twarzy, a każdy kolejny komentarz był dla mnie motywem do działania. Chciaż pisałam blogi już wcześniej, to żadne nie przyniósł mi takiego sukcesu, okrągłej liczby 1000, dlatego jest to dla mnie taka ogromna radość. 
Teraz zostawię wam nieco statystyk i liczb :)
- pierwszy post pt. Zaczynamy! ukazał sie 19 czerwca tego roku, co oznacza, że blog istnieje już ponad 4 miesiące
- w tym czasie pod moimi postami pojawiło się 28 komentarzy
- opublikowałam 19 postów, w tym 16 z opowiadaniami
- rekordowa liczba wyświetleń w ciągu jednego dnia wynosi 102, i osiągnęłam ją 20 października 2013
- 65% wyświetleń nabili używtkownicy z systemem Windows, 22% z Androidem, zaś iPhone, iPad i Macintosh - 10%. Pozostałe udziały rozkładają sie pomiedzy Linux i  iPoda
- adres host-in-my-life.blogspot.com zajczęściej był otwierany za pomocą przeglądrki Chrome, a nastepnie w następującej kolejności: Firefox, Mobile Safari i Internet Explorer
- głównym źródłem ruchu sieciowego mojej strony jest Facebook - zarówno ten na telefonach, jak i na komputerach
- zdobyłam 10 obserwatorów, którym bardzo, ale to bardzo dziękuję, a są to:
Admin
WWWojtas
Magdalena Zachura
Zosia Radek
Oliwia Cośtamska 
Mimi xx
To chyba wszystko, co mogę napisać. Dziękuję wam wszystkim z całego serca i pozdrawiam :)

sobota, 2 listopada 2013

~ 16 ~

~C.~
Minął  1 tydzień. 7 dni. 168 godzin. 10080 minut. 
Chociaż dziewny tatuaż był ukryty pod dwoma wartswami ubrań cały czas miałam wrażenie, ze ludzie na niego patrzą. Że go widzą. Że szydzą ze mnie po kątach.
To mogło już uchodzić za paranoję. Unikałam wszystkiego i wszystkich. A przynajmniej tak mi sie wydawało, bo ani Noel, ani Nathaniel nie zadawali pytań, a to przecież tej dwójki bałam się najbardziej.
Przez to całe zamieszanie zapomniałam niemal o tym, co sie dzieje w szkole, czyli o tzw. Dniu Projektowym. Był to dzień w Berrabey School, gdy nauczyciele angielskiego, francuskiego i ekonomii musieli podzielić klasę na dwuosobowe grupy i przydzielić im projekty, które mają wykonać. Zaliczenie ich decydowało o przejściu do następnej klasy lub, jak w moim przypadku, ukończeniu szkoły.
Wszyscy uczniowie z mojego rocznika i uczący nas nauczyciele czekali przed salą na dyrektorkę. Ja gadałam z Grace, ukradkiem patrzac to na Noela, to na Nathaniela. Byłam ciekawa, czy z ktorymś z nich będę miała okazję robić projekt. Ponoć nauczyciele czasem bywali złośliwi i widząc przyjciół, specjalnie rozdzielali ich i przydzielali do grup z ich wrogami, a niektórzy wręcz przeciwnie - zapisywali ich razem. Nie wiedziałam jednak, na których akurat trafię.
Tłum sie rozstąpił i przepuścił dyrektorkę. Weszliśmy do sali. Najpierw usiedli nauczyciele, którzy zajęli niemal wszystkie krzesła i uczniom pozostało siedzenie na ławkach. Było to swego rodzaju atrakcją, gdyż normalnie było to zabronione. Usiadłam z tyłu, by nie przyciągać uwagi(nadal nie pozbyłam sie paranoi), ale już po chwili dostałam obstawę. Noel i Nathaniel, niemal jednocześnie, zajęli miejsca obok mnie, ale się do nich nie odezwałam, nie czułam takiej potrzeby, a poza tym bałam sie, że coś zauważą, jakąś zmianę we mnie, a oni, wiedzący o tatuażu, było ostatnią rzeczą, jakiej chciałam. Postanowiłam zachowywać się normalnie i nie uciekać. Poczułam jedynie się dziwnie przez jeden moment, gdy Noel szturchnął mnie, być może przez przypadek, w ramię, ale zignorowałam to.
Po nudnym wstępie w postaci przemówienia dyrektorki nadeszła interesująca wszystkich część. Pierwszy był nauczyciel ekonomii. Gdy usłyszałam swoje imie, wyczytywane razem z imieniem Noela zadrżałam, ale jednocześnie mi ulżyło. Nathanielowi przypadł Gabriel, jego przyjaciel. Pan Keneltery pokazał podziałem, że nie jest wredny. I dobrze.
Następnie przyszła kolej na francuski. Przydzielono mnie z Owenem, chyba największym kujonem w całej szkole. Nie powiem, rozczarowałam sie, bo liczyłam, że będę z Nathanielem. Ale czekała mnie jeszcze inna niespodzianka.
Noel i Nathaniel byli w jednej grupie.
Gdy to usłyszeli, oboje zamarli, a ja zakryłam usta dłonią, nie wiedząc, jak zareagowac. Co to oznaczało? Może to ich połączy, może skłóci? Jednak miałam przeczucie, że to wcale nie wyjdzie im na dobre.
Został angielski. Czekałam z niecierpliwością na moje nazwisko. A gdy w końcu nadeszło, nie mogłam powstrzymać odczucia ulgi, które na mnie spłynęło.
Byłam z Nathanielem. Cieszyłam się, bo gdyby przydzielono mnie do grupy tylko z jednym z nich, nie wiem, co by sie stało. Nie chciałam lubić jednego bardziej, faworyzować, a tym bardziej wywoływać zazdrość.
Zaraz po zakończeniu podszedł do mnie Owen. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi ruchem ręki. Czułam sie dziwnie, ale ppsłuchałam.
- Ty jestes Claribel, tak? - nie dał mi szansy na odpowiedź - Nie lubię pracowac  z ludźmi, lepiej jest , jak robie wszystko sam, dlatego ja zrobie cały projekt, a ty się tylko pod nim podpiszesz, dobrze?
- Okej? - byłam totalnie zaskoczona, ale i zadowolona, bo to oznaczało znacznie mniej pracy. Ledwo co Owen się oddalił, zaczepił mnie Noel.
- Więc ekonomia, tak? - uśmiechnął sie.
- Na to wygląda. - parsknęłam. Noel nie był dobrym uczniem, więc nieco sie bałam, jak nasza praca będzie wyglądać.
- Proponuję nie czekać ze zrobieniem projektu do końca roku. Co powiesz na przyszły tydzień?
- Czemu nie? Czwartek?
- Mnie pasuje. - klasnął. - Zabiorę cie do mnie zaraz po lekcjach, dobra? Możesz nawet zostać na noc, jeśli chcesz.
- Dzięki za propozycję, ale tata sie nie zgodzi. - po części skłamałam, bo mój tata zapewne byłby skłonny do puszczenia mnie gdziekolwiek ze znajomymi, ale ja nie byłam na to gotowa, za bardzo bałam się kontaktów z ludźmi, a płci meskiej szczególnie.
- Nie ma sprawy. To ja lecę pogadać z Rogerem. Jestem z nim w angielskim.
Poszedł, a ja ruszyłam w stronę Grace, by zapytac się, z kim jest, ale podszedł do mnie Nathaniel. Szczerze, nie miałam ochoty na kolejną rozmowę o projekcie, ale no cóż, trzeba było przez to przebrnąc.
- Kiedy sie umawiamy? - zapytał Nathaniel wprost.
- A kiedy ci pasuje?
- Środa byłaby okej. - pokiwał głową. - U mnie w domu?
- Czemu nie?

- Z oboma? Zaczynam się ciebie bać, Clar.
Był już wiczór, a ja od pół godziny siedziałam na telefonie z Grace. Miałam ochote pogadać szczerze z przyjaciółką o zwykłych sprawach, oderwać swoje myśli od ostatnich, jakże dziwnych wydarzeń.
- Czemuż to? To tylko projekt.
- Ty chyba jesteś ślepa. Na kilometr widać, że do ciebie zarywają.
- Przestań! Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Ty tak myślisz. Ale pomyśl o nich - dlaczego zaprosili cię do swoich domów?
- Bo... - szukałam jakiegokolwiek innego powodu niż tego, o którym zapewne myślała Grace. - mają warunki do zrobienia projektu.
- Nie gadaj głupot! Liczą na coś romantycznego. Tylko sie nie zdziw, jak wejdziesz na kolację przy świecach. - zaśmiała się.
- Ty nie gadaj głupot!
- Dobra, na poważnie. Jak nie chcesz niczego więcej niż przyjaźni, bądź ostrożna, Clar. Faceci rzadko widzą granicę. Musisz unikać dwuznaczności i jasno dać im do zrozumienia, czego chcesz.
- Dobrze, mamo. - uśmiechnęłam się, i nagle przyszedł mi do głowy pomysł na nowy temat. - Mówiłaś wcześniej, że masz projekt z Gabrielem?
- Tak! Tak! Tak! Boziu, on jest taki przystojny! Ja tam padnę, mówię ci...
W sumie nie słuchałam już dokładnie tego, o czym mówiła później. Myślałam. Czy faktycznie oni chcą czegoś więcej?
Prawdopodobnie te projekty miały być okazją, by sie o tym przekonać.

~N.~
Nie wiedziałem, na kiedy się z nim umówiła, pozostawała mi jedynie nadzieja, że to ja będę tym pierwszym. Dam jej pierwszy znak, wskazówkę, odpowiedź. Muszę zdobyć jej zaufanie i sprawić, ze będzie chciała wiedzieć więcej. Musi chcieć tego jeszcze bardziej niż teraz, by nie bać się odpowiedzi.
A co z projektem - powiedział głos w mojej głowie. Uśmiechnąłem się. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer Quentina.
- Hej, bro. Co tam? - usłyszałem jego wesoły głos.
- Wracasz do szkoły, przyjacielu. Musisz zrobić dla mnie projekt.
- A ty nie możesz tego sam zrobić, leniuchu?
- Mam ważniejsze sprawy.
- Niech zgadnę - zaczynają się na "c" i kończą na "laribel". - uśmiechnąłem sie.
- Strzał w dziesiątkę.

------------------------
Może ten rozdział wiele nie wnosi, ale miałam ochotę popisać. No a w końcu mam dwa rozdziały jednego dnia :) 

~ 15 ~

~C.~
Wdech, wydech. Wdech, wydech. 
Czy oddychanie na pewno było codzienną rutyną? W tamtym momencie wydawało się niezwykle trudne. 
Byłam w szkole, po takiej długiej przerwie. Już od pół godziny siedziałam przed klasą, w której mieliśmy mieć zajecia. Czekałam na nich, nie wiedząc, czy sie pojawią. Ale chciałam wyjaśnień. Nie mogłam dłużej czekać, ukrywać się. Moje życie sie zmieniało i nie mogłąm stać w miejscu i oczekiwać, że ktoś sam z siebie podejdzie i mnie poprowadzi. Musiałam to zrobić sama.
Do lekcji zostało 10 minut. Żadnego z nich jeszcze nie było, a ja nie mogłam usiedzieć w miejscu. Wyjęłam książkę, by chociaż spróbować się uczyć, gdy zobaczyłam, jak Nathaniel idzie w moją stronę. Patrzyłam się na niego, pokonując strach. On parę razy na mnie spojrzał, ale starał się unikać mojego wzroku. Chciał przejść obok, udawać, że mnie nie widzi, ale ja złapałam go za ramię, jednocześnie przełykając ślinę ze zdenerwowania.
- Nie. - powiedziałam stanowczo. Na jego twarzy pojawił sie wyraz bólu i sprzeciwu, ale cofnął sie krok do tyłu i spojrzał na mnie. - Chcę wyjaśnień.
- Jakich? - zapytał bez emocji.
- Dobrze wiesz, jakich. Dlaczego nikt nie pamięta imprezy u DJ-a?
- Pamiętają. Zapytaj sie kogo chcesz. - wskazał ręką tłum dookoła.
- Nie chodzi mi o tą, która była w tę sobotę. Tą poprzednią.
- Rok temu? - jego wyraz twarzy sie nie zmienił.
- Przestań robić ze mnie idiotkę! Odepchnęłąm go mocno ręką.
- Przecież nic nie powiedziałem.
- I właśnie w tym problem. - zrobiłam krok do przodu. Nasze twarze dzieliły centymentry. - Nic. A ja chcę wiedzieć. Znać odpowiedź. Wiem, że to twoja sprawka, Noel zapewne też jest w to zamieszany. Jeżeli mi nic nie powiesz, pójdę do niego.
- Czy to jest groźba? - zmienił nogę. Czułam sie zbita z tropu, ale starałam sie tego  nie okazywać. Miałam ochote go uderzyć, ale tego nie zrobiłam. Po prostu podniosłam torbę, wczesniej położoną na ziemi i weszłam do klasy za nauczycielką, która przyszła w odpowiedniej chwili, ratując mnie z opresji.
Lekcja była katuszem. Nathaniel siedział tuż obok mnie, ni to obrażony, ni to smutny, spogladający na mnie z błaganiem wtedy, gdy wbijałam wzrok w tablicę. Noel sie nie zjawił. Miejsce pod oknem stało puste.
Minęła geografia, potem angielski, francuski i matematyka. Nadeszła 45-minutowa przerwa na lunch. Wypuszczono nas na ogród, z czego byłam bardzo zadowolona, bo przynajmniej nie musiałam patrzeć na Nathaniela. Po raz piewrszy od rozpoczęcia szkoły usiadłam na ławce obok dziewczyn z mojej klasy i słuchałam głupich plotek na temat szkolnych gwiazd. Jako jedyna nic nie jadłam, ale ekologiczne jedzenie, nafaszerowane chemią, któe spożywały moje rozmówczynie, wcale mnie nie zaczęcało. Głód był taki sam jak zawsze.
Właśnie temat rozmowy z ostatnich wyczynów Lilianne Oakley zmienił sie na najnowsza kolekcję Luis Vuitton, gdy usłyszałam za plecami tak dobrze znany mi ostatnio głos.
- Claribel.
WSzystkie dziewczyny zamarły i z zachwytem wpatrywały się w postać za mną. Ja powoli wstałam z klęczek i obróciłam się, spoglądając prosto w błękitne oczy Noela.
- Musimy porozmawiać. - powiedział niemal błagalnie.
- Wiem. - podniosłam torbę i ruszyłam w strone sosnowego zagajnika. Noel poszedł za mną. Odprowadzały nas ciekawskie spojrzenia.
Gdy odeszliśmy na tyle daleko od wszystkich ludzi, że nikt nas nie słyszał, zatrzymałam się, ale nie odwróciłam.
- Co sie dzieje? - zapytałam wprost. Usłyszałam cichy szelest kroków i po chwili chłopak stanął przede mną. 
- Naprawdę chciałbym ci powiedzieć... - zaczął.
- Więc powiedz. - na moment zwiesiłam głowę.
- Ale nie moge. - wypuścił gwałtownie powietrze. - Posłuchaj mnie. - złapał mnie za obie ręce. - Wiem, że masz pytania. Dlaczego ludzie nie pamietają imprezy? Dlaczego ja i Nathaniel sie kłócimy? Co się stało z niebieskim łańcuszkiem? Wiem, ze jest trudno. Nie będe ukrywał, że nic sie nie stało, bo sie stało. Tylko, że ty nie jestes gotowa, by poznać prawdę, jeżeli w ogóle będzie ci dane ją poznać. 
Łza pociekła mi po policzku.
- Przynajmniej jesteś szczery. - otarłam ją wierzchem dłoni, odwracając wzrok.
- Posłuchaj mnie. - ścinął moją rękę nieco mocniej. - Nie chce, żebyś mnie nienawidziła. Nie mogę tak. Postaram się być z tobą szczery, ale tylko wtedy, gdy będę mógł. Proszę, nie przekreślaj mnie tylko dlatego, że mam tajemnice, ty przecież też je masz. Każdy je ma. - spojrzałam na niego. - Możemy być przyjaciółmi?
Wzięłam głęboki wdech i jeszcze raz przemyślałam to, co miałam zamiar zrobić. Spojrzałam na niego.
I zrobiłam to. Mocno go przytuliłam.

Reszta dnia minęła mi w lżejszej atmosferze. Na krótkich przerwach między lekcjami rozmawiałam z Noelem, jakby nic sie nie stało. I było mi z tym dobrze. Rzomiałam jego powody, to co powiedział do mnie do dotarło.
Jednak cała ta sytuacja zwróciła mnie nieco przeciwko Nathanielowi. Widziałam, jak patrzy na mnie, z żalem i złością, ale nie podeszłam do niego, chciałam zachować swoją godność. Miał szansę, a to, ze jej nie wykorzystał to już nie moja wina.
Gdy skończyła sie ostatnia lekcja, szybko wyszłam ze szkoły. Bo tych wszystkich wrażeniach i stresie chciałam po prostu być już w domu. Jednak nie miało sie to stać tak szybko.
- Claribel! - usłyszałam głos wołąjący za mną. Odwróciłam sie. To był Nathaniel.
- Co? - zapytałam nieco gniewnie.
- Przepraszam.
Zamurowało mnie. Spodziewałam sie, ze bedzie się wymigiwał, kłamał, a usłyszałam jedno, ale za to jak ważne słowo.
- Nigdy nie chciałem cię urazić. - mówił dalej. - Jak wiele powiedział ci Noel?
- Nie zdradził mi nic. - powiedziałam pewnie. W oczach Nathaniela pojawił sie wyraz zaskoczenia. - Ale mnie nie okłamał, ani nie unikał. Powiedział wprost, dlaczego coś przede mną ukrywa.
- I mu zaufałaś? - był wyraźnie zaskoczony.
- Wolę to od kolejnych kłamstw.
- Naprawdę cię za to przepraszam, ale na razie nie mogę ci nic powiedzieć.
- Mówisz jak Noel.
- Bo to prawda. Jak nie chcesz już mnie znać - proszę bardzo. Ale chcę mieć czyste konto. 
- Nie chcę cię nie znać. Tylko już nie kłam.
- Nie będę.
Ulżyło mi. Zrobiłam kilka kroków w tył, pomachałam mu i poszłam w strone parkingu. Wiedziałam, ze podjęłam dobrą decyzję.

Nadeszła noc. Cieszyłam sie, że wyprostowałam wszystkie sprawy. Jednak to wcale nie sprawiło, że byłam mniej ciekawa. Wiedziałam jedynie, że odpowiedź sama przyjdzie. Należy jedynie poczekać. 
Wszyscy już dawno spali. Ja jako jedyna byłam jeszcze na nogach, bo musiałam sie uczyć. Moja klasa zdążyła sporo zrobić, gdy mnie nie było. Jednak mój mózg był już zbyt przemęczony, więc schowałam wszystkie podręczniki, zeszyty, i wszystko to, co przypominało mi o szkole. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki.
Po całym dniu wyglądałam jak widmo. Stres i wysiłek umysłowy mnie wykończyły, potrzebowałam odświeżenia. Porządnie sie wykąpałam, wyszorowałam włosy, nasmarowałam sie wszystkimi możliwymi kremami i założyłam lekką koszulę nocną bez rękawów. Już miałam wyjść z łazienki, gdy coś w lustrze przykuło mój wzrok. Cofnęłam się i spojrzałam dokładniej. 
To było moje ramię, rana, która była powodem wizyty w szpitalu. Pod wpływem wody strup zaczął się odklejać. Wyglądało to obrzydliwie. Zacisnełam zęby i oderwałam cały. Spojrzałam w lustro po raz kolejny i zamarłam.
Skóra była zaczerwieniona, ale nie było żadnych ran, zero krwi. Tylko czarne linie, niczym tatuaż, jednak przypominające nieco świeże blizny. Podeszłam bliżej lustra, by zobaczyć, co przedstawiają. Gdy sobie to uświadomiłam, upadłam na ziemię.
Linie układały się w dokładnie taki wzór, jaki był na wisiorku.
Nie mogłąm w to uwierzyć. Dopadłam szafkę i wyciągnęłam z niej moją skrzynkę z biżuterią. Z impetem odrzuciłam wieczko i ostrożnie wyciągnęłam wycięgnełam niebieski wisiorek, bojąc sie, ze znowu zrobi mi krzywdę. Jednak nic sie nie stało. Wstałam i przyłożyłam go do linii.
Nie, tylko nie to.

~N.~
Może i przyznała mi rację, może zaufała. Ale nie zapomni. 
Wiedziałem, że prawda w końcu wyjdzie na jaw. Pozostały dni, może godziny, gdy jej prawdziwe 'ja' sie ujawni. Wtedy dopiero zaczną sie prawdziwe kłopoty.
Pomyślałem o tym, jakie ona przeżywa katusze. Bez pożywienia przez ponad miesiąc. Z bólem bez konkretnej przyczyny. 
Wchodzę do gry, powiedziałem sobie. Powiem jej. Tylko musze pomyśleć, jak. I muszę być pierwszy. Stracę ją, jeżeli mnie wyprzedzi.

------------------------
Trochę późno, bo już prawie koniec tygodnia, ale lepiej teraz niż nigdy :)
Zaczyna sie gra moi drodzy :) Do jakiej drużyny należycie - Team Nathaniel, czy Team Noel?