niedziela, 23 czerwca 2013

~ 3 ~

~C.~
Obudziłam się z myślą - a może to dzisiaj? Może to dzisiaj będzie lepiej niż zazwyczaj? Serce gdzieś głęboko mi podpowiadało, że jestem znowu dwuletnim dzieckiem, które tylko czeka, aż mama zaśpiewa mu piosenkę na powitanie dnia, a tata powygłupia się przy śniadaniu. Jednak wystarczyło, że otworzyłam oczy, a czar prysł. Spojrzałam znów na ten brzydki, biały sufit i w oczach pojawiły się łzy. Wstałam, ale szybko zauważyłam, że na dworze jest jeszcze ciemno. Jedno spojrzenie na zegarek i wszystko stało sie jasne. Czwarta nad ranem. W weekend? To było do mnie niepodobne. Pomyślałam, że trzeba coś ze sobą zrobić, bo nie czułam senności nawet najmniejszym stopniu. Włączyłam komputer, otworzyłam komunikator. Jednak gdy tylko zobaczyłam pustą listę doszłam do wniosku, że nikt normalny nie siedzi o tej godzinie przed ekranem, tylko w łóżku. Byłam wyjątkiem. 
Ostrożnie wyjrzałam na korytarz, ale zapalone światło w gabinecie poinformowało mnie, ze tata jest już na nogach i może chcieć pogadać albo nawiązać ze mną kontakt w inny żałosny sposób, co byłoby najgorszym możliwym początkiem dnia. Wycofałam się z powrotem do pokoju. Wyjęłam książkę i zagłębiłam sie w lekturze, ale szybko poczułam dziwny skurcz w brzuchu. Nie był to zwykły głód, wiedziałam to od razu. Starałam sie to ignorować, ale nietypowe uczucie nie dawało mi spokoju. Musiałam zejść do kuchni i coś zjeść, i to natychmiast, nawet jeżeli ryzykowałam zdemaskowanie. 
Na palcach przemknęłam się przez korytarz i zeszłam po schodach. Z przestronnego holu skręciłam do kuchni i niemal rzuciłam się na lodówkę. Wyciągnęłam jogurt i zjadłam go przy maleńkiej lampce nad blatem. Nim się spostrzegłam, kubeczek był pusty, ale nic się nie zmieniło. Zaskoczyło mnie to, bo ja nigdy nie odczuwałam takiego głodu. Gdyby Patricia nie wpychała we mnie jedzenia trzy razy dziennie, ograniczałabym się do jednego posiłku na tydzień, z niewielkimi przekąskami po drodze.
Stwierdziłam, że może potrzebuję czegoś konkretniejszego, więc wyciagnęłam nieco czerstwy chleb z poprzedniego dnia, szynkę, ser i zrobiłam sobie kanapkę, ale moja nadzieja na zaspokojenie dokuczliwego głodu była płonna. Przeszło mi przez myśl, że to może pragnienie, więc zagrzałam mleko. I to mnie zgubiło. Gdy wyjmowałam gorący napój z mikrofalówki, szklanka wyśliznęła mi się z ręki i spadła na kamienną podłogę, rozbijając sie w drobny mak. Ledwo zdążyłam sie schylić, by zebrać odłamki, usłyszałam na schodach energiczne kroki. No tak, to było nieuniknione. 
- Kim? To ty? Wszystko w porządku? - zdenerwowany głos ojca poniósł sie po pustym domu. Wpadł do kuchni i rozejrzał się dookoła, ale gdy natrafił na mój wzrok zwiesił głowę jakby z zakłopotaniem, ale w jego głosie wyczułam ulgę. - Ach, to ty, Claribel. 
Nie odpowiedziałam. Uparcie wpatrywałam się w maleńkie kawałki szkła na podłodze. 
- Dlaczego wstałaś tak wcześnie? Myślałem, że to Kim, wystraszyłaś mnie nie na żarty. Ona już raz zrobiła nam taki numer, źle się to skończyło...
- Musimy rozmawiać o Kim? - spojrzałam na niego z irytacją. Słuchanie, a tym bardziej włączanie się w rozmowę o tym bachorze nie leżało w zasięgu moich marzeń na ten poranek. Chciałam tylko, żeby tata zostawił mnie w spokoju. Ale nie zamierzał.
- Nie, ja tylko... - uklęknął przy mnie i zaczął zbierać rozsypane okruchy.
- Nie prosiłam o pomoc. - odtrąciłam jego rękę. Mówiłam sobie w myślach "Spokojnie, on tylko chce pomóc, bądź miła", ale ani mi, ani jemu to nie wychodziło.
- To nic. Chciałem ci pomóc. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Nie musiałeś się starać, naprawdę. 
- Dlaczego wstałaś tak wcześnie? - pomimo moich usilnych starań, by go zniechęcić do konwersacji, on się nie poddawał. "Idź na pogaduszki z Kim - pomyślałam - ona przynajmniej wysłucha cię z większym entuzjazmem".
- Byłam głodna.
- Ty? Na serio? - to chyba miał być żart, ale niezbyt mu wyszedł.
- Tak, ale już wracam. Najadłam się. - co za brednie, było dwa razy gorzej niż na początku. 
- Dobrze, w końcu jest jeszcze wcześnie, prawda? - powiedział do moich pleców, bo już szłam w stronę schodów.
Po dziś dzień przeklinam to, że tamtego dnia postanowiłam zamienić moją ulubioną piżamę z rękawami  aż do nadgarstków na lekką koszulę nocną na ramiączkach. Uniknęłabym tego, co stało się gdy tylko weszłam na pierwszy stopień.
- Claribel! Stój! Mój Boże... - ten ton głosu był dla mnie zupełnie nowy, brzmiała w nim nieznana dotąd troska i zdenerwowanie. Nie wyczułam ani jednej fałszywej nuty, co nieco zbiło mnie z tropu. Nigdy jeszcze nie odezwał sie do mnie w taki sposób. 
- Co? Wszystko w porządku? - starałam się za wszelką cenę ukryć emocje.
- Czy ty patrzyłaś dzisiaj w lustro? - nie patrzył mi w oczy, ale na moje prawe ramię i to tak intensywnie, że zaczęłam się bać.
- Nie. Dlaczego miałabym? - kątem oka spojrzałam na rękę, ale nie byłam w stanie niczego dojrzeć. 
- Podejdź do mnie. - wyciągnął do mnie rękę, a jego twarz spoważniała. Dzieliły nas dobre dwa metry.
- Nie, po co? - cofnęłam się o kolejny krok. 
- Claribel, to nie są żarty! Chodź za mną. - poszedł do przedpokoju i stanął przed lustrem, nie spuszczając mnie z oczu, jakbym zaraz miała upaść na ziemię. Mimowolnie, ale powoli, ruszyłam w jego stronę. - Spójrz na swoją rękę. 
Z nieufnością, niczym wystraszone zwierzę, podeszłam bliżej i rzucilam szybkie spojrzenie na własne odbicie. Ale to wystarczyło...

~N.~
Zaczęło się. Coś we mnie krzyczy, rozkazuje mi działać. Mimo iż dobrze wiem, że nie mogę się ujawnić. Ale ona mnie potrzebuje...

-------------------------

Już trzeci! Następny obiecuję opublikować w czwartek lub piątek, a może nawet w środę. Jeżeli się nudzicie, zapraszam na blogi z zakładki "Czytelnia".




1 komentarz:

  1. Bardzo fajne, zaczynam się interesować. Z każdym rozdziałem jest coraz ciekawiej. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. <33

    OdpowiedzUsuń

Gorąco dziękuję za każdy komentarz, także ktytyczny, bo to mi niezmiernie pomaga.
Wyłączyłam weryfikację obrazkową, by było wam łatwiej komentować, bo wiem, jakie to odczytywanie jest irytujące.