wtorek, 25 czerwca 2013

~ 4 ~

~C.~
Nagle zrobiło mi się słabo i niedobrze. Przełknęłam żółć, któa momentalnie pojawiła się w moich ustach. Spojrzałam jeszcze raz.
Cały tył ramienia był czerwony i obrzydliwie spuchnięty. Skóra była pokryta bąblami niczym po oparzeniu, miejscami martwy naskórek aż sypał się ze mnie. Gdzieniegdzie widniały ślady wypływającej krwi, dopiero co zakrzepniętej. Całość była pokryta gęstą ropą. Dopiero wtedy poczułam silny ból i pieczenie, przechodzące w odrętwienie. 
- Mój Boże... - nogi ugięły się pode mną jakby były z waty. Pokój zawirował. Poczułam, że lecę do przodu, ale oparłam się ręką o ścianę, zanim tata mnie złapał. Ostrożnie, walcząc mdłościami podeszłam do kanapy i powoli się na niej położyłam, po czym złapałam się za głowę i wytężyłam myślenie. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?
- Idę obudzić Patricię. - powiedział tata, wbiegając po schodach. Jego słowa ledwo do mnie dotarły. 
Po kilku minutach zjawili się oboje, spięci do granic możliwości. Usiedli obok mnie i spokojnie oglądali moją rękę, nawet jej nie dotykając. Po chwili tata pobiegł zająć się płaczącą Kim, która obudziła się na skutek całego zamieszania. Patricia zaczęła wykręcać moją rękę na wszystkie strony, badając każdy jej fragment. Po chwili była tak spanikowana, że już wyjmowała telefon, by dzwonić na pogotowie. Gdy zjawił się tata z dzieckiem na rękach zaczął ją uspokajać, a mnie rozkazał leżeć i najlepiej się nie ruszać. Posadził Kim na fotelu i prędko wybiegł z pokoju po apteczkę. Następnie razem z Patricią nakładali na mnie masę kremów i kilka warstw bandaży, a ja walczyłam z dreszczami, które pojawiały się przy każdym dotyku.
 Rozpoczęła się poważna dyskusja, w którą ja nie byłam włączona nawet w najmniejszym stopniu. Po pierwszym szoku, jakiego doświadczyłam, zdążyłam już nieco otrzeźwieć, myślałam jaśniej. Zaczęłam rozważać kilka opcji - co mogło się stać? Ugryzienie owada? Infekcja? Choroba? Dawniej, gdy coś było nie tak, mój organizm radził sobie sam, hartował się. Miałam jedynie ogromną nadzieję, że to nic poważnego i szybko wydobrzeję. Myliłam się.
Wykorzystując nieuwagę dorosłych wymknęłam się do kuchni i podjęłam kolejną rozpaczliwą próbę zaspokojenia głodu, ale jabłko, a także szklanka soku nie przyniosły żadnego efektu. Westchnęłam i postanowiłam wrócić do swojego pokoju, przespać się chwilę. Położyłam się i choć próbowałam odrzucać myśli o ręce, to ból dawał o sobie znać coraz bardziej, tak samo jak wszystko dookoła. Drobne plamki krwi na pościeli, skurcze brzucha, wirowanir obrazu przed oczami. Czułam, że zaraz wybuchnę.
Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie pokwapiłam się, by otworzyć, więc tata sam się obsłużył i wszedł do pokoju. Rozejrzał się nerwowo i powiedział:
- Zabieramy cię do szpitala.
- Co? Nie! - podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego ze złością. - Nigdy w życiu!
- Clare, uspokój się. - przykucnął. - Oddychaj. Nie mamy pojęcia, co ci się stało. To może być coś poważnego, choroba, infekcja. Wszystko, rozumiesz? Nie chcę cię zmuszać, ale tym razem to konieczne.
- Ja tam zwariuję! - przestałam kontrolować emocje. - Te igły...
- Nikt cię tam nie skrzywdzi, dobrze? Daję ci piętnaście minut. Ubierz się, spakuj rzeczy, których będziesz potrzebować, jeśli trzeba będzie zostać. Jesli nie, to będzie jedyny raz, kiedy siłą zaciągnę cię do samochodu.
Nie odpowiedziałam, więc on wstał. Wyszedł, drzwi trzasnęły, a ja opadłam na łóżko. Wiedziałam, ze ma rację, i nienawidziłam tego. Z frustracją poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic na uspokojenie, bez skutku. Ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy, potem kilka ubrań wrzuciłam do torby bez żadnej segregacji. To samo zrobiłam z kosmetykami. Z biblioteczki taty wyjęłam książkę, która wpadła mi w ręce i schowałam ją, nawet nie prosząc o pozwolenie, bo kto myśli w takich momentach o pożyczaniu książek? Schodząc na dół usilnie starałam się opanować drżenie rąk, które pojawiło się w  wyniku okropnego stresu.
Pierwszym, co zobaczyłam, była Kim siedząca na schodach, kiwająca się w przód i w tył ze zmęczenia. Potem w polu widzenia pojawiła się Patricia, wystrojona niczym na bal, jak zawsze. Usłyszałam, jak tata woła nas z garażu. Miałam już iść w jego stronę, gdy zatrzymała mnie Patricia:
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - z jej oczu wyczytałam, że jest jeszcze bardziej zdenerwowana ode mnie. Nie chciałam jednak, by zanadto się ze mną zżywała, poza tym zaczęła mnie już irytować. Gdzieś głęboko zadałam sobie po raz kolejny pytanie - za co jej tak nie lubię? Znałam odpowiedź, odkąd tata mnie dla niej zostawił.
- Obchodzi cię to? - nawet na nią nie spojrzałam, tylko wsiadłam do samochodu.
Jechaliśmy krótko, bo o takiej godzinie ulice były niemal puste. Gdzieś za zasłoną szarych chmur wstawało słońce. Nie padało, co możnaby nazwać cudem. Rzedła mlecznobiała mgła, na moich oczach zapaliły się uliczne lampy. Miałam wrażenie, że mój wzrok się wysotrzył, widziałam więcej szczegółów, co mnie zachwycało, widziałam wszytko na nowo. Dzień się zaczynał, ale ja chciałam, by znów była noc. Pragnęłąm uciec od tego początku, bo coś podpowiadało mi, że wszystko się zmieni.
Ból znów się wzmógł. Poprosiłam tatę o tabletki przeciwbólowe, bo nie mogłam już wytrzymać, łzy cisnęły mi się do oczu, ale on odmówił podania mi czegokolwiek przed wizytą u lekarza. Westchnęłam, nie chciałam się kłócić.
Samochód zatrzymał się przed samym wejściem. Mimo tak wczesnej godziny szpital był chyba najbardziej obleganym miejscem w całym mieście. Dookoła stało sporo samochodów, a przez obrotowe drzwi co chwilę ktoś przechodził. Zasmuciło mnie to nieco, bo to przecież najgorsze miejsce, w jakim można się znaleźć.
Weszliśmy do środka. Tata podszedł do zaspanej recepcjonistki i przedstawił jej sytację, a ona bez entuzjazmu zaprowadziła nas do jakiegoś gabinetu, nawet nie wiedziałam, jakiego lekarza. Jednak miałam wrażenie, że nim mniej wiem, tym lepiej dla mnie.
Mężczyzna w średnim wieku, do którego nas przyprowadzono, był równie zaskoczony jak my. Zaczął od położenia mnie na kozetce, potem dokładnie zbadał moją rękę, potem wykonał wszelkie możliwe badania, do jakich był zdolny, ale na nic. Długo milczał, po czym poszedł z nami do innego lekarza, ale i on nie mógł nic zrobić. Latałam od pomieszczenia do pomieszczenia, dotykana przez dziesiątki par rąk, a dreszcze uznawali za kolejne oznaki choroby. Starałam się oddychać, nie panikować, tłumaczyłam sobie, że zaraz wszystko się wyjaśni, ale z każdą sekundą gorzej mi się oddychało, bałam się, że zaraz stracę przytomność albo zwymiotuję i trafię na salę operacyjną. Niestety, było gorzej.
W pewnej chwili wszyscy się rozeszli. Nawet tata i Patricia wyszli. Zostałam tylko ja i pielęgniarka. Milczałyśmy, ale widziałam na jej twarzy troskę. Zrozumiałam, gdy inne kobiety weszły do pokoju, ubrały mnie w szpitalne ubranie i kazały położyć się w łóżku na kółkach. Wmawiałam sobie, że jest dobrze, ale serce waliło mi jak młot. Wbiły mi igłę od kroplówki w rękę, ale nie chciałam nawet myśleć o tym, co płynie przezroczystą rurką.
Otworzyły się drzwi. Jedyne co zobaczyłam, był napis "Oddział Intensywnej Terapii" i twarz taty gdzieś za mną, po czym usnęłam.

------------------------

No i czwóreczka za mną! Chyba trochę się pospieszyłam, miało być trochę później, ale nie mogłam przepuścić pomysłu! Zachęcam do krytykowania :)
Zapraszam na blog o niespełnoprawnej Hani --> http://moje-inne-zycie.blogspot.com/
Okażcie serce!

3 komentarze:

  1. Strasznie fajny rozdział!!!! Fajnie by było żebyś dodała obserwatorów. Czekam na następne rozdziały!!! <33 <33 <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie posiadam profilu Google+ i przez to nie mogę dodać ikonki obserwatorzy, jednak mogę dodać obserwuj przez e-mail. Jeżeli masz Bloggera, to pod Listą czytelniczą znajdziesz przycisk dodaj i tam możesz wpisać URL mojego bloga

      Usuń
    2. Jednak się udało. Miłego czytania!

      Usuń

Gorąco dziękuję za każdy komentarz, także ktytyczny, bo to mi niezmiernie pomaga.
Wyłączyłam weryfikację obrazkową, by było wam łatwiej komentować, bo wiem, jakie to odczytywanie jest irytujące.