poniedziałek, 25 listopada 2013

~ 18 ~

~C.~
Zastygłam, wstrzmałam oddech. 
Najpierw pojawiło się zaskoczenie. Potem strach. Na końcu zrobiło mi się niedobrze, w moim żołądku za długo nie było jedzenia. Walczyłam z własnym ciałem, by nie musieć lecieć do łazienki. Powloli zmieniłam pozycję. A Nathaniel obserwował mnie ostrożnie, jakby obawiał się mojej reakcji. Wzięłam następny kęs.
Nie mogłam uwierzyć. Tyle czasu w męczarniach, dzień w dzień, i to wszystko nagle zniknęło. Tak ot, po prostu, za sprawą magicznej kanapki. Smak nie różnił się niczym od tych, którymi bezskutecznie próbowałam zaspokoić głód w domu. I choć było mi niedobrze, to tym razem czułam się inaczej. Pełna, nasycona. Poczułam przypływ siły, a w moim umyśle pojawiły się setki wniosków.
Nathaniel wiedział o mnie, o tym, co sie ze mną ostatnio działo. Znał odpowiedzi na moje pytania. Nie było innej opcji. Specjalnie podał mi jedzenie. Czy to znaczy, ze on ma tak samo? Inaczej skąd miałby jedznie? Wzięłam głęboki wdech. Być może wystarczy kilka słów i być może powie mi wszystko. Ale wtedy on wygra, nie mogłam tak po prostu się poddać. Musiałam nieco dowiedzieć się sama. Byłam rozdarta, chciałam, by ten koszmar sie skończył, ale nie ufałam Nathanielowi. Sposób w jaki sie zachowywał, raz tajemniczy, raz przyjazny, a w stosunku do Noela wręcz wrogi, napawał mnie lękiem. Poza tym, gdyby chcial mi pomóc, zrobiłby to już dawno. Więc może jest przeciwko mnie? Może uczucie nasycenia to tylko złudzenie? Coś we mnie krzyczało, gdy sięgałam po następną kanapkę. Pogrążasz się!
Przez kilka niemych minut oczy chłopaka śledziły tylko ruch moich ust, ale potem potrząsnął głową, jakby chciał coś z siebie zrzucić i powiedział:
- To jak, zaczynamy?
Byłam u niego do nocy. Nie zapytał sie ani razu, czy mi smakowało, nie zachęcał więcej. Ja zaś przez cały ten czas dyskretnie zjadałam kanapki tak, by nie widział i nie zobaczył żadnej zmiany. Jednak czułam, że widzi. Raz nawet przyłapałam go na dziwacznym uśmiechu, gdy wpatrywał się w ekran komputera, ale nie skomentowałam tego, robiłam dalej swoje. Chociaż już dawno czułam sie pełna, nie przestawałam jeść, bo takiej przyjemności nie czułam od dawna. Konkretniej od pobytu w szpitalu. Na moment w moim umysle pojawił sie Noel, ale kolejny kęs zbawiennego jedzenia uciszył myśli skutecznie.
Tak naprawdę to on zrobił wszytsko, ale chyba nie miał mi tego za złe, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Ja byłam w takim szoku, że nie potrafiłam jasno myśleć. Przyzwyczaiłam sie do tego strasznego uczucia głodu, a teraz, gdy zniknęło, czułam się lekka, wolna, ale także, jakby ktoś coś mi zabrał, ogołocona. Czasem czułam, jak jedzenie przesuwa mi sie spowrotem do gardła, ale nie zwymiotowałam, nie mogłam, przynajmniej nie teraz. Zmarnowanie jedzenia nie wchodziło w grę. Od razu, jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, pomyślałam, że brzmi to conajmniej idiotycznie, ale dla osoby, która od kilku tygodniu nie jadła było to jak najbardziej poważne.
O godzinie 22.00 przyjechał po mnie mój tata. Dopiero wtedy, gdy zakładałam buty w przygotowaniu do wyjścia, usłyszałam pytanie:
- Smakowały ci kanapki?
Zamurowało mnie na moment, ale szybko odzyskałam trzeźwość umysłu. Czy jest w tym jakiś podstęp? Chyba nie. Szkody sobie nie wyrządzę odpowiadając
- Tak, przekaż temu, kto robił, gratulacje. - uśmiechęłam sie nieśmiało.
- Jeżeli chcesz, mogę przynieść ci kilka jutro do szkoły.
I tu mnie ma. Boże, co za kusząca propozycja. Nie wiedziałam, ile będzie trwało, zanim znowu będę głodna. Tydzień, dzień, godzina? Kilka kanapek, nawet gdyby wyschły po pewnym czasie, byłoby zbawieniem. Ale to zbyt prosta opcja. Nie mogę pokazać Nathanielowi, co czułam. Najpierw muszę przekonać się, że mogę mu zaufać, zanim zrobię krok w przód. Przyjecie propozycji byłoby właśnie takim krokiem. Zjadłam zwykłe kanapki - powtarzałam sobie w myślach, odpowiadając.
- Nie, nie trzeba. - pokręciłam głową z bólem, który starałam się ukryć. Robisz dobrze, Claribel.
- Jesteś pewna? To nie jest żaden problem. - wydawał sie zaskoczony, ale także lekko urażony. Przez jeden krótki moment chciałam mu powiedzieć, czego naprawdę chce moje ciało, a czego umysł zabronił.
- Jestem pewna. 
Usłyszałam klakson samochodu. Tata najwyraźniej się niecierpliwił. Szybko zmierzyłam Nathaniela wzrokiem, po czym powiedziałam:
- Do zobaczenia w szkole?
- Jasne. - uśmiechnął się, ale inaczej niż zwykle. Jakby osiągnął sukces.
Myślisz, że wygrałeś? Prychnęłam w myślach. Że teraz mnie masz? Zdaje się, ze jesteś w błędzie. Wygrałeś bitwę, nie wojnę, którą własnie rozpętałeś.
Wtedy zaprzysięgłam sobie, ze koniec z byciem tą słabą, niepoinformowaną. Muszę pokazać mu, ze sobie radzę bez jego pomocy. Także Noelowi, bo on zapewne też jest w to zamieszany. I muszę przekonać się, że mogę im zaufać. Bo nieważne jak bardzo chcę odpowiedzi...

-------------------------
Długo nie było, ale każdy, kto ktokolwiek chodził do szkoły domyśla się, dlaczego :) już w następnym rozdziale projket z Noelem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gorąco dziękuję za każdy komentarz, także ktytyczny, bo to mi niezmiernie pomaga.
Wyłączyłam weryfikację obrazkową, by było wam łatwiej komentować, bo wiem, jakie to odczytywanie jest irytujące.