czwartek, 27 czerwca 2013

~ 6 ~

~C.~
Poczułam zmianę jeszcze zanim otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy, by nieco się rozbudzić. Podniosłam się delikatnie. Ból w ręce zniknął, zapewne za sprawą leków. Byłam spokojniejsza, a to też było olbrzymią zmianą w porównaniu z wczorajszym dniem. 
Znajdowałam się w dużej sali, oświetlonej promieniami słońca. W nozdrza uderzył mi intensywny zapach chemikaliów i krwi. Panowała tam bardzo napięta atmosfera. Po mojej lewej stronie stały trzy łóżka, a w nich kobiety, zagłebione każda w swojej własnej książce. Wszystkie były ode mnie przynajmniej pięć lat starsze, i wydawały się być krytycznie nastawione do świata. Spojrzałam w prawo i się zdziwiłam. Leżał tam chłopak, mniej więcej w moim wieku. Patrzył się w sufit. Miałam dziwne wrażenie, że już go widziałam. Miał oliwkową skórę, ciemne włosy i nienaturalnie niebieskie oczy. Spod kołdry wystawała umięsniona ręka, podpięta aktualnie do kroplówki. Wtedy zdałam sobie sprawę, że i w moich nadgarstku tkwi igła, ale nie zareagowałam. Byłam już spokojniejsza.
Do tego chłopaka chyba dotarło, że się na niego gapię, bo obrócił się w moją stronę i z uśmiechem na twarzy powiedział:
- Hej. 
Przez chwilę nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa, ale potrząsnęłam lekko głową i odpowiedziałam:
- Przepraszam... Hej. 
- Jestem Noel. - odruchowo chciał podać mi rękę, ale powstrzymała go igła i tylko się zaśmiał. - A ty?
- Claribel. 
Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę i myślałam, że na tym skończyła się nasza konwersacja. Byłabym zadowolona, gdyby to okazało się prawdą, bo widniałam na szarym końcu w jakichkolwiek kontaktach z nieznajomymi, ale Noel wydawał się być mną zafascynowany.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytał, unosząc się do pozycji siedzącej.
- Sama nie wiem. - powiedziałam, zwieszając głowę. - Coś dziwnego pojawiło się na mojej ręce, tata spanikował... I już. 
- Hmm... Mogę zobaczyć? - pochylił się nieco w moja stronę. 
- Bandaż. - uśmiechnęłam się, ale jego zachowanie zaczęło mnie niepokoić. - A ty? Co cię tu sprowadza?
- Atak astmy. - zwiesił głowę. - Bywa.
- Och. - trochę mnie zawstydził, nie lubiłam rozmawiać o czyiś chorobach, bo robiło mi się ich żal. - Ile masz..
Chciałam zadać pytanie, ale w tym momencie do pomieszczenia wszedł doktor. Był dość stary, miał może około pięćdziesięciu lat. Siwa czupryna przykrywała cała głowę, tylko w kilku miejscach widać było ciemne włoski. Na oczach miał ogromne okulary, a w ręce trzymał plik kartek.
- Claribel Heatings? - zawołał, a wszystkie kobiety zerknęły na niego przez chwilę, by zaraz wrócić do swoich lektur. Nieśmiało podniosłam rękę. On podszedł do mnie, zasłonił mnie z obu stron sztywnymi kontarami i usiadł na taborecie stojącym obok.
- Dzień dobry. Nazywam się Joseph Craven. Jestem twoim lekarzem. - podał mi rękę, a ja uścisnęłam ją wolną dłonią. Uśmiechnął się. Zdobył moje zaufanie. - Zdaje się, że spotkaliśmy sie wczoraj w tym całym zamieszaniu. 
- Czy jest ze mną bardzo źle? - zapytałam zniecierpliwiona. 
- No cóż... Rana na twojej ręce wygląda strasznie. - skrzywił się lekko, ale potem znów pojawił się na jego twarzy wesoły wyraz. - Jednak wcale nie jest to aż takie poważne. Wczoraj, zaraz po tym, jak zasnełaś, wykonaliśmy dziesiątki badań, by przekonac się, że jesteś całkowicie zdrowa. To... coś na ręce nie wywołało żadnych zmian w ogranizmie. Dla pewności chcieliśmy spróbować to wyciąć, ale wniknęło na tyle głeboko, że ryzyko uszkodzenia mięśni i waznych naczyń krwionośnych jest zbyt duże. 
- Ile tu zostanę? - zapytałam. Jego wywód uspokoił mnie i zaniepokoił jednocześnie, bo nadal nie miałam pojęcia, dlaczego ta rana pojawiła się na mojej ręce.
- Pięć dni. - odpowiedział szybko. - Lub dłużej, jeśli coś się zmieni.
Zaczął wertować kartki i myślałam, że o mnie zapomniał, ale po chwili znów podniósł wzrok i zapytał niezwykle poważnym tonem:
- Kochana, jak dużo jesz? 
To pytanie całkowicie mnie zaskoczyło, ale postanowiłam na nie odpowiedzieć. Przypomniał mi sie poprzedni poranek i ten straszny głód... który właśnie w tamtej chwili wrócił ze zdwojoną siłą. Ledwo udało mi się opanować zgięcie w pół z bólu, bo bałam się, że doktor Craven zechce mnie zatrzymać tu na dłużej, gdy zobaczy, co się dzieje.
- Całkiem dużo. - odpowiedziałam w miarę normalnie, zaciskając zębt.
- Tak też odpowiedzieli twoi rodzice. - doktor pokiwał głową.
- Rodzic. - poprawiłam go. Nie chciałam, by ktokolwiek uważał Patricię za moją matkę.
- Jak wolisz. - spojrzał na mnie dziwnie, po czym kotynuował myśl. - Jednak kilka badań dało takie wyniki, jakbyś nie jadła przez tydzień. Jest to jedyna rzecz, która nas niepokoi, ale chyba czujesz się dobrze, prawda?
- Tak. - pokiwałam głową w desperacji. Chciałam, by już zamknął temat, zanim się wyda, co czuję.
- W takim razie termin wypuszczenia cię nie zostanie zmieniony, jedynie zlecimy ci częste badania. - zebrał kartki i podniósł się. - Do zobaczenia wieczorem, przyjdę, by obejrzeć rękę.
Pokiwałam głową, a on szybko odsunął zasłony i wyszedł.
Spojrzałam na Noela, ale on nawet mnie nie zauważył, tylko wydawał się być zafascynowany. Nie wiem dlaczego miałam wrażenie, że podsłuchał całą rozmowę. Tylko dlaczego?

~N.~

Nie odkryli tego. Wiedziałem to na pewno. Gdyby tak było nie puściliby jej tak szybko. Czyli na razie była bezpieczna. Mimo wszystko postanowiłem być przy niej, gdy będzie przezto przechodzić. Nawet jeżeli nie mogłem jej w jakikolwiek sposób pomóc, dopóki mi nie zaufa. 
Wybrałem w telefonie numer Quentina. Już wiedziałem, co muszę zrobić.

--------------------------

Jak się podoba rozdział 6? Zaczynam się rozkręcać. Tylko nie myślcie, że sprawa N. będzie taka prosta :)

1 komentarz:

  1. super,super. Uwielbiam to jak piszesz! Kiedy dodasz następny rozdział? Czekam !!! :D

    OdpowiedzUsuń

Gorąco dziękuję za każdy komentarz, także ktytyczny, bo to mi niezmiernie pomaga.
Wyłączyłam weryfikację obrazkową, by było wam łatwiej komentować, bo wiem, jakie to odczytywanie jest irytujące.